Brzyski w ogniu pytań Ekstraklasa.net: Nie jesteśmy maszynami. Jedziemy na rezerwach sił

Marek Koktysz
Runda jesienna za nami. Legia Warszawa przezimuje na fotelu lidera z pięciopunktową przewagą nad Górnikiem Zabrze. Z kolei Tomasz Brzyski przezimuje na pierwszym miejscu klasyfikacji najlepszych asystentów w T-Mobile Ekstraklasie. Z "Brzytwą" rozmawialiśmy m.in. o minionej rundzie, europejskich pucharach i kontuzjach...

Na początku chciałem zapytać, dlaczego nie zagrałeś z Cracovią? Mówiłeś mi wcześniej, że jesteś zmęczony, ale chodziło tylko o to czy złapałeś jakąś kontuzję?
Lekki uraz, naderwałem mięsień czworogłowy. Stwierdziliśmy, że nie ma co ryzykować, bo jeśli mocniej by się to naderwało, to miałbym kilka miesięcy przerwy. Dlatego zdecydowaliśmy, że w tym roku już nie zagram.

Zasadne jest zapytanie o kontuzje właśnie Ciebie, bo do niedawna byłeś niezniszczalny. W zasadzie jako jedyny z tej drużyny, a to niemałe osiągnięcie.
Chyba sobie sam wykrakałem, bo przed meczem na Cyprze siedzieliśmy na obiedzie i mówiłem, że chyba jako jedyny jeszcze nie miałem kontuzji. No i wykrakałem to, że ta kontuzja jednak się przydarzyła, ale to jest lekkie naderwanie – chyba 8 milimetrów. Myślę, że 10 dni rehabilitacji i już będę w pełni zdrowy, także od stycznia zacznę już na pełnych obrotach.

Kontuzje, to chyba w Legii drażliwy temat. Dziennikarze próbowali o to zapytać Bartka Bereszyńskiego [po meczu z Pogonią Szczecin – przyp.red.], to się bardzo zirytował. Chociaż jego ostatnio chyba łatwo wkurzyć... Ty masz jakieś zdanie na temat tych urazów?

Moje zdanie jest takie, że większość tych kontuzji wynikało z jakiegoś pecha. Radović złamał rękę poza boiskiem, bo chciał tam ratować dziecko, czy upadł niefortunnie i sobie rękę rozwalił. Saganowski też pech, bo mu się, za przeproszeniem, gość "wpieprzył" na boisku i rozwalił nogę.

Kucharczyk też miał taką sytuację, jak mu ktoś w kolano "wjechał".
Dokładnie. Dostał w kolano i rozciął je na tyle, że nie mógł grać. A „Kosa” czy inni, którzy mieli problemy z mięśniami brzucha, to nie były dwudniowe sprawy, tylko to już się latami ciągnęło. W końcu przyszedł moment, że trzeba było operować.

Tak, ale wiesz, że te przypadkowe, pechowe urazy, to jest kropla w morzu kontuzji mięśniowych, które najbardziej wszystkich zastanawiają.
Domyślam się, ale to też wynika z tego, że zmęczenie jest duże, bo wiadomo, że co trzy dni gramy mecze i to ma w jakimś stopniu wpływ na taki stan rzeczy. Mięśnie są zmęczone i... mogę powiedzieć na swoim przykładzie, bo do tej pory nie miałem żadnej kontuzji, a w końcu mięśnie były już tak zmęczone tym graniem, że pękło coś w którymś momencie. Dlatego myślę, że zmęczenie też dużo tutaj daje.

I ma chyba także odbicie na Waszej chwiejnej formie. Bo z jednej strony jest wszystko dobrze, wygrywacie, jesteście liderem, ale przychodzi taki mecz w Bielsku-Białej, który w zasadzie ciężko sklasyfikować.
Ten mecz w Bielsku-Białej jeszcze tak źle nie wyglądał. Wiadomo, że mieliśmy sytuacje, ja sam miałem chyba ze trzy, więc jakbym je wykorzystał to pewnie ten mecz inaczej by się potoczył, bo nie graliśmy tam aż tak fatalnie. Wiadomo, że każdy patrzy inaczej. My, z punktu widzenia zawodników, grających w piłkę inaczej na to patrzymy. Wiadomo – grała pierwsza drużyna z ostatnią, no to każdy mówi „Jak to Legia nie mogła wygrać z takim zespołem?”. Wydaje mi się, że gorsze spotkanie rozegraliśmy z Lechią Gdańsk. To był słabszy mecz niż ten z Podbeskidziem. Z Lechią nie mieliśmy zbyt wielu okazji, a w Bielsku jakbyśmy wykorzystali przynajmniej dwie z czterech czy pięciu sytuacji, które mieliśmy, to pewnie byśmy wygrali ten mecz.

