Co z tą młodzieżą, czyli od Młodej Ekstraklasy do Centralnej Ligi Juniorów

Kamil Złoch
Czy reforma Centralnej Ligi Juniorów przyniesie oczekiwane długofalowe rezultaty?
Czy reforma Centralnej Ligi Juniorów przyniesie oczekiwane długofalowe rezultaty? Janusz Wójtowicz
„Zmieniamy szyld i jedziemy dalej” - choć minęło wiele lat, slogan Jerzego Brzęczka po srebrnym medalu Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie wciąż powraca jak bumerang. Lekarstwem na wszystkie choroby polskiej piłki zawsze ma być świeża krew, która ma o co walczyć. Wypadałoby jednak zacząć od podstaw, czyli rozgrywek młodzieżowych. Zniknęła Młoda Ekstraklasa, powstał tajemniczy twór zwany Centralną Ligą Juniorów. Jak to wszystko działa i czy widać światełko w tunelu?

Naprawianie piłki włoskim wzorcem

Kiedy w 2006 roku na fali niepowodzeń seniorskiej piłki na arenie międzynarodowej wprowadzano w życie pomysł utworzenia Młodej Ekstraklasy, w całym kraju nie brakowało entuzjastów tego rozwiązania. Wzorem znanego schematu włoskiej „Primavery”- młodzieżowego odpowiednika Serie A - powstały rozgrywki, które miały być idealnym połączeniem piłki juniorskiej i klubowych rezerw. Wbrew rozpowszechnionej opinii, głównym pomysłodawcą wcale nie był Zbigniew Boniek, lecz powracający ze stażu w AS Roma Adam Nawałka oraz Bogdan Basałaj.

Dzięki sprytnie przemyślanym działaniom promocyjnym, polski kibic z założenia był skłonny „kupić” ideę młodej ligi. Zaczynało się idealnie: obietnice promowania młodych piłkarzy, ogrywanie tych, którzy czekali na kolejną szansę i przyzwyczajanie najzdolniejszych wychowanków do rozgrywek ogólnopolskich. Niestety, pozostało na pięknych obietnicach.

Młodo, ale nie różowo

Młoda Ekstraklasa została związana umową ze stacją Orange Sport, która w sezonie 2010/2011 transmitowała wybrane spotkania. Brzmi ciekawie, ale stosunkowo szybko ujawnił się najpoważniejszy problem. Mówiąc w prostych, żołnierskich słowach: nie dało się tego oglądać. Chęć zobaczenia w akcji ciekawszych zawodników młodego pokolenia nie miała szans w konfrontacji z klasyczną kopaniną, która zresztą odpycha od ekranu nawet przy okazji spotkań „dorosłej” Ekstraklasy.

Kolejnym problemem okazało się podejście klubów do samych rozgrywek. Limit wiekowy sięgający 21. roku życia oraz możliwość rejestracji trzech starszych zawodników spowodował wysyp piłkarzy niechcianych oraz zesłań „za karę”. Niemal wszystkie kluby nie potrafiły jednocześnie wypromować najciekawszych jednostek. Dziś na palcach jednej ręki można policzyć tych, którym na swój sposób udało się wypłynąć po długim okresie terminowania w Młodej Ekstraklasie.

Zagubieni, zapomniani

Palców z pewnością jednak by zabrakło, gdyby spróbować wymienić tych, którzy roztrwonili w ten sposób swój potencjał. Dobrym przykładem jest były kapitan młodej Legii, Wojciech Trochim. Jeden z najlepiej zapowiadających się swego czasu rozgrywających z młodzieżowych reprezentacji kraju, miał w ciągu kilku sezonów stać się jednym z liderów „Wojskowych”. Dziś próbuje odnaleźć się w Kolejarzu Stróże. Wliczając nieudany szturm na Ekstraklasę w barwach Zagłębia Lublin, ciężko mówić o prawidłowym rozwoju.

