Piechniczek: Smuda jest w komfortowej sytuacji

Agata Pustułka / Dziennik Zachodni
Co Antoni Piechniczek sądzi o Donaldzie Tusku, Grzegorzu Schetynie czy Joannie Musze? Co myśli o "gwiazdorzeniu" polskich piłkarzy? Kogo typuje na gwiazdę Euro? Ten wywiad WARTO przeczytać!

Wziąłby Pan do reprezentacji premiera Donalda Tuska?
Jako menedżera, owszem. Wtedy by nam ptasiego mleka nie brakowało. Oj, świetnie by się sprawdził. Czuje piłkę.

Ale tak do ataku? Żeby gole strzelał!
Musiałbym się zastanowić, w jakim ustawieniu. To indywidualista. Jest zdolny do wybitnych zagrań, ale może też zakiwać się na śmierć. Zawsze starałem się wyważyć proporcje, brać do składu indywidualistów, takich jak Zbyszek Boniek, i solidnych robotników, jak Romek Wójcicki, bo piłka, choć tak kochamy Messiego czy Ronaldo, to przede wszystkim gra zespołowa i potrzebny jest gen współpracy. Jasne, solowe akcje zachwycają, ale ktoś temu Messiemu też musi podać. Sam chłopak wszystkiego nie wybiega.

A Grzegorz Schetyna mógłby liczyć na powołanie?
Lubię jego styl gry. Nigdy nie odpuszcza. Zaczai się, przeczeka kryzys na boisku, a potem ruszy do ataku. Tak zupełnie poważnie, to bardzo żałuję, że to nie on odpowiada za całość przygotowań do Euro. Spałbym spokojnie.

Z Pana słów wynika, że ministry Joanny Muchy by Pan w swoim składzie nie widział.
No cóż…

Może ostatecznie chociaż ławka rezerwowych?
Jednak nie. I nie ma z tym nic wspólnego męski szowinizm, który zarzuca się krytykom pani minister. Muszę to powiedzieć: ona się po prostu na piłce nie zna, a moim zdaniem to niedopuszczalne. Nie w tym momencie naszej piłkarskiej historii.

A kibice by do rezerwy prezesa PZPN Grzegorza Latę odesłali.
Proponuję zawieszenie broni do momentu zakończenia mistrzostw. Euro 2012 to jednak sprawa honoru. Nie chodzi o zamiatanie niewygodnych spraw pod dywan. Nie chcę, żeby tę piękną imprezę zmarnować, zanim się odbędzie.

W sprawie braku orzełka narzekania były słuszne?
No tak, ale jego braku nikt na początku nie zauważył. Dziennikarze też nie. Potem afera, a przecież można było spokojnie sprawę załatwić. Orzełki wróciły i bardzo dobrze.

Entliczek, pentliczek, co dziś powie Piechniczek. Wyjdziemy z grupy?
Musimy. To łatwa grupa. Naprawdę łatwa. Mamy wielką szansę. Kluczowy jest pierwszy mecz z Grecją. Trzeba go wygrać. Bez gadania. Wtedy wszystko pójdzie lepiej. Pamiętam na mistrzostwach w Hiszpanii dwa pierwsze mecze z Włochami i Kamerunem, i nic. Byłem bliski załamania, a tu z Peru pięć goli.

Łatwo powiedzieć - wygrać z Grecją. Przecież Pan najlepiej wie, że Polski niemal każdy mecz jest ostatniej szansy lub o wszystko. Serce kibica nie jest w stanie tego wytrzymać!
Ja też mam tego dość, ale niestety wychodzi taki polski charakter. Zawsze wolimy pospolite ruszenie od solidnej roboty na co dzień. Poza tym rzadko jesteśmy faworytami. Po latach tłustych, czyli erze wielkiego Górskiego, a potem trzecim miejscu mojej drużyny w Hiszpanii, przyszły lata chude, choć były przebłyski za Engela i Janasa. Sądzę, że teraz może być tylko lepiej! Nasi piłkarze stają się coraz większymi profesjonalistami i tę pewność siebie mają coraz większą. Dziś piłka to wielkie pieniądze, reklama, odnowa biologiczna, całe sztaby, a myśmy musieli się do zakupu garniturów dokładać.