Po tym meczu Jan Urban powiedział, że wyglądaliście jak drużyna z Ameryki Południowej. Trochę nie chce mi się wierzyć, że przestraszyliście się śniegu. Może Dossa Junior, Helio Pinto rzadko coś takiego widzą, ale większość...
Nie, nie. Wyszliśmy bojaźliwie można powiedzieć. Lechia na nas siadła i ewidentnie nie pozwoliła nam rozwinąć skrzydeł i to był problem. W drugiej połowie już to inaczej wyglądało, bo kilka akcji udało nam się stworzyć. No, ale to było za mało, żeby wywieść stamtąd jakiś korzystny wynik.

Trener mówi, że większość drużyny „jedzie już na rezerwach”. Rzeczywiście widać aż tak wielkie zmęczenie w zespole?
W niektórych momentach widać. Są takie mecze, w których gramy na dobrym poziomie, a potem przychodzi lekkie zmęczenie i już te mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Organizm nie daje rady. Nie jesteśmy maszynami i grając co trzy dni, w takim tempie... Bo nie chodzi tylko o granie, a o to też, że dużo jesteśmy w podróży. Przyjeżdżamy o piątej rano, za chwilę o 17 jest trening i musimy jechać do Bydgoszczy czy gdzieś na następny mecz i znowu wracamy o 5 rano. Czyli w ciągu tygodnia mamy trzy noce nieprzespane. To też ma duży wpływ na to, że organizm jest wyczerpany, bo jeżeli byśmy się wysypiali, to może inaczej byśmy reagowali, ale w ciągu tygodnia trzy razy nie spać, to organizm się wyczerpuje. Wiadomo, że spanie jest ważne.

Ale wiesz, że w Europie taki tryb, to jest standard?
No standard, ale... można powiedzieć, że nie do końca. W Europie oni wszędzie latają samolotami, a u nas jeszcze tak nie ma. Może do Poznania lecieliśmy samolotem czy do Gdańska, ale nie do wszystkich drużyn można dolecieć i trzeba jeździć autokarem. Jak rozmawiałem z Adrianem Mierzejewskim, to mówił mi, że na każdy mecz latają samolotem. To są dwie godziny.

Trochę inne pieniądze tam są.
Tak. Czasami u nas jest tak, że się jedzie 6 czy 7 godzin autokarem, co też ma jakiś wpływ na zmęczenie.

Dobrze, że Was na Cypr nie wysłali autokarem.
(śmiech) To byśmy chyba cztery dni jechali.

Mówiliśmy o tych rezerwach sił. Ty osobiście działasz na rezerwach czy już oparach?
Myślę, że na rezerwach, bo już czułem lekkie zmęczenie. Wiadomo, że jest nas mało i trzeba zacisnąć zęby... tzn. wcześniej trzeba było, teraz już nie zaciskam, bo wiem, że już nie zagram. Trzeba było na tej rezerwie "pojechać", bo, tak jak powiedziałem, zostało nas już mało i każdy był potrzebny trenerowi. Ta końcówka była dla nas najważniejsza. Liga się skończyła, mamy 5 punktów przewagi nad drugim miejscem. Mogła być większa, jakbyśmy powygrywali te parę meczów, a zdarzyło się, że przegraliśmy. Myślę jednak, że z przewagi, bo z gry nie do końca, możemy być zadowoleni. Pięć punktów to jest sporo i to nas cieszy. Został nam jeszcze jeden mecz [z Górnikiem Zabrze w 1/8 Pucharu Polski – przyp.red.] a zostało nas naprawdę niewielu, ale mam nadzieję, że sobie poradzimy. Wczoraj zagraliśmy bardzo dobry mecz [z Cracovią, 4:1 – przyp.red.] i mam nadzieję, że powtórzymy to z Zabrzem i przejdziemy do następnej rundy.

