W zasadzie ciężko wytypować moment w którym pomiędzy Śląskiem, a Legią zaczęło iskrzyć. Wrocławscy kibice wskażą zapewne rok 2009 i pamiętne wejście kibiców Legii na układzie i późniejsze, powiedzmy, "niesportowe" zachowanie się gości. Jednak cztery lata temu piłkarsko Śląsk nie mógł się jeszcze równać z Legią i mecze pomiędzy drużynami nie miały ciężaru gatunkowego. Dopiero dwa lata temu wrocławianie skończyli sezon wyżej niż warszawianie i nagle zaczęła się zaciekła rywalizacja pomiędzy piłkarzami i zarządami obu klubów.
Wystarczy tylko chronologicznie, w telegraficznym skrócie, przypomnieć wydarzenia z ostatniego roku: na finiszu rozgrywek Śląsk okazuje się lepszy od pewnej siebie Legii. Niejako przy okazji piłkarze z Wrocławia świętując tytuł mistrzowski śpiewają wulgarnie o stołecznym klubie. W rewanżu Warszawa, a konkretnie PZPN, zawiesza połowę drużyny mistrzowskiej. Kolejną bitwę wygrywa jednak Śląsk zdobywając na Łazienkowskiej (to kolejna niezrozumiała decyzja PZPN) Superpuchar Polski. Podobnie jak następną, zakończoną ligowym zwycięstwem 1:0 na Stadionie Miejskim. Kampania zimowa kończy się jednak klęską moralną i sportową mistrzów Polski. Jodłowiec odchodzi do Legii. Wreszcie w ostatnim tygodniu rozgorzała bitwa medialna o bilety.
Rekord frekwencji na Stadionie Miejskim nie padnie, choć na pewno zjawi się na czwartkowym meczu najwięcej kibiców w tym sezonie, czyli zgłoszone 37 tysięcy. Zasługa nie tylko rangi spotkania, czy antypatii wrocławsko-warszawskich, ale głównie tego, że Śląskowi wreszcie udało się uruchomić na Dolnym Śląsku kilkanaście punktów sprzedaży biletów. Po ponad półtora roku od otwarcia stadionu! Inna sprawa, że w chwili obecnej na Stadionie Miejskim trwa wymiana systemu identyfikacji i przy bramkach bilety są sprawdzane ręcznie. Kto nie pojawi się wcześniej na Maślicach, ten może utknąć w kolejkach.
Obie drużyny w ostatniej kolejce Ekstraklasy nie zagrały dobrze na wyjazdach. Trochę lepiej spisała się Legia, która zremisowała na wyjeździe z groźnym Piastem 0:0. Na warszawian posypały się jednak gromy za słabą grę, choć wydaje mi się, że prowarszawskie media histeryzują z innego powodu - Legia poczuła na swoich plecach oddech rozpędzonego Lecha. Wicelider zbliżył się do legionistów na ledwie dwa oczka, a obecna forma poznaniaków jest dużo wyższa. Czy może się zatem zdarzyć, że Legia ponownie przegra mistrzostwo, a do tego polegnie w Pucharze Polski?
Śląsk jednak formą również nie grzeszy, czego dowodem jest chociażby ostatnia klęska z Zagłebiem 0:4, ale wiosną w Pucharze Polski gra naprawdę świetnie. Najpierw dwa razy wrocławianie wypunktowali Flotę Świnoujście, później dwukrotnie pokonali Wisłę Kraków. Zwłaszcza pierwsza połowa meczu we Wrocławiu pokazała, że kiedy Śląsk jest odpowiednio zmobilizowany, to potrafi jednak grać w piłkę.
Ekipa gości przystąpi do spotkania osłabiona. Zabraknie na pewno pauzującego za kartki Janusza Gola, który ponad rok temu rozegrał na Maślicach chyba mecz swojego życia. To właśnie on był głównym architektem wyjazdowego zwycięstwa Legii 4:0. W tym sezonie Gol gra niewiele, jeśli już to właśnie w Pucharze Polski.
We Wrocławiu raczej na pewno nie zagrają także kontuzjowani Jakub Wawrzyniak, Jakub Rzeźniczak, Daniel Ljuboja, Bartosz Bereszyński, Miroslav Radović i Michał Efir, a na ledwie kilkanaście minut gry gotowy jest Jakub Kosecki. Przy takich osłabieniach nawet ciężko zgadywać, kto może ich zastąpić.
Trochę lepszą sytuację ma trener Levy, bowiem w ekipie wrocławskiej pauzuje Adam Kokoszka i to koniec osłabień. Z drugiej strony ławka Śląska jest tak krótka, że problemem może być zastąpienie Kokoszki. Prawdopodobnie zagra ktoś z dwójki Wasiluk - Grodzicki. Czy któryś z nich jest gotowy na Legię?
To jednak nie koniec kłopotów personalnych obu trenerów. Biorąc pod uwagę, że w tym roku Puchar Polski wzniesie drużyna lepsza w dwumeczu, muszą oni pamiętać o rewanżu. A tymczasem wykluczeniem z drugiego pojedynku zagrożonych jest aż sześciu piłkarzy Legii (Furman, Radović, Łukasik, Jodłowiec, Choto, Suler) oraz aż ośmiu Śląska (Mila, Cetnarski, Elsner, Pawelec, Stevanović, Kaźmierczak, Wasiluk, Ćwielong). Prawdę mówiąc we Wrocławiu chyba najbardziej obawiają się nie konkretnych piłkarzy Legii, ale sędziego Szymona Marciniaka. Wprawdzie jest on z Płocka, ale mimo wszystko z Mazowsza.
W konfrontacji wrocławsko-warszawskiej tak naprawdę każdy wynik jest możliwy. Najwięcej zależy od mobilizacji obu drużyn, a także składów w jakich wybiegną na boisko oraz co najważniejsze czy Legia chce dubletu, czy priorytetem jest mistrzostwo Polski. Mądrzejsi będziemy po dzisiejszym wieczorze, gdy okaże się kto przystąpi z zaliczką do rewanżu.
Czytaj więcej o finale Pucharu Polski:
- Finał Pucharu Polski. Czy wrocławanie zdołają się podnieść?
- Finał Pucharu Polski: Legia po raz szesnasty czy Śląsk po raz trzeci?
- Śląsk - Legia. Finał Pucharu Polski obejrzy ponad 30 tysięcy widzów
- Trening Legii Warszawa przed finałem Pucharu Polski (ZDJĘCIA, WIDEO)
- Urban: W Śląsku nie ma gówniarzy (WIDEO)
- Urban: Mila nie miałby życia w Warszawie (WIDEO)
- Żewłakow: To Puchar Polski, tu nie ma faworyta (WIDEO)
- Fizjoterapeuta Śląska zetnie długie włosy, jeśli wrocławianie zdobędą puchar (WIDEO)
- Levy: Legia to bardzo silna drużyna, ale my chcemy wygrać puchar
- Przed finałem Pucharu Polski: Legia musi być we Wrocławiu ostrożna
Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?