Nie jest to taka propaganda sukcesu przed mistrzostwami? Może Panu nie wypada inaczej, bo jest Pan wiceszefem PZPN?
Nie mówię pod publiczkę. Z całą odpowiedzialnością podkreślam - mamy dobrą drużynę. Jej filary Wojtek Szczęsny w bramce, Kuba Błaszczykowski, Robert Lewandowski czy Łukasz Piszczek dają nadzieję, że wyjdziemy z grupy i namieszamy.

Akurat wszyscy grają za granicą! Kiedy podczas ostatnich mistrzostw świata wypłynął talent Łukasza Podolskiego, wielu twierdziło, że u nas taki piłkarz to by się zmarnował.
Nie sądzę. Po prostu później wyjechałby do Niemiec. Jego rodzinne losy, emigracja rodziców, wpłynęły na przebieg kariery. Gdyby został w kraju, to pewnie powieliłby los Błaszczykowskiego z korzyścią dla polskiej reprezentacji, bo grałby u nas. Na Zachód też by wyjechał, ale trochę później.

Jak patrzę na tych naszych piłkarzy, to myślę, że straszni się z nich celebryci zrobili. Ważniejsze dla nich, jakie mają fryzury, niż to, co mają w nogach.
Starają się iść z duchem czasu. Proszę mieć litość. Piłkarze to też ludzie. Piłka to dziś sława, wywiady w gazetach, telewizje, a na wyobraźnię działa przykład Davida Beckhama, chyba największego piłkarskiego celebryty. Ale zawsze będę powtarzał, lepiej mieć jednocześnie jego urodę i jego talent, bo lepiej być pięknym, młodym i bogatym niż przeciwnie. Jak nie przeszkadza w graniu, niech wrzucają na głowę co chcą.

Tylko, że nasi to tak jakby tylko na wizycie u fryzjera skończyli i marnują te talenty.
Jednak się nie zgodzę. Bardzo dobrze im robią wyjazdy za granicę. Tam widzą, jaka to harówka, ale też dostają bardzo konkretne pieniądze. U nas robią piłkarską maturę, a w takiej Borussii Dortmund już magisterium, a niektórzy doktoraty. Wracając do Beckhama. On dobrze wie, co to jest ciężka praca i jak kiedyś powiedział, najlepiej wspomina czasy w Manchesterze United, gdy dostawał od trenera niezły wycisk, niż późniejsze lata sławy w Realu. U naszych piłkarzy często dominuje mentalność sklepikarza, a nie wielkiego biznesmena. Jak wyjedzie i zarobi pierwszy milion, to myśli: wystarczy na dwa pokolenia do przodu. Niemiec, jak milion zarobi, to myśli o kolejnych dziesięciu.

Ale liczyć się powinna nie tylko kasa! U nas też piłkarze nieźle zarabiają. A ambicja, duma?
W PRL celem piłkarza, ale też trenera, był wyjazd na Zachód. Udawało się zwykle koło 30-tki. Tak, żeby dorobić do emerytury, finansowo się odbić. Po mistrzostwach świata w RFN drużyna orłów Górskiego dostała takie premie, za które po dodaniu niewielkiej kwoty mogli sobie kupić po BMW i kilku z nich takimi limuzynami wróciło do kraju. My, też za trzecie w końcu miejsce, dostaliśmy talony, ale na samochody marki Dacia. Dziś to się śmieję. Ale cóż, kryzys był, stan wojenny. Dziś wszystko łatwiej przychodzi. Piłkarz podpisuje kontrakt i czy gra, czy nie gra, pieniądze dostaje. Jak ja grałem, to moja pensja była może dwa razy większa od wynagrodzenia dołowego sztygara. Teraz to wielokrotność.

