Stefan Majewski to nie "Doktor" Quinn

Przemysław Franczak/Gazeta Krakowska
Cracovia Kraków 0:0 Legia Warszawa
Cracovia Kraków 0:0 Legia Warszawa Michał Wieczorek (Ekstraklasa.net)
Despota, z którym nie da się wytrzymać, czy trener, do którego wizji futbolu i sposobu pracy nie dorośli polscy piłkarze? Jedno jest pewne. Gdyby to zawodnicy wybierali szkoleniowca reprezentacji Polski, Stefan Majewski o wyśnionej posadzie mógłby zapomnieć.

Ciągnącą się za nim od klubu do klubu złą sławę osoby konfliktowej równoważy jednak bardzo mocna pozycja w środowisku trenerskim i PZPN. 53-letni przyjaciel Zbigniewa Bońka, kolega Grzegorza Laty i faworyt Antoniego Piechniczka czeka więc na swoje pięć minut. Jakie to będą minuty dla polskiej piłki? - Oby krótkie - odpowie większość, bo "Doktor" ma wśród kibiców bardzo kiepski wizerunek.

Jaki jest naprawdę?
Zapytany kiedyś po jednym z ligowych spotkań, dlaczego nie ściągnął z boiska zawodnika, który wyglądał na skrajnie wyczerpanego, Majewski odparł: - Miał jeszcze siłę. Możliwości ludzkiego organizmu są niezmierzone. W sytuacji krytycznej wątła kobieta potrafi podnieść samochód, który przygniótł jej dziecko.
Ta, skądinąd absurdalna, wypowiedź definiuje jego spojrzenie na futbol. Liczą są tylko krew, pot i łzy. Biegasz do upadłego albo wcale. Finezja, biegłość techniczna to kwiatek do kożucha, a improwizacja to grzech.

Najbardziej lubi piłkarzy, którzy przypominają mu samego siebie sprzed lat. Do bólu ambitnych, zadziornych, tuszujących braki zaangażowaniem. Często podkreśla, że udało mu się dużo osiągnąć (40 meczów w reprezentacji, medal na mundialu w Hiszpanii, występy w Bundeslidze), choć nie miał takiego talentu jak inni. Lubi podawać się za przykład. Wśród zawodników buduje autorytet opowiadając o swoich osiągnięciach.

- Niektóre historie są z kosmosu - śmieją się piłkarze.
Ze szczytu list przebojów: "Jak Miroslav Klose się zaciął i nie mógł strzelić gola, to zadzwonił do mnie i od razu mu pomogłem". "Gdyby nie ja, to Michael Ballack nie wypłynąłby w Kaiserslautern".
- Straszny egocentryk, kreuje się na piłkarskiego guru - opisuje go jeden z byłych podopiecznych.
Grając w reprezentacji Polski Majewski chętnie dyskutował z trenerami, sam jednak nie lubi dopuszczać zawodników do głosu. Jest impregnowany na sugestie; racja zawsze jest po jego stronie. Nie znosi sprzeciwu, nie potrafi przyznać się do błędu. Tak odmalowują go piłkarze.

Media również kreślą od lat jego jednowymiarowy portret. Portret posępnego, mrukliwego, nieprzysiadalnego człowieka. Po trosze sam jest sobie winien. Przed mikrofonami wypada źle, publiczne wystąpienia go uwierają. Po porażkach niemal każde pytanie interpretuje jako atak, naburmusza się, staje napastliwy. A że nie jest mistrzem ironii i ciętej riposty, toteż często grzęźnie na mieliźnie mętnych wywodów.

Majewski zresztą wcale nie kryje, że nie lubi dziennikarzy.
- Ciężko traktować was poważnie. Szczególnie, że nie znacie się na piłce - wypalił rok temu w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".
Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie zamkniętego w sobie człowieka, który nie lubi ludzi i sam nie daje się lubić. Ci, którzy znają go lepiej, twierdzą, że to mimowolnie wykreowana maska.
- To normalny, wesoły człowiek - przekonuje Andrzej Iwan, który grał razem z Majewskim w kadrze. - To nie jest typ osoby, o której mówi się, że chodzi własnymi ścieżkami. Owszem, dawniej miał filozoficzne momenty i zdarzało się, że powiedział dowcip, z którego śmiał się tylko on sam, ale potrafił się dopasowywać, starał się być duszą towarzystwa.

Prezes "Pasów" Janusz Filipiak wspomina go jako sympatycznego faceta z szerokimi horyzontami i zainteresowaniami (jego wielkim hobby jest kolekcjonowane maszyn do pisania). - Są w Polsce trenerzy, z którymi można porozmawiać wyłącznie o piłce. Z Majewskim miałem o wiele więcej wspólnych tematów - opowiadał biznesmen, który z "Doktorem" dogadywał się przez dwa lata, mimo że kibice domagali się jego dymisji przez długie miesiące.