Zakończyła się już piłkarska jesień z domieszkami piłkarskiej wiosny. Ta reforma wszystko pokręciła. Jak oceniasz Legię po tej pierwszej fazie?
Początek mieliśmy dobry. Wygraliśmy kilka meczów i to dość wysoko. W lidze można powiedzieć, że wychodzi nam to dobrze. Nie powiem „bardzo dobrze”, bo tak nie było. Przegraliśmy kilka spotkań. Za dużo jak na Legię. Mogę ocenić, że była to dobra runda, bo jesteśmy liderem, co też ma dla nas spore znaczenie, bo wiadomo, że Legia walczy o mistrzostwo w każdym roku. Do końca nie możemy być jednak zadowoleni, bo puchary...

A o tym sobie troszkę później porozmawiamy.
(śmiech) Nie no, myślę, że to była dobra runda. Nie powiem „bardzo dobra”, ale dobra w naszym wykonaniu, bo było kilka meczów naprawdę fajnych.

Patrząc tylko na punkty można dojść do różnych wniosków. Wiadomo, że one później się będą dzieliły. Ale patrząc na grę zespołu, a masz pewne porównanie do Legii z zeszłego sezonu, to drużyna niewiele się zmieniła...
No nie zmieniła się, ale gra się zmieniła. Jak ja przychodziłem do Legii to wygrywaliśmy, ale ta gra nie wyglądała tak dobrze jak na początku ligi. Pod koniec te mecze były raz lepsze, raz gorsze. W tamtej rundzie, w której ja przychodziłem gra była szarpana i zresztą wszyscy zarzucali Legii, że nie gra efektownie, ale wygrywa, że nie ma jakiegoś, swojego stylu. W tym roku Legia zaczęła być chwalona właśnie za swój styl. Wygrywaliśmy, strzelaliśmy dużo bramek, stwarzaliśmy dużo sytuacji podbramkowych. Można było na czymś oko zawiesić, bo dobrych meczów było kilka. Lepiej zaczęliśmy grać piłką.

Nie zmienił się zespół, nie zmienił się trener, w zasadzie nic się nie zmieniło, ale zmieniała się gra...
Przyczyna była taka, że trener potrzebował czasu do tego, żeby drużynę przyzwyczaić do jego stylu gry. Trener był w Legii rok i trochę czasu wcześniej [w latach 2007-2010 – przyp.red.]. Musieliśmy załapać o co mu chodzi i w końcu chyba się udało. Wiem co trener chce grać i próbujemy, staramy się grać to, co nam zaleca.

A komuś bardzo nie pasuje ten styl gry? Nie odnajduje się w tym?
Nie. Wszyscy słuchamy się trenera i tego co ma nam do powiedzenia, przekazania, swoje doświadczenie z boiska też. Staramy się robić na boisku to, co nam założy. To co nam przekazuje przez taktykę, odprawy przedmeczowe chcemy realizować na murawie.

A nie wydaje Ci się, że w Legii, próbującej grać tak, jak chce trener, brakuje jakiegoś ogniwa? Uważasz, że na jakąś pozycję przydałby się teraz ktoś konkretny?
Nie chciałbym się wypowiadać w kwestii transferów. Ja robię swoją robotę, a tego czy ktoś, jakiś zawodnik jest w Legii potrzebny, to już należy pytać trenera. On najlepiej wie jaki zawodnik jest potrzebny.

Rozumiem. Przejdźmy do reformy ligi. Wiemy, że punkty zdobyte teraz i po przerwie zimowej będą się w ostatecznej fazie dzieliły na pół. Przewaga, którą macie wydaje się „całkiem, całkiem” później może się okazać...
Że nie mamy żadnej?

Dokładnie.
Zgadza się. Dlatego będziemy mieli jeszcze dziesięć meczów na wiosnę i zrobimy wszystko, żeby tę przewagę powiększyć. Mamy bezpośrednie spotkania też z tymi drużynami, które są tuż za nami, więc możemy odskoczyć. Musimy być bardziej skoncentrowani. Wiadomo, że ogólnie nasz terminarz będzie mniej napięty, więc małym plusikiem będzie to, że będziemy mieli więcej czasu na przygotowanie się z meczu na mecz.

