Szczęsny: Powoli czuję się liderem Arsenalu. Chcę być kapitanem zespołu

Sebastian Staszewski
- Nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której opuszczam ten klub tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Nie deklaruję, że całe życie będę grał w Arsenalu, ale jeżeli odejdę, to albo będę miał bardzo ważny powód, albo trafię do Barcelony - mówi Wojciech Szczęsny, bramkarz Arsenalu Londyn i reprezentacji Polski.

Jako nastolatek trafił Pan do wielkiego Arsenalu Londyn. Wyjazd w tak młodym wieku był dobrą decyzją?
Najlepszą. Ja tak naprawdę się w tym klubie wychowałem. Jestem tu praktycznie od dzieciaka. Gdybym nie trafił do Arsenalu jako nastolatek, nie byłbym w stanie grać na takim poziomie, na jakim gram teraz.

Arsenal to Pana drugi dom?
Tak. Mamy w Londynie znajomych, przyjaciół, i to nie tylko w seniorach, ale też w zespole młodzieżowym. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której opuszczam ten klub tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Nie deklaruję, że całe życie będę grał w Arsenalu, ale jeżeli odejdę, to albo będę miał bardzo ważny powód, albo trafię do Barcelony.

Młodemu człowiekowi bardzo szybko może odbić sodówka. Panu też to groziło po przejściu do zespołu Kanonierów.
Nie wiem, czy mi odbiła sodówka, ale na pewno bardzo się zmieniłem. Czy na dobre, czy złe - tego nie wiem. Mam swój charakter i się go nie wstydzę. Nie udaję kogoś innego. A to, że dziś robię pewne rzeczy inaczej niż kiedyś, to chyba normalne. Dorastam i się zmieniam.

Gdyby pozostał Pan kilka lat temu w Legii, to czy dziś byłby Pan w tym samym miejscu, w którym Pan jest?
Na pewno nie. Może dalej grałbym w Legii? Nie wiem. Raczej nie występowałbym dla Arsenalu. Jeżeli miałbym okazję wyjechać drugi raz w tak młodym wieku, zrobiłbym dokładnie to samo.

Nie szkoda Panu straconej szansy na współpracę z trenerem Krzysztofem Dowhaniem? To przecież spod jego skrzydeł wyszli tacy bramkarze jak Artur Boruc, który gra w Fiorentinie, Pana kolega z Arsenalu Łukasz Fabiański czy Jan Mucha z Evertonu.
No tak, ale ja przecież gram w Arsenalu, i to bez pomocy trenera Dowhania. Wierzę w to, że gdybym został w Legii, to też zarabiałbym na życie, grając w piłkę, ale na pewno nie tyle i nie tu, w Arsenalu. A jednak wolę być dziś w Londynie.

Kiedy był Pan w Aresenalu rezerwowym, miał Pan myśli, żeby temu pierwszemu, a więc Pana koledze, Fabiańskiemu, powinęła się noga?
Nigdy nie było tak, że kiedy Łukaszowi działo się coś złego, to ja się cieszyłem. To mój dobry kolega, rodak, zawsze kiedy grał, kibicowałem mu.

Oczekiwanie na otrzymanie szansy bardzo się dłużyło?
Czekałem, czekałem i się doczekałem. I tyle. Zawsze najważniejsze jest dla mnie dobro zespołu, więc na pewno z mojej strony nie było żadnej zawiści. Jasne, rywalizujemy, ale wyłącznie na treningach. To może wyjść nam tylko na dobre.

Czuje się Pan liderem Arsenalu?

Powoli tak. Czuję, że kiedy ja coś powiem, to wszyscy słuchają. Bardziej na boisku niż w szatni, ale to chyba ważniejsze. W kadrze i klubie koledzy z zespołu darzą mnie szacunkiem. Nie twierdzę, że jestem jedynym liderem, ale czuję się jednym z nich.

Pasuje Panu ta rola?
Chcę być kapitanem zespołu. Czuję, że jestem w stanie podołać tej odpowiedzialności. Zawsze chciałem być kapitanem i jeżeli dostąpię kiedyś takiego zaszczytu, to założę opaskę z wielką przyjemnością.

Większość osób związanych z polską piłką myśli o Panu przez pryzmat znanego ojca Macieja Szczęsnego. Faktycznie jest tak, że motywuje to Pana, aby być lepszym bramkarzem niż ojciec?
Oczywiście, że tak. Odkąd zacząłem grać w piłkę, moją największą ambicją jest, aby być lepszym od taty: żeby grać na wyższym poziomie niż on, zdobyć więcej trofeów, zagrać i zaistnieć w reprezentacji Polski. No i żeby nikt nie mówił na mnie "Maciek", bo i tak często się zdarzało. To był i jest mój wielki cel. Co ciekawe, tata twierdzi, że jestem już na tym wyższym poziomie, ale - moim zdaniem - muszę jeszcze popracować.

Ojciec był w Pana młodzieńczych latach idolem numer jeden?
Na pewno taką osobą, która była jakimś wyznacznikiem w życiu i futbolu. Nie dopytywałem nigdy zawodników, z którymi tata grał, o niego samego, ale był trochę "inny". Czasami zresztą dowiaduję się o nim różnych ciekawych rzeczy.

Na początku Pana piłkarskiej drogi nazwisko Panu nie przeszkadzało?
Przeszkadzało, i to bardzo. Byłem przecież dzieckiem gościa, który zdradził Legię. Ja i mój brat mieliśmy dosyć ciężko. Dzieciaki nas nie lubiły… Może aż tak nie było to odczuwalne na Agrykoli, gdzie grałem, ale na podwórku i w szkole nie było najprzyjemniej. Kiedy zacząłem grać w Legii, wróć, trenować w Legii, wiadomo, jakie były komentarze. Zdawałem sobie sprawę z tego, że ludzie mówili: "Tata mu załatwił". Nie było to fajnie, ale przyzwyczaiłem się.

Notował w Londynie Sebastian Staszewski / Polska The Times

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24