Barrientos: Wybrałem Kraków, bo potrzebowałem sportowego wyzwania

Justyna Krupa / Gazeta Krakowska
Jean Barrientos
Jean Barrientos Andrzej Banaś / Gazeta Krakowska
- Wybrałem Kraków, bo potrzebowałem sportowego wyzwania. Jestem przekonany, że to była najlepsza decyzja. Zresztą, propozycja z ZEA to też nie była taka oferta z gatunku "nie do odrzucenia", z gigantycznymi zarobkami - mówi o okolicznościach swojego transferu do Polski Jean Barrientos, nowy piłkarz Wisły.

Jak przebiega Pana aklimatyzacja w Wiśle? Łatwo pewnie nie jest, z racji bariery językowej?
Moja rodzina - żona i córeczka - lada dzień będą w Krakowie. Wcześniej nie przyleciały, bo szukałem odpowiedniego mieszkania. Z nimi nie będę się czuł samotny. To ważne, bo jestem w nowym kraju, którego kultury jeszcze nie znam. Co do kolegów z drużyny, to z każdym dniem integruję się z zespołem. To dość skomplikowana sprawa, gdy trafia się do drużyny, gdzie prawie nikt nie mówi po hiszpańsku. Ale podchodzę do tego spokojnie, bo w futbolu piękne jest to, że tak naprawdę przemawia się nogami. Pomaga mi to, że kilku chłopaków z Wisły grało wcześniej w Hiszpanii i znają trochę zwrotów w tym języku.

Czyli np. Dariusz Dudka jest się w stanie z Panem porozumieć?
Tak, Donald Guerrier też komunikuje się po hiszpańsku. Również Lucas Guedes, który jest w tej chwili kontuzjowany, bardzo mi pomaga. Całe dnie spędza ze mną, pomagał mi szukać mieszkania, pokazuje mi, gdzie można zjeść itd. Ogólnie jestem zadowolony z tego nowego doświadczenia w życiu.

Grał Pan w Vitorii Guimaraes dość regularnie, ale wszystko zmieniło się latem ubiegłego roku, gdy został Pan odsunięty od pierwszej drużyny. Dlaczego?
Wszystko zaczęło się, gdy uznałem, że chcę zmienić otoczenie, bo grałem w Portugalii już dość długo. Miałem konkretną propozycję z Hiszpanii, z Primera Division. Jednak w ostatniej chwili tamta opcja transferu nie wypaliła. A tymczasem ja się pospieszyłem i w wywiadzie powiedziałem, że nie chcę zostać w Guimaraes. To był wielki błąd. W efekcie - znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. Klub próbował znaleźć dla mnie inną możliwość transferu, przejścia do zespołów z centralnej Rosji czy Grecji. To jednak nie były miejsca, do których chciałem w tamtym momencie odchodzić. Klub zaproponował mi też przedłużenie kontraktu z Vitorią, ale na nowych, gorszych warunkach finansowych. Uznałem, że na żadną z tych opcji się nie zgadzam, więc zesłano mnie do rezerw.

Dziennikarze szybko wygrzebali Pana błędy z przeszłości. Ponoć kiedyś wypisywał Pan w mediach społecznościowych komentarze obrażające własnego trenera Rui Vitorię.
Potwierdzam, niestety miało to miejsce. "Zagotowałem się" wtedy i nie potrafiłem myśleć rozsądnie. Kiedyś miałem zbyt silny charakter. Teraz złagodniałem. Po tym, jak musiałem przetrwać pół roku bez gry w pierwszej drużynie, zrozumiałem, że wcześniej popełniałem wiele błędów. Jednak w tamtych czasach wydawało mi się, że jestem lepszy od innych. Nie powinienem był tak myśleć. Ale gdy nie dostawałem szans na grę, robiłem się zły. Reagowałem przesadnie w mediach społecznościowych. Działałem bez pomyślunku. To wszystko działo się jednak trzy lata temu. Od tego czasu się uspokoiłem. W ogóle jestem człowiekiem skromnym i pracowitym, nie mam problemu ze słuchaniem innych. Od kiedy na świecie pojawiła się moja córeczka, dojrzałem.

