Nie żyje Alcides Ghiggia. Najstarszy piłkarski mistrz świata

Patryk Kipigroch
Człowiek, który uciszył sambę na Maracanie w 1950 roku odszedł w 65. rocznicę tamtego finałowego meczu. Spośród czterech bramek, które zdobył dla reprezentacji Urugwaju, ta z lipca 1950 roku ma swoje szczególne miejsce w historii futbolu. Warto więc przypomnieć sobie ten mecz właśnie dzisiaj.

Jest 16 lipca 1950 roku. Stadion Maracana zapełnia się 100 tys. kibiców. Do tej pory nie ma oficjalnej wiadomości, ilu fanów rzeczywiście weszło na największy stadion świata. Tak się złożyło, że ostatni mecz w finałowej fazie grupowej jest tym samym meczem o mistrzostwo świata. Po jednej stronie Brazylijczycy, którzy smaku złota wówczas jeszcze nie znali. Po drugiej Urugwaj, pierwszy mistrz świata z 1930 roku. W radiu i prasie brazylijskiej nikt nie ma wątpliwości - dzisiaj kraj kawy będzie świętować pierwszy tytuł mistrzów świata w piłce nożnej! Nikt w Brazylii nie dopuszczał do siebie innej możliwości niż triumf gospodarzy. Podopiecznym Flavio Costy wystarczał do tego remis. Urugwaj, jeżeli chciał zostać mistrzem, musiał ten mecz wygrać.

Mecz układał się od początku po myśli Brazylijczyków, aż w 47. minucie Friaca strzelił bramkę, która dała prowadzenie gospodarzom. Mistrzostwo wydawało się być już tylko kwestią dotrwania do 90. minuty. Na trybunach zabawa i świętowanie mistrzostwa trwały od początku meczu. Po bramce ich rodaka, muzyka już nigdy nie miała się skończyć. Jednak 20 minut później rozpoczęło się to, o czym wszyscy Brazylijczycy woleliby zapomnieć. Strzał Schiaffino na krótki słupek, po płaskim dośrodkowaniu z prawej strony, pomknął tuż obok bramkarza Brazylii. Wyrównanie jednak nic nie dawało Urugwajczykom, ale dodało im dużo wiary, że mogą zagrać na nosie każdemu, kto przedwcześnie ich skreślił. Tutaj właśnie na scenę wszedł Alcides Ghiggia.

Właściwie to wbiegł, jeżeli sceną nazwiemy pole karne, którego strzegł Barbosa, bramkarz Brazylii. Ghiggia wokół siebie nie miał nikogo, kto mógłby zagrozić mu oddać najważniejszy strzał w życiu. Podbiegł najbliżej jak tylko to możliwe i płaskim uderzeniem, prawą nogą, niezwykle blisko lewego słupka, wprawił w osłupienie cały stadion. Rozpaczliwie interweniującemu obrońcy zabrakło może sekundy, może dwóch, by jego wślizg zmienił tor lotu piłki, choćby i na rzut rożny. 2:1 dla Urugwaju i gospodarze mieli ledwo 10 minut, by jeszcze odwrócić losy nadchodzącego dramatu. W szeregi Canarinhos wdarła się nerwowość z racji uciekającego czasu i mistrzostwa, o którym marzył cały kraj.

Wynik nie uległ zmianie i po końcowym gwizdku zapadła jedynie głęboka cisza z cieszącymi się piłkarzami Urugwaju w tle. Do dziś, jest to najbardziej doniosła cisza, jaką kiedykolwiek słyszał piłkarski świat. Ghiggia, bez którego nie wydarzyłaby się ta piękna historia, był jak dotąd najstarszym żyjącym mistrzem świata i ostatnim żyjącym do dziś piłkarzem Urugwaju, który wyszedł wtedy w pierwszej jedenastce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24