Kiedy w końcu odchodził z "Pasów", razem z nim w kraj poszła fama, że w tym zespole "rządzi szatnia". Ta teoria ma jednak gliniane fundamenty, bo Majewski konsekwentnie pozbywał się zawodników, których staż w drużynie i autorytet mogłyby w choć w najmniejszym stopniu zagrozić jego pozycji. Ze składu zniknęli więc Piotr Giza, Marcin Bojarski i Łukasz Skrzyński, na wylocie byli Dariusz Pawlusiński i Arkadiusz Baran. Rewolucja miała opłakane skutki. Z niechcianymi piłkarzami zajął w lidze 4. miejsce (największy sukces Cracovii od dziesięcioleci), a budowana na jego modłę ekipa zaczęła bronić się przed spadkiem.

- Współpraca z nim to była taka harcerska przygoda. Ja byłem zuchem, a on moim druhem - rubasznie opisywał łączące go z przełożonym relacje obrońca Jacek Wiśniewski.
Inni mniej przebierali w słowach. - Drużyna była przy nim zdołowana psychicznie. Majewski prawie z każdym z nas był skonfliktowany, zburzył harmonię i rywalizację - mówił Bojarski.
Podobnie mówili zawodnicy Amiki Wronki, którzy pod batutą "Doktora" zdobyli Puchar Polski i Superpuchar. W innych klubach (Widzew, Zagłębie Lubin) też nie było różowo. Majewski dochrapał się więc etykietki trenera dobrego na krótkich dystansach i ciężkiego w obyciu.

- Na początku potrafi zrobić dobre wrażenie, pośmiać się, podowcipkować. Im jednak dalej w las, tym gorzej. Jeśli poczuje władzę i kontrolę zaczyna być wszechwiedzący, a gdy nie daj Boże pojawią się porażki to jest prawdziwa masakra - opowiada jeden z jego byłych piłkarzy.

Zawodnicy zarzucają mu, że po zwycięstwach jest pierwszy do odbierania gratulacji, a po wpadkach winą zawsze obarcza innych. Wypominanie piłkarzom braku ambicji rzeczywiście bywa "leitmotivem" jego pomeczowych komentarzy. Nie cofa się też przed karami. Zawodnicy "Pasów" przez kilka dni musieli meldować się w klubie bladym świtem i siedzieć w nim po dziesięć godzin.
- Rano wypycham auto z garażu, żeby nie pobudzić gołębi - żartował wtedy Wiśniewski. Szatnia broniła się takimi dowcipami przed wzbudzającym coraz większą niechęć trenerem. Ten tłumaczył, że wprowadza zachodnie standardy.

Oprócz treningów piłkarze mieli w programie oglądanie do znudzenia przegranego meczu z Polonią Bytom. W jedno popołudnie obejrzeli go trzykrotnie. - Takie praktyki sprawiały, że Majewski tracił autorytet. Z jednej strony mówił, że chce zmieniać mentalność polskich piłkarzy, a z drugiej zamiast pomagać zespołowi, budował barykadę między sobą a nami - zauważa jeden z zawodników.
Majewski na ostre ataki odpowiada zawsze tak samo. Krytykujących go piłkarzy sprowadza do jednej kategorii: ludzi, którzy nie potrafią profesjonalnie traktować swoich obowiązków i boją się ciężkiej pracy.
- Jestem osobą wymagającą, ale nie gwałtowną. Nie ma ze mną problemu, jeśli zawodnicy akceptują moje metody i pomysły - mówi o sobie.

Szkopuł w tym, że akceptuje je niewielu. Choć są wyjątki.
- Złego słowa nie dam na niego powiedzieć. Wiele dla mnie zrobił, ba, uratował mi karierę - przekonuje Dariusz Dudka, pomocnik Auxerre i reprezentacji Polski, którego z ostrego życiowego zakrętu jeszcze we Wronkach wyprowadził właśnie Majewski. Młody wówczas piłkarz spowodował wypadek samochodowy, w którym zginęła jedna osoba. Szkoleniowiec pierwszy wyciągnął do niego rękę. Tyran z ludzką twarzą?
- Na pewno nie tyran, ale jest stanowczo zbyt apodyktyczny - uważa Iwan. - To zniechęca ludzi. W tym zawodzie trzeba być dobrym psychologiem, a on nim nie jest.

"Doktorem" został dlatego, że próbował importować pomysły z niemieckiego futbolu, którego jest pokornym wyznawcą (fachu uczył się w szkole w Kolonii). Kiedy o odżywkach, regularnych badaniach i specjalnych dietach (zakazywał picia herbaty, kawy oraz jedzenia m.in. frytek) mało kto nad Wisłą słyszał, on chciał, żeby były normą. Lubi podkreślać, że "kiedy mówił o laptopie, to wszyscy się z niego śmiali, a teraz nie ma trenera, który nie korzystałby z pomocy komputera".

Przeciwnicy zarzucają mu jednak, że laptop to nie wszystko, a z nowinkami bywa na bakier.
- W wywiadach mówi o indywidualizowaniu obciążeń treningowych, a podczas zajęć i tak wszystkich wrzuca do jednego worka - twierdzi jeden z piłkarzy Cracovii.
Patrząc na dość skromne trenerskie dokonania Majewskiego, jego możliwości można skwitować tak: ma wykształcenie i zapał, ale w osiąganiu wielkich wyników przeszkadza mu wyjątkowo trudny charakter.
Czy to dobre referencje dla trenera kadry?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24