Nie boi się Pan, że te kilka miesięcy to za mało czasu, by zdążył Pan przekonać do siebie władze Wisły?
Trzeba pamiętać, że miałem dłuższą przerwę w grze w Vitorii. Dlatego właśnie zgodziłem się na to, by mój kontrakt z Wisłą obowiązywał tylko do końca tego sezonu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, będziemy jednak kontynuować współpracę.

Mówiło się, że miał Pan oferty z Partizana Belgrad i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To prawda?
Partizan był mną zainteresowany latem. Natomiast propozycja ze strony klubu z ZEA pojawiła się niedawno. Była interesująca głównie ze względów finansowych. Mógłbym tam po prostu iść po to, żeby zarobić, wiadomo.

Czyli wybierał Pan między ofertą Wisły a intratną propozycją z ZEA?
Tak, wybrałem Kraków, bo potrzebowałem sportowego wyzwania. Jestem przekonany, że to była najlepsza decyzja. Zresztą, propozycja z ZEA to też nie była taka oferta z gatunku "nie do odrzucenia", z gigantycznymi zarobkami. Powiedzmy, że pod względem finansowym oferowali tak cztery-pięć razy więcej. Ale na grę w tamtym regionie mam jeszcze czas.

Od prawie 4 lat mieszka Pan daleko od ojczyzny. Tęskni Pan za tym, czego tu w Europie brakuje? Mauro Cantoro, Argentyńczyk grający przez wiele lat w Krakowie, początkowo najbardziej tęsknił za popijaniem yerba mate.
To fakt. Też jestem uzależniony od yerba mate, przywiozłem sobie trochę (śmiech). Tęsknię za niektórymi rzeczami typowymi dla Urugwaju, ale przez ostatnie pół roku najbardziej tęskniłem za futbolem na wysokim poziomie. Siedziałem w domu, nudziłem się, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. W efekcie miałem aż nadto czasu, by tęsknić za moją rodziną i przyjaciółmi w ojczyźnie. Wtedy rzeczywiście miałem momenty, kiedy chciałem rzucić to wszystko i wrócić do Urugwaju. Jedynym pocieszeniem dla mnie była moja mała córeczka. Jednak teraz, gdy znalazłem się w nowym miejscu, maksymalnie zmotywowany do treningów i gry, nie mam już czasu na nostalgię.

W Polsce wielu kojarzy Urugwaj tylko z futbolem. W końcu to tam odbył się pierwszy mundial.
Tak, w Urugwaju dzieciaki praktycznie rodzą się z piłką przy nodze i w korkach. Dla wielu futbol to brama do kariery. Ale jest u nas też sporo bogatych osób, które nie dorobiły się wcale na piłce, tylko np. na hodowli bydła. Nie jest tak, że futbol to jedyny sposób na zrobienie kariery i ucieczkę do lepszego świata. Tyle tylko, że każdy, jakąkolwiek profesję by wybrał, i tak będzie kochał piłkę.

Wyrzucenie z kadry Luisa Suareza na ostatnim mundialu skończyło się więc w Urugwaju narodową histerią?
Akurat byłem wtedy w kraju. Zrobiła się naprawdę wielka awantura. Osobiście uważam, że to nie było sprawiedliwe, że odesłali go do domu. Mogli go ukarać, ale nie wyrzucać z mundialu. Cały Urugwaj pogrążył się wtedy w smutku. Wszyscy znamy Suareza. Może popełnił błąd, ale to wynikało z tego, że tak bardzo chciał wygrać tamten mecz. Tymczasem nasza kadra bez niego traci nawet 70 proc. potencjału. Uważam, że ogólnie Urugwaj ma najlepszy atak na świecie - Suareza i Edinsona Cavaniego.

Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24