Żona Smudy zdradza kto ustawia taktykę selekcjonerowi reprezentacji

Anna Górska, Katarzyna Kachel
Małgorzata Drewniak-Smuda, żona selekcjonera reprezentacji Polski
Małgorzata Drewniak-Smuda, żona selekcjonera reprezentacji Polski Andrzej Banaś/Polskapresse
- Gdy poznałam męża, o piłce wiedziałam niewiele i znałam nazwisko tylko jednego piłkarza - Żmudy. Ale teraz się trochę podszkoliłam - mówi żona selekcjonera reprezentacji Polski, Małgorzata Drewniak-Smuda.

Pani ustawia mężowi zawodników?
Ja?! Broń Boże. Robi to świetnie mama męża.

Dobrze się na tym zna?
Doskonale. Interesuje się nie tylko polską, ale i angielską ligą. Ogląda wszystko jak leci w telewizji: mecze, powtórki i skróty.

Czyli przy obiedzie rodzinnym z teściową dominuje temat piłki nożnej?
Przestałam się już nawet złościć, gdy przez telefon nie pyta o mnie, tylko analizuje, kto jak zagrał i dlaczego mąż tak a nie inaczej ustawił piłkarzy. Czasami go mocno skrytykuje.

Słucha jej?
Nie ma wyboru. (śmiech)

Pani ogląda mecze?
Na szczęście mamy dwa telewizory. Czasem patrzę na te ważniejsze spotkania, ale już taka liga niemiecka mało mnie interesuje.

Tak było zawsze?
Gdy poznałam męża, o piłce wiedziałam niewiele i znałam nazwisko tylko jednego piłkarza - Żmudy. I długo byłam przekonana, że to właśnie on do mnie przychodzi do gabinetu okulistycznego. Ale teraz się trochę podszkoliłam.

I zna Pani wszystkich piłkarzy męża?
Tych co grają? Znam.

A tych, co ich mąż powoła na Euro?
No nie wiem, którzy to będą.

A kto gra z numerem 10?
E, aż tak to się nie znam. (śmiech) [Nr 10 na koszulce ma Ludovic Obraniak- przyp. red.]

Kibicuje Pani przed telewizorem?
Raczej tak, choć ostatnio sobie wmówiłam, że gdy oglądam, to nasi przegrywają. No i mam taki odruch, że gdy jest jakaś dramatyczna sytuacja podbramkowa, zmieniam kanały.

I wie Pani, co to spalony?
Wiem, choć nie wyłapuję go tak szybko jak mąż. Ale na powtórce już mam lepsze rozeznanie.

Kiedy ostatnio oglądała Pani mecz na stadionie?
Gdy przegraliśmy z Włochami.

Jak Pani kibicuje? Ręce do góry?
Raczej z głową między kolanami. Koleżanki mi mówią: już możesz się patrzeć.

Mąż ma doła po przegranej?
Czasem złości się, że coś nie poszło po jego myśli i przypadek zadecydował o wyniku.

Nie przynosi emocji do domu?
Nie. Stara się odpocząć i wyluzować. Ja wszystko w domu robię szybko, on niekoniecznie, co czasami mnie denerwuje. Gdy Franek wraca, zderzają się dwa światy: mój, w którym robię wiele rzeczy, i jego, w którym czuję się jak na wakacjach. On wchodzi rano do łazienki, ja zdążę w tym czasie zrobić śniadanie, wyjść z psem, pomalować się i ubrać...

Płaci rachunki?
Kiedyś zaczął się tym zajmować, ale skończyło się tak, że nam wyłączyli prąd.

Czyli święta też na Pani głowie?
Na mojej. Zwykle nie ma czasu na ubieranie choinki, nie mówiąc o gotowaniu. W kuchni jest kulinarnym kaleką. Ostatnio jak przyjechał na kilka dni, to zachorował i nie było szans, by włączył się do jakichś prac. Leżał cały przestraszony, jakby miał wydać ostatnie tchnienie. Jak to mężczyźni mają w zwyczaju. (śmiech)

Karpia pewnie też nie zabija?
Skądże, kupujemy już nieżywego.

Świętujecie tradycyjnie?
Tak, i do tego zwyczajnie. Jedzenie, rodzina, spacery z psem. Choć ten pies to znów bardziej moje zadanie.

Dlaczego?
Bo mąż ma zbyt miękkie serce i zamiast ustawiać psa, daje ustawiać się zwierzęciu. Gdy idzie z labradorem Amorem na spacer, to pies go ciągnie gdzie tylko chce, a on biegnie za nim.

Miękkie serce tylko w domu?
I na filmach. Przeżywa jakby to było w realu.

Zakupy robi?
A, to akurat uwielbia. I to nie tylko bańki, ale ubrania, torebki, bieliznę, a nawet szpilki. Potrafi mnie ciągnąć po sklepach, przymierz to, przymierz tamto - zachęca.

Koszule sam sobie wybiera?
Wszystko. Marynarki, krawaty, szaliki.

Pani mu nie doradza?
Rzadko, bo ma dobry gust.

W kuchni też?
W kuchni lubi jeść tradycyjnie. Kotlecik, żeberka, kapusta, golonka, kaczka. Zupy nie musi być, no chyba że chory, to podaję mu rosołek.

Dba o linię?
Z różnym skutkiem. Ale gdy przesadza, zwracam mu uwagę. (śmiech)

Łasuch?
Raczej nie, ale ptasie mleczko uwielbia.

Ciasta świąteczne?
Makowiec koniecznie.

Kto piecze?
Ja tylko tartę orzechową. Wujek ma piekarnię na Koletek. To rozleniwia.

Główne dania świąteczne?
Karp po żydowsku, barszcz z uszkami, ryby w galarecie, smażone i syberyjskie gołąbki.

Jakie to?
Z kaszy gryczanej, z grzybami i kapustą słodką. Nie ma zawijania, zapieka się je warstwami.

Ile osób zasiada do wigilii?
Kilkanaście. Dzielimy się opłatkiem, jemy, dajemy sobie prezenty. Tak jak wszędzie.

Śpiewacie kolędy?
Mamy porobione śpiewniki i śpiewamy po kolei. To znaczy fałszujemy.

Pierwszy dzień świąt?
Idziemy na obiad do mojej mamy, potem na Rynek na grzańca i do domu. W drugim dniu wybieramy się na prawdziwe kolędowanie do znajomych na 30, 40 osób.

Ludzie Was zaczepiają?
Tak, często, ale już się przyzwyczaiłam.

Chciała Pani, by był trenerem reprezentacji?
Nie byłam zadowolona. I wcale się nie pomyliłam. Dlatego, gdy teraz czasem narzeka, mówię mu: wiedziałeś, co robisz.

Przeraża Panią Euro?
Nie mogę się doczekać, kiedy już się skończy.

Ale wyjdziemy z grupy?
Na pewno.

Mówiła Pani mężowi, że idzie na wywiad?
Tak, i pytałam, co mam odpowiedzieć, gdy mnie zapytają, co umiesz gotować.

A on?
Że nic, bo ma dwie lewe ręce.

Rozmawiały Anna Górska i Katarzyna Kachel / Gazeta Wrocławska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24