Wisła Kraków. Alan Uryga ujawnia: Byłem załamany

Rozmawiał Bartosz Karcz
Alan Uryga rozegrał w barwach Wisły już 78 meczów. Wciąż jednak czeka na swojego pierwszego gola
Alan Uryga rozegrał w barwach Wisły już 78 meczów. Wciąż jednak czeka na swojego pierwszego gola Fot. Wojciech Matusik
Rozmowa. - Najbardziej załamał mnie fakt, gdy nie zmieściłem się w meczowej „osiemnastce” - mówi o swojej sytuacji z wiosny piłkarz Wisły Kraków Alan Uryga.

- W mediach społecznościowych pochwalił się Pan, że urlop spędził Pan m.in. w Barcelonie. Wizyta na Camp Nou miała być inspiracją przed nowym sezonem?

- W jakimś stopniu na pewno. To jeden z najbardziej kultowych stadionów na świecie. Dla mnie szczególnie, bo sympatyzuję z Barceloną. Zawsze chciałem odwiedzić to miejsce i mogę powiedzieć, że rzeczywiście Camp Nou robi ogromne wrażenie. Pobudza wyobraźnię. Człowiek chciałby kiedyś zagrać na takim obiekcie.

- Urlop pozwolił Panu odpocząć nie tylko fizycznie, ale i psychicznie po poprzednim sezonie?

- Na pewno tak. Ta przerwa była jedną z dłuższych w okresie letnim, odkąd gram w seniorskiej piłce. Można było wyczyścić głowę, naładować akumulator i z nowymi siłami przystąpić do przygotowań.

- Mówi Pan o wyczyszczeniu głowy. Jakie zatem miał Pan przemyślenia, bo akurat Pan stał się w pewnym sensie ofiarą zmiany trenera w Wiśle. Po przyjściu Dariusza Wdowczyka stracił Pan miejsce w składzie.

- Było ciężko, nie ma co ukrywać. Rozumiem takie sytuacje, staram się to sobie wytłumaczyć w ten sposób, że liczy się dobro drużyny. Przyszedł nowy trener, zmienił jedenastkę na pierwszy mecz. Przyszło pierwsze zwycięstwo po długim okresie bez wygranej, później kolejne. Zrozumiałem, że ten skład trener będzie preferował, bo skoro szło, to trudno było coś zmieniać. Najbardziej załamała mnie jednak sytuacja, gdy nie zmieściłem się nawet w meczowej „osiemnastce”. Miałem takie momenty, gdy byłem mocno poirytowany.

Chyba jednak trudno mi się dziwić, skoro z zawodnika, który grał w podstawowym składzie, nagle stałem się piłkarzem, dla którego brakowało nawet miejsca na ławce rezerwowych. Samopoczucie miałem zatem kiepskie, ale nie zmieniło się moje podejście do treningów. Zauważył to zresztą sam trener, bo na jednej z odpraw powiedział, że bardzo się cieszy, że nie obraziłem się na nikogo, tylko robiłem swoje, ciężko pracowałem.

- Trener powtarza, że częściej trzeba nawet rozmawiać z tymi zawodnikami, którzy nie grają. Pan prócz tej odprawy miał takie rozmowy ze szkoleniowcem?

- Może nie były to jakieś długie, rozmowy, ale kilka razy trener wziął mnie po treningu na bok i tłumaczył mi swoje decyzje. Głównie wtedy, gdy nie mieściłem się w meczowej kadrze. Widziałem, że jemu też jest trudno prowadzić takie rozmowy. Odpowiadałem, że zdaję sobie sprawę z tego, jaka jest rola trenera i wiem, że ktoś musi czasami odpaść. Obrażać się nie ma co.

- A ze strony kolegów miał Pan wsparcie? Arkadiusz Głowacki powiedział mi kiedyś, że bardzo dzielnie Pan znosi swoją sytuację.

- Z Arkiem rozmawialiśmy kilka razy. On również mi powtarzał, że nie ma co się obrażać, bo w ten sposób mógłbym zrobić krzywdę tylko samemu sobie. „Strzelanie focha” w takiej sytuacji nic nie daje. Pozostawało dawać z siebie wszystko na treningach. Zostawałem nawet po nich, żeby jeszcze mocniej popracować czy to na siłowni, czy na boisku.

