Co nas czeka na Euro? Nalot Rosjan, a może inwazja chińskich reporterów?

Michał Wieczorek
Holendrzy na stadionie robią niesamowite wrażenie - zapełnione przez nich trybuny są całe pomarańczowe
Holendrzy na stadionie robią niesamowite wrażenie - zapełnione przez nich trybuny są całe pomarańczowe Grzegorz Gałasiński
99 dni pozostało do Euro 2012. Przedsmak wielkiej imprezy poczuliśmy w środę na Stadionie Narodowym. O to, co czeka polskich kibiców podczas samego turnieju zapytaliśmy dziennikarzy, którzy pracowali na ostatnich wielkich, piłkarskich turniejach.

Lokomotywa musi się rozpędzić

Minister transportu Sławomir Nowak za stwierdzenie, że "drogi na mistrzostwach nie grają" raz już musiał przepraszać. Za 4 miesiące przyjdzie zrobić mu to raz jeszcze, bo zarówno dla kibiców, jak i dziennikarzy relacjonujących turniej, transport to kluczowa kwestia. - Nieprzypadkowo UEFA określa wymogi nie tylko w kwestii stadionów - mówi Rafał Musioł z "Dziennika Zachodniego", który relacjonował Mistrzostwa Świata w Niemczech i Euro w Austrii i Szwajcarii.

- Pociągi i dworce w trakcie takiej imprezy są przepełnione - wspomina dziennikarz, który i tak był w komfortowej sytuacji, bo zarówno w Niemczech, jak i Austrii i Szwajcarii przejazdy dla żurnalistów były darmowe. Fundowali je sponsorzy mistrzostw, którymi zostawały spółki obsługujące w tych krajach kolej. - Płacić trzeba było tylko, kiedy jechaliśmy z Austrii do Szwajcarii, a trasa na krótkim odcinku biegła przez terytorium Niemiec - wspomina Jacek Sroka z tej samej redakcji. - Nikt oczywiście tego nie robił - wspominają z przymrużeniem oka dziennikarze. - Problem w pociagu był tylko wtedy, kiedy ten przekraczał prędkość 200 km/h. Przestawał działać internet - śmieje się Grzegorz Gałasiński, fotoreporter "Dziennika Łódzkiego". O to w Polsce i na Ukrainie martwić się nie będzie trzeba...

Na mundialu w RPA pociągiem, czy miejskim autobusem nie odważył się jechać żaden z reporterów. - Chyba tylko "Bobo" Bobowski, z którym mieszkaliśmy, pojechał pociągiem, ale miło tego nie wspominał - mówi Rafał Romaniuk z "Przeglądu Sportowego", który był w Republice Południowej Afryki. Strachu najadł się kilka razy, choć miał więcej szczęścia niż jego koledzy z "Gazety Wyborczej", którym miejscowi z samochodu ukradli sprzęt. Dom, w którym Romaniuk mieszkał z kolegami po fachu, otoczony był drutem kolczastym. - Policja w RPA była na każdym kroku. Gospodarze chcieli pokazać się jako nowoczesny, afrykański kraj, chociaż sami radzili nam, aby po zmroku nigdzie nie wychodzić, a do niektórych dzielnic nawet nie wjeżdżać samochodem - wspomina Romaniuk.

Dziennikarz "Przeglądu Sportowego" podróżował po RPA samochodem lub samolotem. Drogę powietrzną preferują także kibice z Rosji, których nalot może być naprawdę efektowny. - Przed półfinałem Euro 2008, w którym "Sborna" grała z Hiszpanią, na wiedeńskim lotnisku wylądowało 200 awionetek z rosyjskimi kibicami. Maszyny nie mogły się pomieścić. Lądowały i odlatywały na inne lotniska, czekając na koniec meczu - opowiada Jacek Sroka.

Koszulki od UEFA, czy od Turka?