Czy nie masz wrażenia, że przez ten podział punktów drużyny strasznie kalkulują? Nie bardzo przeżywa się pojedyncze porażki, bo tabela i punkty się podzielą i jakoś to będzie...
Niektóre może tak myślą. My chcemy wszystkie mecze wygrywać. Nam też się to nie podoba, że jest ta reforma i jakieś dzielenie punktów, bo np. my będziemy mieli 10 punktów przewagi nad drugą drużyną czy trzecią i za chwilę przyjdzie podział i mamy 5 punktów. Nagle dwa mecze mogą odebrać mistrzostwo. Dla nas to też jest niezrozumiałe. Wiadomo, że chcielibyśmy grać więcej meczów, bo w Europie każdy gra po 25-27 meczów w rundzie. Chcielibyśmy grać więcej, ale nie na takiej zasadzie, że mamy przewagę 10 punktów, a zaraz się robi młyn, bo dzielą punkty i za możemy stracić ciężko wypracowane mistrzostwo.

I nagle będzie mistrz z kapelusza.
Dokładnie. Dlatego zrobimy wszystko, żeby tę przewagę mieć jak największą. Zobaczymy, co będzie po tych dziesięciu meczach, jaką przewagę będziemy mieli i wtedy zaczniemy myśleć o tych siedmiu meczach, które będą nas czekać.

W zeszłym sezonie mówiło się o lidze dwóch drużyn. Była Legia i Lech, które od pewnego momentu jako jedyne liczyły się na serio w walce o mistrzostwo. Teraz widzisz takiego samego oponenta dla Legii? Mi wydaje się, że nie ma już takiej ligi dwóch drużyn.
Na pewno zaskakuje Wisła, bo każdy spisywał ją na straty, a fajnie sobie radzi. Myślę, że jednak ten Lech, bo się rozkręca i widać, że to będzie taki najgroźniejszy nasz przeciwnik w walce o mistrzostwo. Patrzysz na Górnika, to przez dwa lata pierwszą rundę zawsze miał dobrą, a w drugiej nie mógł meczu wygrać. Ostatnio miał chyba jedenaście czy dwanaście porażek. Także każdy kalkuluje jakoś te rzeczy, ale jednak największym przeciwnikiem będzie Lech Poznań, bo ma bardzo wyrównaną kadrę. Nie poszło im w niektórych meczach, ale rozkręcają się i to ich najbardziej będziemy się obawiać.

Taka była runda dla Legii, a jaka była dla Tomka Brzyskiego? Chyba udana – najlepszy asystent ligi. Spodziewałeś się tak dobrych występów?
Jasnowidzem nie jestem (śmiech). Nie spodziewałem się. Może nie do końca jestem zadowolony z tej rundy, bo jest sporo do poprawy. Zwłaszcza przy tych stałych fragmentach gry. Ćwiczę dużo tego i jestem trochę zły na siebie, że nie strzeliłem w lidze bramki z rzutu wolnego. Nad tym dużo pracuję. Na szczęście udało się w Lidze Europy.

I to jak!
No tak... a co do asyst, to cieszę się, że mogę podawać kolegom, a oni strzelają bramki. Mam trochę tych asyst.

Osiem.
Dziewięć. To znaczy, jak liczę, że dziewięć jest w lidze i dwie w pucharach.

Według oficjalnych statystyk jest osiem w lidze.
Ja sobie liczę dziewięć, bo chyba niektórzy nie liczą tej asysty z Pogonią przy samobóju, a ona się liczy jako asysta. W niektórych magazynach biorą to pod uwagę, a w niektórych nie. Także jest 11 asyst (dwie w pucharach i pozostałe w lidze) na tę rundę, jest nieźle. Ale ja sam siebie nie oceniam, bo są od tego inni. Ja mogę powiedzieć, że jest jeszcze trochę do poprawy w mojej grze w defensywie i w stałych fragmentach. Jak to poprawię, to będzie naprawdę nieźle.

Zahaczyliśmy już wcześniej o temat Ligi Europy. W zasadzie wszyscy wiedzą, jak było, ale jednak, jakbyś mógł, teraz już na chłodno, ocenić ten występ? Jakieś wnioski może masz po tym, co się stało?
Na pewno wynieśliśmy doświadczenie z tych meczów. Na pewno będziemy czerpać z tego. Wygraliśmy tylko jeden mecz. Wnioski z tego wyciągnięmy, będzie to analizowane przez nas i trenera - co zrobić żeby w tej następnej Lidze Europy takie rzeczy się nie powtórzyły. Chociaż można powiedzieć, że z gry, poza meczem z Lazio u siebie, można być zadowolonym. Gra nie wyglądała aż tak słabo, bo chwalili nas za dobrą postawę np. w Rzymie. Tylko skuteczności brakowało. To był nasz ból, że nie potrafiliśmy sobie poradzić z tym, że nie mogliśmy strzelić bramki i zdobywać punktów. Ale z gry naprawdę można być zadowolonym...

