Wokół meczu Lechia – Polonia. PGE Arena zdobyta

Jacek Czaplewski
Przedsezonowe apetyty w Gdańsku były wielkie. Lechia na pięknym, nowym obiekcie miała włączyć się do walki o europejskie puchary. Na półmetku drogi o optymizm ciężko, bo biało-zieloni zajmują dopiero 11 miejsce. Na dodatek łupem Polonii Warszawa padła bursztynowa twierdza, niezdobyta przez siedem meczów.

PGE Arena od kuchni - zobacz w serwisie Calapolskakibicuje.pl

Dominacja absolutna „Czarnych Koszul”

Przedostatnia twierdza w T-Mobile Ekstraklasie padła. Co najciekawsze łupem drużyny, która na własnym terenie jeszcze nie została pokonana. Warszawska Polonia przyjechała na bursztynową perełkę, by przerwać passę Lechii, która przez siedem meczów nie dała się pokonać rywalom. Wcześniej, punkty na PGE Arenie tracił między innymi Lech Poznań, Górnik Zabrze, czy też Widzew Łódź. A „Czarne Koszule” przyjechały i już w kwadrans było „pozamiatane”. Kto wie, być może piłkarze Polonii mocno wzięli do serca słowa Józefa Wojciechowskiego, który stwierdził w jednym z wywiadów, że wycofa się ze sponsorowania klubu, jeśli ten nie będzie w ścisłej czołówce na koniec roku. Podopieczni Jacka Zielińskiego grali bardzo pewnie, a prym wiódł autor hattricka, Edgar Cani (nazwany przez jeden z portali „Gdańsz-Cani-nem”) oraz Pavel Sultes. Goście tylko na moment oddali inicjatywę lechistom, którzy z kolei zdobyli kontaktową bramkę za sprawą Razacka Traore. Polonia jednak szybko odpowiedziała trzecim golem i przez dalszą część meczu kontrolowała boiskową sytuację. Podopieczni Zielińskiego w całości zdominowali środek pola. Przez długi czas zmuszali gospodarzy do biegania za piłką. Jeszcze żaden zespół, który przedtem prezentował się na PGE Arenie, aż tak mocno nie przyćmił lechistów i nie obnażył ich fatalnego przygotowania pod względem kondycyjnym.

Gorąca… zima w Lechii?

Pół bramki na mecz. Tak prezentuje się marna, ligowa statystyka gdańszczan. Podopieczni Rafała Ulatowskiego (wcześniej Tomasza Kafarskiego) w 16 spotkaniach strzelili zaledwie osiem goli! Najlepszym (to niezbyt odpowiednie słowo) strzelcem jest Piotr Wiśniewski, który zdobył dwie bramki. Dalej? Po jednym trafieniu mają Razack Traore, Ivans Lukjanovs, Marcin Pietrowski, Mateusz Machaj, Fred Benson i… Piotr Stawarczyk z Ruchu Chorzów – autor samobójczej bramki. Wciąż na pierwszego gola w Lechii czeka Josip Tadić. Chorwat nie trafił do siatki już od 711 minut. Niechlubnym rekordzistą wśród napastników jest również Tomasz Dawidowski (516 minut). Zegar tyka, punkty uciekają, a gdańszczanie nadal grają bez rasowego snajpera. W zeszłym sezonie królował duet Bedi Buval – Razack Traore. Francuz jednak odszedł, Traore został, choć jego forma (nie tylko strzelecka) pozostawia wiele do życzenia. Jak bumerang powraca pytanie więc, czy aby na pewno należało „odstrzelić” Emanuela Olisadebe. Były reprezentant Polski przebywał latem na kilkudniowych testach, lecz ostatecznie nie podpisał kontraktu, gdyż nie zaimponował ówczesnemu trenerowi, Tomaszowi Kafarskiemu. W Gdańsku szykuje się naprawdę gorąca zima. Bramkostrzelny napastnik potrzebny jest jak woda rybie.

„Lechijka nigdy nie spadnie”

Z punktu widzenia kibicowskiego, piątkowy pojedynek przeszedł bez większego echa. Do Gdańska przyjechała zaledwie dwustuosobowa grupa fanów Polonii Warszawa, która swoim dopingiem nie miała szans zaistnieć na bursztynowej arenie. Goście rozwiesili cztery flagi na ogrodzeniu, natomiast piątą - „Praga” – rozłożyli na trybunie. Wszyscy ubrani byli na czarno. Po meczu, w świetnych humorach bawili się i śpiewali wraz z piłkarzami Polonii. Dużo gorsze nastroje panowały w sektorach zajętych przez biało-zielonych. Młyn przy wyniku 1:3 nadal głośno wspierał zespół, aczkolwiek kilkukrotnie w krótkich żołnierskich słowach zaapelowano do zawodników, by zaczęli grać lepiej. Warto odnotować, że vis a vis trybuny, gdzie zasiadają najwierniejsi sympatycy Lechii, pojawił się drugi „młyn”. A w nim… dzieciaki z przedszkoli, które łatwo podchwytywały wszystkie przyśpiewki i bez chwili wytchnienia wspierały drużynę. Zaangażowanie najmłodszych zostało dostrzeżone przez widownię, która nagrodziła ich gromkimi brawami. Na oklaski nie zasłużyli natomiast główni aktorzy piątkowego spektaklu. Tylko kilku zawodników podeszło do kibiców podziękować im za doping. Reszta uciekła do szatni, lub do stref, gdzie udziela się wywiady dla mediów. Z trybun, na odchodne krzyknięto: „Lechijka nigdy nie spadnie”…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24