Z naszymi wschodnimi sąsiadami związana jest jeszcze jedna ciekawa historia i jednocześnie pomysł dla przedsiębiorczych Polaków. - W czasie turnieju, w Rosji zabrakło replik koszulek reprezentacji Guusa Hiddinka. Kiedy Rosjanie zlecieli już na półfinał, w centrum Wiednia w sklepie z pamiątkami ustawiła się zawijana kolejka. Ekspedientki ocierały pot z czoła, kiedy fani ze wschodu kupowali trykoty za 90 euro za sztukę, nawet ich nie przymierzając - opowiada szef działu sportowego w "Dzienniku Zachodnim".

W czasie turnieju jest okazja, żeby takie oryginalne koszulki kupić za pół ceny. Szansę mają jednak dopiero kibice drużyn, które z turniejem się żegnają. Polacy w Niemczech mogli kupować biało-czerwone trykoty w promocyjnej cenie niestety jako jedni z pierwszych. To międzynarodowe federacje piłkarskie dbają o legalną sprzedaż licenjonowanych pamiątek, ale Grzegorz Gałasiński wspomina, że na mundialu w Niemczech pełno było miejsc, które wyglądały niczym bazar. - Za 3, 4 euro można było kupić takie same koszulki, jak te w sklepie Nike czy Adidasa, tyle, że od Turka. W niemieckich miastach to było na porządku dziennym - wspomina fotoreporter.

Szarańcza z dalekiego wschodu

Korespondenci z Polski w czasie turniejów, na których byli, mieli pełne ręce roboty. Codziennie do napisania kilka tekstów, gorące deadliny, bo mecz kończył się o 23, a każda minuta spóźnienia wiąże się z dodatkowymi kosztami, kiedy tekst ma się pojawić w gazecie. Poza tym te długie męczące podróże. Mimo to pracowali codziennie, nawet kiedy nasi dawno już pożegnali się z turniejem, czy w trakcie przerw między meczami w fazie pucharowej. - Podczas mundialu w Niemczech zrobiliśmy sobie wycieczkę na skocznię w Garmisch-Partenkirchen - wspomina Sroka. - Jej rekordzistą był wtedy Adam Małysz - mówi dziennikarz, wspominając, że materiał z tego miejsca był nawet ciekawszy niż niektóre pomeczowe relacje.

Jednak nie wszyscy dziennikarze, którzy przyjeżdżają do Europy na taki turniej... znają się w ogóle na piłce nożnej. - Pamiętam jeden z meczów w Niemczech, kiedy siedząca obok mnie dziennikarka ekonomicznego pisma z Japonii przez całe spotkanie bawiła się swoim, wysadzanym brylancikami, telefonem komórkowym - wspomina Sroka.

Z reporterami z dalekiego wschodu wiąże się jeszcze jedna ciekawa przypadłość. - Widok śpiącego Japonczyka, czy Chińczyka na podłodze w biurze prasowym jest na porządku dziennym - opowiada Rafał Musioł. - Oni muszą wstać o 3 rano, żeby zrobić materiał do radia, czy telewizji, a spać kładą się grubo po 23, kiedy kończy się ostatni mecz. Od 8 do 16 odsypiają - opowiadają dziennikarze. Rafał Romaniuk nie wspomina ich miło z turnieju w RPA. - Wpadaja do biura prasowego całą chmarą, zajmują wszystkie miejsca, ciągle obżerają się tam, gdzie my chcemy pracować. Są jak szarańcza - wspomina dziennikarz. Sposoby relacjonowania boiskowych wydarzeń też mogą być nietypowe. - Na finale Mistrzostw Świata 2006 Francja - Włochy Japończyk siedzący tuż obok mnie, nie opisywał rzutów karnych, jak każdy z nas, tylko je rysował na kartce - wspomina Sroka.

