Remis Górnika z Koroną. W Zabrzu jest jeszcze nadzieja

Sebastian Gladysz
Górnik Zabrze - Korona Kielce
Górnik Zabrze - Korona Kielce Fot Arkadiusz Gola / Polskapresse
W meczu 36. kolejki Ekstraklasy Górnik bezbramkowo zremisował z pewną utrzymania Koroną. Zabrzanie mają jeszcze szanse zostać w najwyższej klasie rozgrywkowej - o wszystkim rozstrzygnie sobotni mecz z Termalicą.

Stadion w Zabrzu, jak na wtorkowy wieczór, zapełniony był dość szczelnie – na trybunach zasiadło ponad 15 tysięcy kibiców. Na doping fanów piłkarze Górnika nie mogli narzekać. Tymczasem obie drużyny przystąpiły do tego spotkania z osłabieniami w linii obrony. W zespole gospodarzy zabrakło pauzującego za kartki Kopacza, który w ostatnich meczach był najpewniejszym defensorem Górnika. Zadanie zastąpienia go powierzone zostało Szeweluchinowi. W ekipie Marcina Brosza nie mógł zagrać Sylwestrzek, a w jego miejsce na lewej obronie pojawił się Gabovs. To nie był koniec roszad w składach obu zespołów – u zabrzan na ławce usiadł Kante, a szansę gry w pierwszym składzie otrzymał Steblecki, natomiast w drużynie Korony od pierwszej minuty zagrał Aankour, zastępujący Fertovsa.

Początek spotkania był w wykonaniu zabrzan po prostu zły. Korona była zespołem lepiej zorganizowanym, bardziej odpowiedzialnym i szybszym. Plan na ten mecz był dla kielczan prosty – podopieczni Marcina Brosza oddali inicjatywę gospodarzom od samego początku i dawali swobodę w rozgrywaniu piłki tylko Kasprzikowi i środkowym obrońcom. Każdy inny zawodnik natychmiastowo miał rywala na plecach i albo popisywał się indywidualnym zagraniem, albo grał do tyłu. Tam już defensorom Górnika nie pozostawało nic innego, jak próbować znaleźć swoją szansę długą piłką. I o to właśnie chodziło Koronie – zmuszali graczy trenera Żurka do gry w powietrzu, czyli tam gdzie mieli bezapelacyjną przewagę.

Spłycenie świetnej organizacji gry gości w pierwszych fragmentach gry tylko do wygrywania główek byłoby jednak zakłamaniem rzeczywistości. Złocisto-krwiści doskonale radzili sobie w odbiorze i zdecydowanie lepiej operowali futbolówką. Szybkości, z jaką swoje akcje rozgrywali Aankour, Pawłowski i Jovanović, pozazdrościć mógł każdy piłkarz z Zabrza. W poczynaniach Korony brakowało tylko skuteczności i ostatniego podania. W pierwszych dwóch kwadransach tylko raz zakotłowało się w polu karnym Kasprzika. Po rzucie wolnym z boku boiska ofiarnie piłkę wybijali obrońcy Górnika, ale czekał na nią za szesnastką Jovanović. Uderzył on z pierwszej piłki minimalnie nad poprzeczką.

„Górników” w początkowych minutach meczu sparaliżowała stawka tego spotkania. Znów, podobnie jak w Łęcznej, rzucało się w oczy, że najważniejszym celem jest dla nich nie stracić bramki. To nie było dobre nastawienie. Po pierwsze dlatego, że remis w tym spotkaniu nic zabrzanom nie dawał, ale też ponieważ takie nastawienie wymuszało grę asekuracyjną, pozbawioną ryzyka, do najbliższego kolegi, a najlepiej do tyłu. Co gorsza, zawodnicy z Górnego Śląska nawet w takiej grze nie wystrzegali się błędów. Najczęściej mylili się Matuszek i Oss, a jako że oboje chronili prawą stronę boiska, to właśnie tam działo się najwięcej, to tam pożywkę miał Pawłowski.

