San Marino odhaczone - wygrywamy i wracamy do rzeczywistości

Sebastian Kuśpik
Reprezentacja Polski pewnie pokonała na Stadionie Narodowym San Marino, 5:0. Gra podopiecznych Waldemara Fornalika znów nie zachwyciła, ale nie będziemy się czepiać, bo to spotkanie musiało się po prostu odbyć, a my mieliśmy je tylko wygrać.

Zobacz zdjęcia z meczu Polska - San Marino (GALERIA)

44 tysiące fanów zasiadło we wtorkowy wieczór na Stadionie Narodowym. Kibiców gości nie odnotowano, choć plotka głosi, że kilku na trybunach się pojawiło.

Trener Waldemar Fornalik zdecydował się na pięć zmian w stosunku do przegranego w piątek meczu z Ukrainą. Marcina Wasilewskiego w środku obrony zastąpił debiutujący w kadrze Bartosz Salamon, Sebastiana Boenischa zastąpił Jakub Wawrzyniak, Daniela Łukasika w środku pola Eugen Polanski, miejsce skrzydłowego Macieja Rybusa zajął Adrian Mierzejewski, a Radosława Majewskiego zastąpił Arkadiusz Milik. Dodatkowo z powodu kontuzji przywodziciela, której na rozgrzewce nabawił się Kuba Błaszczykowski, do składu wskoczył Kamil Grosicki. Kapitanem reprezentacji został tym samym Robert Lewandowski.

Pierwszy raz poważniej zagroziliśmy bramce sanmaryńczyków po dośrodkowaniu z lewego skrzydła na krótki słupek Adriana Mierzejewskiego, ale Bartosz Salamon nie zdołał trafić z dość niewygodnej pozycji w światło bramki.

O ogromnym szczęściu mogli mówić goście w 11. minucie spotkania, gdy z rzutu wolnego z ok. 21. metrów uderzał Robert Lewandowski, a piłkę po rykoszecie w ostatniej chwili zatrzymał instynktowną interwencją Aldo Simoncini. Bramkarz z San Marino zgodnie z oczekiwaniami miał od pierwszego gwizdka pełne ręce roboty – jeszcze nie zdołał pozbierać myśli po rzucie wolnym „Lewego”, a strzałem z dystansu znów próbował zaskoczyć go Krychowiak, ale i tym razem bramkarz zespołu Giampaolo Mazzy, choć na raty, obronił uderzenie naszego zawodnika.

W 20. minucie ekwilibrystyczne uderzenie Lewandowskiego zablokował ręką obrońca i sędzia Henry Johnsen z Norwegii wskazał na „11”, a Robert Lewandowski przerwał fatalną passę 903. minut bez strzelonego gola w reprezentacji Polski, choć oddać trzeba Simonciniemu, że był bardzo blisko obrony tego rzutu karnego. Lewy miał wielką ochotę by zdobyć w tym meczu gola z gry, ale jego próby spełzły na niczym. W drugiej połowie lider klasyfikacji strzelców strzelił drugiego gola z 11. metrów, ale trafić z gry nie potrafił. Gra tuż za wysuniętym napastnikiem (najpierw był to Milik, później Teodorczyk) wcale nie odmieniła postawy snajpera Borussii w narodowych barwach.

Drugą bramkę dla Polski zdobył Łukasz Piszczek, który z łatwością uprzedził obrońcę w polu karnym i wpakował piłkę do siatki obok bezradnego Simonciniego. Lewandowski mógł tylko pozazdrościć skuteczności swojemu koledze z BVB, który zaliczył kolejną bramkę po trafieniu z Ukrainą.

Po pół godzinie gry na wycieczkę pod bramkę Artura Boruca zdecydowali się goście, którzy wyprowadzili naprawdę ładny atak zakończony dośrodkowaniem z prawego skrzydła, przedłużeniem piłki na dalszy słupek przez Selve i mocnym uderzeniem z woleja tuż obok bramki Alexa Gasperoniego.

Po zdobyciu drugiego gola gra Polaków zdecydowanie siadła – brakowało przyspieszenia, ruchu w przednich formacjach i odrobiny kombinacji przy wyprowadzaniu ataków. Niecierpliwić zaczynali się również zmarznięci kibice, którzy gwizdami kwitowali kolejne zagrania „na alibi” w wykonaniu podopiecznych Waldemara Fornalika.

Pierwsza połowa, mimo optycznej przewagi Biało-czerwonych, upłynęła nam pod znakiem rozleniwienia w grze podopiecznych trenera Fornalika od momentu strzelenia drugiego gola. Dostrzegli to również kibice na Stadionie Narodowym, którzy grę Polaków skwitowali siarczystą porcją gwizdów.

Waldemar Fornalik dokonał w przerwie jednej zmiany, wprowadzając do gry Jakuba Koseckiego w miejsce Kamila Glika. Do środka obrony przesunięty został Krychowiak, który na tej pozycji grał przed laty w reprezentacjach młodzieżowych, a do środka pola zszedł Adrian Mierzejewski.

Już w 49. minucie ręką zablokowane zostało w polu karnym dośrodkowanie Kuby Wawrzyniaka i mieliśmy drugi rzut karny dla naszej drużyny. Do piłki ponownie podszedł Lewandowski i tym razem nie pozostawił bramkarzowi San Marino, uderzając potężnie w prawy róg jego bramki.

Po kwadransie drugiej połowy lewym skrzydłem ruszył Grosicki, wpadł w pole karne i zagrał fałszem przed bramkę do niepilnowanego Łukasza Teodorczyka, a napastnik Lecha Poznań dostawił tylko nogę, podwyższając prowadzenie Biało-czerwonych. Teodorczyk w kadrze ma świetną passę. W trzech spotkaniach zaliczył trzeciego gola. Z San Marino zaliczył wejście smoka, bo trafił do siatki przy pierwszym kontakcie z piłką.

Na koniec meczu zmarznięci kibice dostali dawkę długo wyczekiwanych emocji. Po koszmarnym błędzie Krychowiaka oko w oko z Arturem Borucem stanął Danilo Rinaldi, ale nasz golkiper klasycznym "pajacykiem" powstrzymał napastnika San Marino. Narodowy jęknął z zawodu...

Niewykorzystane sytuacje lubią się jednak mścić i w samej końcówce Jakub Kosecki zdobył bramkę po ładnym uderzeniu lewą nogą od słupka, ustalając wynik meczu.

Spotkanie z San Marino zostało rozegrane, odhaczone i tyle. Nie ma co się nad nim rozwodzić. Że wygraliśmy tylko 5:0, a mogliśmy i powinniśmy wyżej? Jakie to ma znaczenie... Trzeba wrócić do rzeczywistości i skupić się na problemach, które uwypukliła nam porażka z Ukrainą. Bolesna porażka, pozbawiająca nas w praktyce szansy na mundial w Brazylii.

Twitter Sebastian Kuśpik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24