- Przygotowania już rozpoczęliście, a dla Pana zbliżający się sezon będzie wyjątkowy jeszcze z jednego powodu. Będzie poprzedzał młodzieżowe mistrzostwa Europy w Polsce, w których Pan ma dużą szansę zagrać.

- Jestem pozytywnie nastawiony do przygotowań. Energii i tego pozytywnego nastawienia starczy mi na pewno na cały okres przygotowawczy. Zrobię wszystko, żeby zdobyć uznanie trenera. Zobaczymy, jak to będzie w meczach kontrolnych i już w lidze. Ja jestem przygotowany na wszystko. Będę walczył, a reszta zależy już od decyzji trenera.

- Z Pana słów wynika, że chce Pan dalej grać w Wiśle i mimo sytuacji z wiosny, nie myślał Pan o zmianie otoczenia.

- Jeśli ktoś przez kilka miesięcy nie gra, czy nie mieści się nawet w „osiemnastce”, a jednocześnie czuje, że mógłby na boisku być i coś dać drużynie, to takie myśli o zmianie klubu się pojawiają. Ja jednak liczę na to, że jeszcze Wiśle będę mógł pomóc. Nie chcę odchodzić. Wiele razy powtarzałem, że to jest moje miejsce, tutaj się najlepiej czuję. Zżyłem się z Wisłą, ze sztabem trenerskim, z pracownikami klubu. Kraków to moje rodzinne miasto, w którym spędziłem całe życie. Trudno byłoby mi zmieniać otoczenie. Nie sądzę, żeby to był ten moment, w którym trzeba byłoby podejmować taką decyzję.

- A myślał Pan o zmianie pozycji? Przywoływany już tutaj Arkadiusz Głowacki twierdzi, że jest Pan materiałem na bardzo dobrego stopera w przyszłości.

- Wiele osób mi to powtarza. I to takich, jak właśnie Arek, którzy bardzo dobrze znają się na piłce. Ciężko polemizować z takimi opiniami. Mogę tylko powiedzieć, że z mojej strony nie byłoby żadnego problemu z przesunięciem się o jedną linię do tyłu. Grałem już na środku obrony. Zresztą debiutowałem i pierwsze mecze występowałem właśnie na tej pozycji. Nie boję się gry na środku obrony. To jest tylko kwestia przyzwyczajenia się do występów na tej pozycji, rozegrania kilku meczów. Chodzi głównie o pewne nawyki.

Gdy człowiek rozegrał dwa sezony w pomocy, to jednak przyzwyczaja się, nabiera pewnych zachowań. Dlatego, gdy w poprzednim sezonie miałem zagrać na środku obrony z Maćkiem Sadlokiem, miałem pewne obawy, że może być różnie. Nie wyszło to jednak najgorzej. Później zagrałem jeszcze na środku obrony w ostatniej kolejce w drugiej połowie meczu z Podbeskidziem. Rozmawialiśmy po tym spotkaniu z Arkiem Głowackim. Dostałem kilka instrukcji od kapitana. Sam sobie to też w głowie poukładałem i myślę, że nie byłaby to dla mnie najgorsza opcja, bo lubię grać na tej pozycji.

- Jest w waszej szatni chęć rewanżu za poprzedni, nieudany sezon?

- Może nie rozmawiamy o tym jeszcze zbyt często, ale coś w tym jest, że każdy chciałby odegrać się za poprzedni sezon. Pod koniec poprzednich rozgrywek, gdy mimo katastrofalnej serii, ostatecznie otarliśmy się o pierwszą ósemkę, a później przyszło nam grać w grupie spadkowej i czuliśmy, że to nie jest miejsce Wisły. Ta drużyna, ten klub, nie zasługuje, żeby grać o utrzymanie. Bolało nas wszystkich, że nie możemy bić się o najwyższe cele. I to też będziemy mieć w głowach przed startem kolejnego sezonu. Zrobimy wszystko, żeby nie dopuścić do powtórki. Od pierwszego meczu będziemy chcieli zbierać punkty i będziemy chcieli usadowić się w czołówce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Alan Uryga ujawnia: Byłem załamany - Dziennik Polski

Wróć na gol24.pl Gol 24