Nocny przewrót we Wrocławiu [KOMENTARZ]

Maciek Jakubski
Tadeusz Pawłowski został nowym trenerem Śląska
Tadeusz Pawłowski został nowym trenerem Śląska www.slaskwroclaw.pl
Stało się. Po dwóch kompromitująco słabych meczach na wiosnę, z posadą trenera pożegnał się Stanislav Levy. Całkowicie zasłużenie. Pisałem już jesienią, że facet nie ma pomysłu na grę i z Czechem Śląskowi bardziej grozić będzie spadek niż puchary. Porównywałem nawet sytuację wrocławskiego klubu do tej z sezony 1992-93, gdy WKS pomimo całkiem dobrego składu, spadł na zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej. Paradoksalnie wtedy trenerem był Tadeusz Pawłowski. Tak, ten sam, który objął schedę po Levym.

Lista "przestępstw" Levego jest długa, jak odległość z Wrocławia do Pragi. Najważniejsze z nich to krótkowzroczność, brak planu na przyszłość, uporczywe trzymanie się tych samych zgranych nazwisk, niechęć do młodzieży, kiepskie czytanie gry oraz nie podejmowanie żadnego ryzyka. Z każdym meczem paranoja trenera tylko się pogłębiała, a jego pomysły taktyczne stawały się coraz bardziej karkołomne. Za taki trzeba uznać chociażby wystawianie w ostatnich meczach Kokoszki na pozycji defensywnego pomocnika, gdzie mógł grać Hateley czy Zieliński, a ustawienie w środku obrony duetu Grodzicki-Gavish.

Mnie dodatkowo Levy irytował konferencjami, na których notorycznie narzekał na brak piłkarzy, a na wszelkie uwagi, co do prowadzenia drużyny, reagował obrażaniem się. A przepraszam, na ostatniej konferencji, po meczu z Ruchem nie narzekał na brak wzmocnień, bo dzień wcześniej dostał czterech nowych piłkarzy. Szkoda tylko, że o skrzydłowym Pichu więcej powiedzieć potrafił trener chorzowian Kocian niż Levy.

Lepiej późno niż później. To przysłowie jednak średnio pasuje do zwolnienia Czecha. Zmiany trenera należało dokonać tuż po zakończeniu rundy jesiennej. Już wtedy nawet ślepiec mógł dostrzec, że Levy nie nadaje się do prowadzenia wrocławskiej drużyny. Mimo to został. Przygotował zespół do rundy wiosennej, a klub zakontraktował 7 (słownie: siedmiu) nowych zawodników, których jak mniemam wybierał Levy. Innymi słowy, zmarnowano dwa miesiące. W grudniu szanse na awans do pierwszej ósemki oceniałem może na 5%, dziś są praktycznie zerowe i trzeba się bić o pozostanie w Ekstraklasie. Widzew już praktycznie spadł, ale Podbeskidzie i Zagłębie będą walczyć do końca. Naprawdę nie trzeba było robić przez dwa miesiące szczegółowych analiz i zastanawiać się, czy Levy awansuje z tą drużyną do ósemki. Wystarczyło popatrzeć na miejsce w tabeli, ilość zgromadzonych punków, liczbę wygranych i styl gry.

W efekcie Pawłowski przejął drużynę przygotowaną motorycznie przez Levego i wzmocnioną wybranymi przez niego piłkarzami. Teraz czeka go podwójnie ciężkie zadanie. Nie dość, że czasu ma naprawdę mało, by to wszystko poukładać, to jeszcze nie może być pewny jak są przygotowani piłkarze. Patrząc na mecze z Lechem i Ruchem, to są wolniejsi i słabsi fizycznie od przeciwników. W dodatku taktycznie wyglądają jakby pierwszy raz w życiu kopali piłkę. Co powinien zrobić Pawłowski? Odsunąć do rezerw Kelemena, Stevanovicia i Milę. Zwłaszcza, że z dwoma pierwszymi nie ma co wiązać przyszłości, ponieważ obaj po sezonie odchodzą. Kończą im się kontrakty. Największy kłopot jest z Milą, który w czerwcu w dalszym ciągu będzie miał dwuletni kontrakt. Odsunięcie zarabiającego krocie kapitana spotkałoby się z lekkim szokiem u postronnych kibiców, ale statystyki nie kłamią: 23 mecze ligowe, 1 bramka, 1 asysta. Nie ma absolutnie żadnych przesłanek, by trzymać na boisku spacerującego rozgrywającego. Ze stałych fragmentów piłkę równie dobrze może wrzucić Dudu czy Hateley, a w środku przydałby się ktoś, kto biega i walczy.

Pawłowski zapowiada porządki, zmiany i walkę. Pytanie tylko, jakim trenerem jest Pawłowski? Na to pytanie chyba nikt nie potrafi odpowiedzieć. Oczywiście pamiętam nieszczęsny sezon 1992-93, gdy trenerem był właśnie Pawłowski. Pamiętam klęski 0:7 w Lubinie, czy 0:5 w Poznaniu na Olimpii. Wprawdzie to była inna rzeczywistość, piłkarze dorabiali sobie sprzedając mecze, ale już w XXI wieku Pawłowski spadał dwukrotnie z Polarem Wrocław. Jednak tu też ciężko porównać osiedlowy klubik, jakim był Polar, do klubu, który w trzech ostatnich latach meldował się na podium Ekstraklasy i gra na stadionie o pojemności 40 tysięcy. Brak doświadczenia w poważnej piłce z jednej strony dyskwalifikuje Pawłowskiego, a z drugiej być może ta świeżość jest potrzebna Śląskowi? Być może legendzie klubu uda się zarazić piłkarzy miłością do klubu?

Mecz z Cracovią już w niedzielę. Spotkanie to da odpowiedź na wiele pytań, a nade wszystko na dwa: czy trener Pawłowski ma odwagę odsunąć od składu statystów i czy jest w stanie z rozbitej drużyny skleić zespół, który utrzyma się w Ekstraklasie. Interesuje mnie też, czy nowy trener przywróci do zespołu Rafała Gikiewicza. Jeśli chodzi o umiejętności sportowe nie jest on gorszy od Kelemena, a taki ruch pokazałby Mili, kto rządzi przy Oporowskiej. Gdybym był trenerem Śląska, to do boju w Krakowie desygnowałbym jedenastkę: Pawłowski - Zieliński, Kokoszka, Adamec, Patejuk - Hateley, Droppa - Pich, Misik (Machaj), F. Paixao (Dankowski) - M. Paixao. Ryzyko spore, ale kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24