Z Lazio, czy Trabzonsporem nie wyglądało to najgorzej.
Nie byliśmy na pewno gorszą drużyną, a przegrywaliśmy. To nas na pewno najbardziej boli, bo jeżeli zasłużyliśmy na przegraną tutaj w Warszawie z Lazio, to po prostu dlatego, że zagraliśmy fatalny mecz i możemy się go wstydzić. To był chyba nasz najgorszy mecz w LE. Za resztę meczów możemy się wstydzić tylko za wynik, bo gra nie była najgorsza.

Cały Internet huczał.
No właśnie. I to najbardziej boli, bo to są takie rzeczy, które w pamięci gdzieś tam zostaną. Mieć tyle meczów w Lidze Europy i nie strzelić gola, to wstyd.

Szczególnie, że drużyny, z którymi graliście, to w większości solidne zespoły, ale jednak europejskie średniaki. A mogliście przecież grać w Lidze Mistrzów, gdzie czekałyby zdecydowanie trudniejsze ekipy. Strach pomyśleć, co tam by się stało.
Można by było gdybać, co by się stało. A może byśmy podeszli do tego inaczej?

Wiem, tylko teoretycznie jednak tam byłyby lepsze zespoły.
Tak, tylko teraz mówi się, że Legia nie poradziła sobie w Lidze Europy, to w Lidze Mistrzów zostałaby zlana. A może inaczej by głowy myślały i inaczej by się do tych meczów podchodziło. Nie wiadomo jakby to było. Ciężko powiedzieć. Dziennikarze mają swoją teorię, że gdybyśmy dostali się do LM, to pewnie byśmy dostawali po 10:0.

W zasadzie to takie gdybanie, hipotetycznie bylibyście pewnie w grupie z Schalke, Chelsea...
No tak, ale byliśmy w Lidze Europy, nie pokazaliśmy za dużo. Mam nadzieję, że zdobędziemy mistrzostwo Polski i zagramy jeszcze raz o tę Ligę Mistrzów i tym razem nie damy takiej plamy.

Już po nieudanej przygodzie z Ligą Europy, trener Urban i prezes Leśnodorski stwierdzili, że po odpadnięciu z eliminacji do Ligi Mistrzów ze Steauą w zespole podupadło morale. Mierzyliście w Ligę Mistrzów, nie udało się i została Liga Europy, niejako na pocieszenie. Z tyłu głowy z kolei zostało to, że „kurcze, mogłem grać teraz z Chelsea”.
Była ogromna szansa, żeby grać w Lidze Mistrzów, bo Steaua Bukareszt, to była drużyna w naszym zasięgu. Powinniśmy ten mecz, zwłaszcza u siebie, bo z Rumunii przywieźliśmy dobry wynik, wygrać. Tutaj coś się stało, że straciliśmy głupio te dwie bramki. Chcieliśmy to odrobić, strzeliliśmy dwa gole, ale to było za mało. Przy wyniku nawet 0:0, to my byśmy byli w Lidze Mistrzów. Dlatego... no trochę nas to podłamało.

Dlatego, to był upadek z wysoka i na twarde podłoże.
Może i tak, bo liczyliśmy na ten awans. Jak się przywozi z wyjazdu remis bramkowy, to u siebie się inaczej patrzy na mecz i chciałoby się wygrać, bo został tylko taki malutki kroczek, żeby w tej Lidze Mistrzów zagrać, a po pięciu minutach ten krok się zrobił taki duży. Jak drużyna przeciwna przyjeżdża i od razu strzela dwie bramki, to ciężko jest się odbudować, ale my jeszcze chcieliśmy. Stać nas było na dwie bramki, które i tak nam nic nie dały.

W zasadzie tylko wyjście z twarzą.
No właśnie, wyjście z twarzą, ale była wielka szansa, której nie wykorzystaliśmy. Była wielka i każdy pewnie był rozczarowany, że Legia z takim przeciwnikiem nie poradziła sobie i nie załapała do Ligi Mistrzów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24