I co z tymi daciami?
Żaden z nas sobie nie kupił. To szwagra uszczęśliwiliśmy, to brata. Niektórzy sprzedali. Teraz jak nasi piłkarze się spiszą, to będą sobie mogli po ferrari kupić. Kibice nie mieliby nic przeciwko.

Bardzo was po tych mistrzostwach władza hołubiła?
Każda władza lubi się ogrzać w blasku sportowej sławy. Każda sport wykorzystuje. Ja się nie dziwię, dobrze to rozumiem. Tak było za PRL, tak jest teraz i będzie. Król Hiszpanii przyjmuje sportowców, i Putin.

Nawet prezydent Lech Kaczyński przyjmował.
No właśnie. Nabija się punkty u wyborców. Nie zapomnę, jak przed meczem z Francją o trzecie miejsce przyszedł do mnie minister sportu i powiedział: Panie Antoni, musicie wygrać. Po latach nikt nie będzie pamiętał, kto był ministrem, ale każdy będzie znał nazwisko trenera.

No właśnie, jak się ten minister nazywał?
Marian Renke. Porządny facet. Realista. Wysokiej klasy dyplomata.

Jako trener miał Pan przesądy?
W Hiszpanii przed meczem z Peru dzwoni do mnie żona i mówi: Antek, ty musisz zdjąć ten garnitur i przebrać się w dres. Znajomi nagabują, ludzie na ulicy radzą. To przyniesie szczęście. I rzeczywiście, wystąpiłem w dresie i wygraliśmy. I już do ostatniego meczu w tym dresie. Poza tym nigdy pierwszy nie wychodziłem z autokaru.

Trener musi lubić piłkarzy?
Nie może ich zagłaskać. Ja wyznaję zasadę, że trener musi być przede wszystkim nauczycielem. Jak trzeba - pochwali, a jak trzeba, to objedzie. Trener musi dawać przykład. Jak sobie biegamy, to nie wypada trenerowi wlec się w ogonie. Ze Stożka czy Czantorii przybiegałem w pierwszej piątce. Dawałem z siebie wszystko. Ale w tamtych czasach mogłem z reprezentacją spędzać 70 do 90 dni treningowych. Mogliśmy się zżyć. Teraz to niemożliwe, bo grają w klubach zagranicznych. To zresztą problem wszystkich drużyn narodowych.

Trudno zapanować nad takim wybuchem piłkarskiego, męskiego testosteronu?
Piłka nożna nie jest dla lalusiów. To twarda walka.

Dziś piłkarze mają wymagania. Np. żony i narzeczone zapraszają na zgrupowania.
Nasi tego nie robią.

Seks przed meczem szkodzi?
Solidny trening na murawie czyni cuda. Żona to jednak lepiej jak jest na trybunach.

Takim naszym pierwszym piłkarskim celebrytą to był chyba Dariusz Dziekanowski. Ciągnął się za nim wianuszek fanek.
No przystojniak z niego to był. Nadal jest, ale talent też miał.

Boniek?
Z nim trzeba było konkretnie. Inteligentny. Waleczny. Potrafił wygrać mecz.

Smolarek?
Pracowitość, siła charakteru. Wzór dla innych. Ale ja też niezwykle ceniłem Janusza Kupcewicza, Andrzeja Iwana.

Niektórzy Panu zarzucali, że w reprezentacji promował Pan śląskich zawodników, a tych z Legii Warszawa sekował.
Ależ ja w Legii spędziłem najlepsze piłkarskie lata. Nigdy nie kierowałem się sympatiami, tylko korzyściami dla drużyny i postawą piłkarzy. To nie moja wina, że Waldemar Matysik na zgrupowaniu był pierwszy na śniadaniu, a na Darka Wdowczyka trzeba było czekać. Obaj byli dobrymi piłkarzami. Każdy trener ma swój "cmentarz" piłkarzy, z którymi nie było mu po drodze. Nawet Ferguson z Beckhama potrafił zrezygnować.