Nie było jednak tak, że zabrzanie ciągle bili głową w mur. Choć szczelna defensywa zapewniała Treli spokój, to na jego przedpolu kilkukrotnie było groźnie – niecelnie z dystansu uderzał Steblecki, a Gergel wywracał się w polu karnym Korony, lecz bez reakcji ze strony sędziego. Arbiter stał się zresztą bardzo szybko „ulubieńcem” trybun w Zabrzu, bo często gwizdał przewinienia zawodników Górnika. Kilka razy faktycznie był zbyt drobiazgowy, ale większość fauli faktycznie była, bo zabrzanie po prostu byli o tempo spóźnieni – przede wszystkim dlatego że za wolno organizowali się w defensywie.

Taki był przebieg pierwszej połowy, która gdyby nie żywiołowy doping zabrzańskiej publiczności, byłaby lepszym środkiem nasennym niż niejedne tabletki. Brakowało jakichkolwiek strzałów celnych, brakowało również okazji do takowych. Na dobrą sprawę zawodnicy obu ekip potrafili stworzyć niebezpieczną sytuację tylko w wyniku stałego fragmentu gry lub indywidualnego błysku. Organizacja gry w defensywie Korony była bardzo dobra, ale w ofensywie goście radzili sobie lepiej od Górnika tylko do dwudziestego metra przed bramką Kasprzika. Bliżej bramki było jednakowo słabo po obu stronach.

Na drugą połowę gospodarze wyszli z innym, bardziej agresywnym nastawieniem. Być może dowiedzieli się o prowadzeniu Górnika Łęcznej z Podbeskidziem i że tylko jedna bramka dla Termaliki zrzuca ich do 1. ligi? Nie wiadomo, ale po zmianie stron zabrzanie ruszyli z impetem na bramkę Korony. Zawodnicy gości cofnęli się jeszcze głębiej i wydawali się zadowoleni z remisu, czym objawiała się gra na czas Treli przy każdej możliwej okazji. Zabrzanie robili teraz więcej, aby zdobyć bramkę, ale mimo tego to goście byli bliżej gola. Fatalny błąd popełnił Kasprzik i wybił piłkę wprost pod nogi Aankoura. Pomocnik Korony zdecydował się na natychmiastowe uderzenie na opuszczoną bramkę, ale pomimo że udało mu się przelobować wracającego Kasprzika, to uderzył minimalnie obok słupka.

W międzyczasie ataki Górnika nie przynosiły większego efektu. Można było pochwalić zabrzan za agresję i zaangażowanie, ale wciąż mieli ogromne problemy z tworzeniem sobie sytuacji bramkowych. Próbowali więc zza pola karnego, gdzie szczelny okazywał się mur stworzony z kieleckich obrońców. Mur ten już wydawał się kruszeć, już „Górnicy” wydawali się o krok od zdobycia bramki, ale wtedy udawało się gościom przenieść ciężar gry na połowę zabrzan, tam pograć chwilę i wybić z rytmu gospodarzy. Prawdziwa szansa na złotego gola dla podopiecznych Jana Żurka przyszła dopiero w 76. minucie, kiedy to po szybkiej akcji prawą stroną do „główki” doszedł Kante. Hiszpan uderzył jednak obok słupka w wyśmienitej okazji.

Wtedy to w Zabrzu gruchnęła wiadomość, że Termalica zdobyła bramkę w Białymstoku. W tym momencie remis zabrzanom nie dawał absolutnie nic, przy takich wynikach byli o krok od spadku. Dowiedziały się o tym trybuny, które zakomunikowały to donośnie piłkarzom Górnika. Korona umiejętnie jednak przeciągała grę, zabrzanie nie potrafili odnaleźć rytmu z początku drugiej połowy. Minuty upływały bardzo szybko, a będący pod ogromną presją zabrzanie byli bardzo dalecy od zdobycia gola.

Mimo heroicznych prób w doliczonym czasie gry nie udało się zmienić rezultatu. Górnik zremisował z Koroną bezbramkowo i teraz będzie musiał liczyć na cud w Niecieczy i we Wrocławiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24