Chińskich dziennikarzy w biurze prasowym w Wiedniu, na Euro 2008 pewnego dnia obudziły piłki. - Takie zwykłe "reklamówki" z logo turnieju - opisuje Sroka. - Wzięliśmy po jednej, a Chińczycy rzucili się na nie i pakowali do plecaków po kilka sztuk - wspomina dziennikarz "DZ". - Widocznie wtedy każda pamiątka przywieziona z zachodu była dla nich tak cenna, jak dla Polaków jeszcze kilkanaście lat temu - komentuje Sroka.

Brazylijskiej samby zabraknie, ale i tak będzie zaje...

Miejski golf - idealny na daleką podróż po Afryce... - takim cudeńkiem podróżował po RPA Rafał Romaniuk
Miejski golf - idealny na daleką podróż po Afryce... - takim cudeńkiem podróżował po RPA Rafał Romaniuk Rafał Romaniuk

Moich rozmóców zapytałem o to, którzy kibice zrobili na nich największe wrażenie. - Holendrzy - odpowiadają zgodnie niemal wszyscy. Jacek Sroka jednak już po chwili zaczyna opowiadać o hiszpańskiej fieście. - Kiedy w centrum miasta zaczyna grać Manolo ze swoim zespołem, hiszpańscy kibice zaczynają tańczyć, robi się prawdziwa fiesta - wspomina. Manolo to najbardziej znany kibic piłki nożnej na świecie. - Taki starszy facet z brzuszkiem - opisuje go Sroka. - Nie można porównać go do naszego "Bobo" Bobowskiego. On jest królem samozwańczym, a Manolo jest przez Hiszpanów wielbiony - mówi Sroka.

Grzegorz Gałasiński z największym sentymentem wspomina Brazylijczyków, których fotografował na mundialu W Niemczech. - Przyjeżdżają z dziewczynami, w kolorowych, skąpych strojach, ze sznureczkami w pupie i tańczą na ulicach miast. To jest niesamowite wrażenie - opisuje Gałasiński.

Pięć do zera w pisuarze

Dziennikarze, z którymi rozmawialiśmy dużo lepiej pamiętają z turniejów miłe obrazki, niż negatywne zachowania kibiców. - Skuteczni są spottersi - tłumaczy to Jacek Sroka, mówiąc o policjantach, których zadaniem jest pilnowanie porządku wśród kibiców, incognito. Patrole policyjne widać jednak na każdym kroku. - To co mnie zaskoczyło, to fakt, że patrole były mieszanie. Podobno policjantki łagodzą obyczaje wśród fanów - opisuje Rafał Musioł. - Sporo było też policji konnej. W tłumie taki patrol jest niezastąpiony - dodaje dziennikarz.

Kibice, którzy myślą tylko o zabawie podczas turnieju, będą musieli wykazać się cierpliwością. - Wejście na stadion wiąże się z przejściem 4 kontroli - opowiada Musioł. - Nawet żeby wejść do fan-zony trzeba przejść przez kontrolę, pokazać torbę i przede wszystkim być trzeźwym - mówi dziennikarz.

Na kibiców czekają też inne, mniej oficjalne atrakcje, gdzie takie restrykcje nie są przewidziane. W Hamburgu, w słynnej różowej dzielnicy St. Pauli, ruch podczas mistrzostw był zdwojony. - Z usług prostytutek najchętniej korzystali Włosi - zdradzała jedna z pań Rafałowi Musiołowi, który w dzielnicy pojawił się akurat w... dzień święta Bożego Ciała. - Z pobliskiego, polskiego kościoła szła akurat procesja - wspomina ze zdziwieniem dziennikarz.

W Niemczech zabawa czekała fanów nawet w najdziwniejszych miejsach. - W pisuarach na stacjach beznynowych wisiała bramka z piłeczką. 5-0 wygrałem - śmialiśmy się wychodząc z toalety - opowiada Gałasiński. I oby do śmiechu było również kibicom, którzy w czerwcu przyjadą na Euro do Polski i na Ukrainę.

100 dni do Euro 2012 - kompleksowy raport z przygotowań w serwisie Ekstraklasa.net

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24