Trenerem reprezentacji został Pan trochę przez przypadek, bo nic nie wskazywało na to, że zostanie odwołany Pana poprzednik Ryszard Kulesza.
Odszedł po tak zwanej aferze na Okęciu, gdy za bramkarzem Józkiem Młynarczykiem, który pojawił się w stanie wskazującym na spożycie, ujęli się koledzy. Sytuacja była trudna, bo przed decydującymi o awansie do Hiszpanii meczami z NRD w składzie zabrakło podstawowych zawodników. Nie spodziewałem się propozycji. Byłem jednym z pięciu kandydatów. Miałem opinię twardego faceta i sukcesy trenerskie. Zdecydował fakt, że znałem NRD-owski futbol, bo jako trener Odry Opole miałem z Niemcami kontakty. Minister Renke poprosił mnie do siebie i powiedział, że nasz awans jest ważny dla całego polskiego sportu. Bo będą dolary na rozwój. Mówił: 2 miliony leżą na boisku. Bardzo mnie tym argumentem przekonał i… zdołował, bo często śniły mi się te cholerne dolary.

Jak pamiętam te mecze w Hiszpanii z Peru, Belgią, Rosją, to ludzie płakali ze szczęścia w domach. Duma rosła, a za oknami szara rzeczywistość PRL.
Piłkarze mieli swoje poglądy polityczne. Nie grali dla chwały generała Jaruzelskiego, ale dla Polski i dla siebie. Mogli się pokazać.

My nie widzieliśmy w telewizji transparentów z napisami "Solidarność".
Bo transmisje były celowo opóźniane.

A mecz z Rosją? Były jakieś odgórne wytyczne w stylu: "wicie, rozumicie"?
Nie. Wiem tylko, że Rosjanie sobie założyli, że mogą z nami odpaść, ale nie mogą z nami przegrać. I był niewyreżyserowany remis.

Panu się śniły te dolary, a co dziś się śni trenerowi Franciszkowi Smudzie?
Mam nadzieję, że w ogóle śpi. W sumie jest w komfortowej sytuacji, bo ze wszystkich trenerów miał najwięcej czasu, żeby przygotować drużynę, przetestować zawodników. Franek nie jest tak elokwentny jak Jerzy Engel, ale myślę, że nie zmarnował czasu.

Kto będzie gwiazdą Polski?
Mam nadzieję, że Lewandowski. Jednak, żeby został królem strzelców, musimy dojść do półfinału.

Jak się nie uda, to Smudę na taczkach wywiozą?
Eee, nie, ale łatwo nie będzie.

Gniew kibiców pana nie dotknął. Po Hiszpanii był przecież awans do Meksyku. Fakt, że nie udały nam się te mistrzostwa, ale dwa razy pod rząd wprowadził pan polską piłkę na światowe salony.
Po Hiszpanii to ja się podałem do dymisji. Czułem się wypalony. Dałem się jednak przekonać. Przed Meksykiem uchodziliśmy za faworytów. Na miejscu załatwił nas jednak klimat. Nie było czym oddychać. Ale w sumie byliśmy blisko wyjścia z grupy. Do Francji już nie pojechaliśmy. Odszedłem.

Potem była Tunezja, Emiraty Arabskie.
I moje wielkie zaskoczenie, gdy po latach w wyborach do Senatu jako kandydat PO w 2007 roku dostałem ponad 207 tys. głosów. Jestem pewien, że głosowali przede wszystkim kibice. Bardzo mnie to poparcie podbudowało. Czułem, że to było takie podziękowanie za Hiszpanię.

Drugi raz nie chciał pan startować. Woli pan przepychanki na boisku od tych przy Wiejskiej?
Na boisku jestem w swojej skórze. Bardzo mnie wkurzyło, że nie ma Euro na Stadionie Śląskim i nie dało się tej decyzji podjętej za rządów PiS zmienić. Przecież rozsądek nakazywał, by Euro zorganizować w Chorzowie. Nawet układ drogowy za tym przemawiał. Nie trzeba byłoby się tak tłumaczyć z niezbudowanych autostrad.

Dziennik Zachodni

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24