Śpiączka uratował Górnika Łęczna przed kolejną porażką

Kaja Krasnodębska
Korona Kielce - Górnik Łęczna 1:1
Korona Kielce - Górnik Łęczna 1:1 Sławomir Stachura/Polska Press
Gdy wydawało się, że Korona Kielce dowiezie skromną wygraną po golu Airama Cabrery (piętnaste trafienie w sezonie), to w 78 minucie karnego wykorzystał Bartosz Śpiączka. Górnik Łęczna dopisuje ważny punkt, ale utrzymania w Ekstraklasie wcale nie może być pewien.

Po emocjach związanych z walką o najwyższe ligowe cele w Lubinie i Warszawie, sobotnie popołudnie przyniosło emocje po drugiej stronie tabeli. Słoneczny dzień oraz wysoka stawka spotkania nie zachęciły jednak wielu ludzi do przybycia na stadion w Kielcach. Mimo sprzyjającej pogody, trybuny bynajmniej nie wyglądały na zapełnione. Puste krzesełka nie mogły jednak zdemotywować piłkarzy. Zwłaszcza gości, którzy po środowej porażce z krakowską Wisłą, przed tą kolejką znajdowali się w naprawdę ciężkiej sytuacji. Jeżeli nie chcą w przyszłym sezonie walczyć w pierwszej lidze, nie mogą pozwolić sobie już na stratę punktów. Zwłaszcza dzisiaj. Do Kielc przyjechali więc pełni ambicji. Również lokalna Korona nie zamierzała oddać punktów bez walki. Podopieczni Marcina Brosza zwyciężając praktycznie zapewniliby sobie pewne utrzymanie.

Nic więc dziwnego, że gospodarze od początku wzięli się do pracy. Nie zwlekając niepotrzebnie zaczęli nacierać na bramkę Sergiusza Prusaka. Konsekwentnie prowadzili grę, przed pierwsze minuty praktycznie dominując rywali. Nie potrafili jednak tego zamienić na bramkę. Akcje Bartłomieja Pawłowskiego, Airama Cabrery czy Rafała Grzelaka przynosiły sporo zagrożenia w polu karnym łęcznian, jednak wziąć brakowało wykończenia lub na drodze ku szczęściu kielczan stawał właśnie Prusak. Golkiper gości rewelacyjnie radził sobie w sytuacjach sam na sam z ofensywnymi graczami Korony.

Jego koledzy nie potrafili tego wykorzystać. Mając oparcie z tyłu, nie zdołali wyprowadzić groźniejszych ataków na połowę rywali. Gra toczyła się głównie na środku boiska, co i rusz zagłębiając się pod bramkę Górnika. Dariusz Trela natomiast długo był bezrobotny. Mógł spokojnie przyglądać się bardzo przyzwoicie pokazującemu się tego dnia Bartłomiejowi Pawłowskiemu. Pomocnik Korony błyszczał, sprytnie ogrywając rywali. Jego poczynania długo nie przynosiły jednak wymiernego efektu. Aż do 22. minuty, kiedy podszedł do rzutu wolnego. Po mocnym dośrodkowaniu, piłka odbiła się od słupka i wpadła prosto pod nogi Airama Cabrery. Ten nie zwykł marnować takich sytuacji, dlatego też umieścił ją w siatce.

Stracony gol bynajmniej nie poderwał gości do walki. Po pół godziny gry okrutne statystyki nadal pokazywały zero celnych strzałów na bramkę Dariusza Treli. Ten jednak bynajmniej nie mógł na to narzekać. Nieco gorszy nastrój musiał mieć siedzący na trybunie Jurij Szatałow. Trener łęcznian, nie mogąc pomóc swoich podopieczni, mógł tylko przyglądać jak z każdą minutą szansa na ich zwycięstwo się oddala. O widmie spadku, Górnicy przypomnieli sobie dopiero w końcówce pierwszej połowy. Wtedy właśnie obudzili się nieco i odważniej ruszyli do przodu. Bartosz Śpiączka zdołał nawet skierować piłkę do siatki, lecz arbiter dopatrzył się pozycji spalonej i nie uznał gola. To jednak tylko dodatkowo zmotywowało napastnika gości, dzięki czemu w 41. minucie był on ponownie bardzo bliski osiągnięcia celu. Tym razem jednak na drodze do szczęścia stanął mu słupek.

Pierwsza połowa, mimo zdecydowanie lepszej postawy gości, zakończyła się więc wynikiem jedynie 1:0. Goście, mając tylko jedną bramkę straty, doskonale zdawali sobie sprawę, że losy tego spotkania można jeszcze odwrócić. Z tą myślą wybiegli na drugą część gry. Od razu wzięli się do pracy. Obraz gry się wyrównał, a zgromadzeni na trybunach kibice, mieli okazję oglądać akcję za akcją z obu stron. Bliżej zdobycia bramki byli jednak gospodarze. Bardzo blisko wpisania się na listę strzelców Diaw, oraz wciąż nacierający w pole karne Bartłomiej Pawłowski. Sergiusz Prusak jednak nie dawał się pokonać, tym samym dając jeszcze swoim kolegom szansę na co najmniej wyrównanie.

Gra wyglądała fajnie, lecz gole wciąż nie wpadały. Szkoleniowcy obu zespołów zdecydowali się więc na roszady. Mimo, że na boisku pojawili się Tomasz Nowak oraz Maciej Szmatiuk, pierwsze skrzypce w ofensywie łęcznian nadal grał Bartosz Śpiączka. Napastnik nie tylko czekał na podania pod polem karnym Treli, lecz sam także kreował sytuację partnerom. W najlepszej, na tacy podał piłkę Grzegorzowi Boninowi, lecz ten minimalnie sie pomylił, kierując piłkę tuż obok słupka.

Ci, którzy zdecydowali się spędzić to sobotnie popołudnie z grupą spadkową, nie mogli narzekać. Mecz był bardzo ciekawie. Szybkie tempo gry, kolejne dobrze zapowiadające się akcje - w Kielcach naprawdę było co oglądać. A największe emocje miały dopiero nadejść. W 77. minucie po zagraniu ręką Elhadji Pape Diawa, sędzia Szymon Marciniak bez wahania wskazał na jedenastkę dla Górnika. Na gola zamienił ją Bartosz Śpiączka, tym samym sprawiając, że łęcznianie wrócili nie tylko do gry, ale także postawili mały krok w kierunku utrzymania. Ta bramka zmotywowała oba zespoły do walki do końca. Zarówno piłkarze Korony jak i Górnika odważnie nacierali w pole karne przeciwników. Różnicę zrobił jednak dopiero wpuszczony w drugiej połowie Vladislavs Gabovs. Wdarł się pod bramkę Sergiusza Prusaka i w starciu z golkiperem Górnika wywalczył rzut karny. Do piłki podszedł Airam Cabrera. Mocno uderzył z jedenastego metra, lecz bramkarz gości idealnie odczytał jego zamiary. Broniąc ten stały fragment gry uratował punkt dla swojej drużyny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24