Zdarzają się także jeszcze większe skrajności. Jakub Kaszuba w 2007 roku został sprowadzony przez Cracovię z ówczesnej IV ligi jako świetny materiał na rasowego snajpera. Obecnie kończy 26 lat i od roku dał sobie spokój z zawodowym uprawianiem sportu. Powracając do macierzystego Bałtyku Gdynia w 2010 roku z tytułem króla strzelców oraz najlepszego zawodnika Młodej Ekstraklasy, Kaszuba nie odnalazł się w II lidze. Kolejne próby ratowania piłkarskich ambicji również spełzły na niczym. Gryf Wejherowo i trzecioligowa wówczas Kaszubia Kościerzyna okazały się zbyt wysokimi progami.

Na wymienienie wszystkich analogicznych historii nie starczyłoby miejsca. W połączeniu z wysokimi kosztami organizacyjnymi (wyjazdy) i nikłym zainteresowaniem, szybko udało się dojść do wniosku, że idea Młodej Ekstraklasy okazała się wielką porażką i straszakiem dla zblazowanych gwiazd. Jednocześnie zmniejszono możliwości wypożyczania obiecujących zawodników przez kluby z niższych klas rozgrywkowych. Ucierpiały też najstarsze roczniki juniorskie, z których regularnie „wyciągano” wyróżniających się piłkarzy. Nie tak to miało wyglądać, oj nie tak!

Centralna Liga Juniorów, czyli idzie nowe

Polska wersja "Primavery" przeszła do historii wraz z zakończeniem sezonu 2012/2013. Tym samym dokonano reorganizacji rozgrywek juniorskich, tworząc Centralną Ligę Juniorów w kategorii juniorów starszych oraz młodszych. Wcześniejsze turnieje finałowe dla zwycięzców rozgrywek w tzw. makroregionach poszerzono o rozbudowaną fazę grupową w systemie dom-wyjazd. Kraj został podzielony na cztery grupy, z których każda skupia po trzy najlepsze zespoły, z czterech sąsiadujących ze sobą województw.

Takie rozwiązanie ma sens – lokalni hegemoni przed finałami muszą przebrnąć także przez kilkanaście spotkań z innymi rywalami. Zarówno tymi z najwyższej półki, jak i mniej znanymi markami. W ten sposób w jednej grupie spotykają się przykładowo Lech Poznań, Lechia Gdańsk, Zawisza Bydgoszcz i Pogoń Szczecin. Stawkę uzupełniają m.in. Polonia Leszno, Bałtyk Koszalin czy Lider Włocławek. Przedstawiciele drugiej grupy mogą dostawać surowe lekcje futbolu od możnych, ale przecież w ten sposób wyciąga się naukę i cenne doświadczenie. Juniorzy z mniejszych klubów cykliczne walczą o punkty z faworyzowanymi rówieśnikami. Jednocześnie udało się zredukować kosztowne podróże po całym kraju.

W ciągu ostatnich dni zaplanowano pierwszą poważną zmianę, wchodzącą w życie od przyszłego sezonu – zmniejszenie grup do ośmiu zespołów (po dwa najlepsze z województwa). Teoretycznie mniejsze kluby wciąż mają szanse na udział w CLJ, choć będzie już zdecydowanie trudniej. Proporcjonalnie powinien podnieść się poziom rozgrywek, w których aktualnie trafiają się outsiderzy.

Co dalej?

Nowy system rozgrywek juniorskich powinien zdecydowanie przerosnąć swojego protoplastę, czyli Młodą Ekstraklasę. Zdecydowanie lepszą drogą promocji wydaje się ta, w której młody piłkarz z juniorów trafia do rezerw klubu, występujących w „poważnej” II lub III lidze. Daje to dużo większe możliwości ogrania, niż nic nie znaczące rozgrywki bez większej stawki i ryzyka.

Kiedy pierwsze efekty? Jak mawiał Wojciech Łazarek: „Z budowaniem drużyny jest jak z kopulacją słoni. Dużo kurzu i hałasu, a efekt za dwa lata”. Chociaż doświadczenie każe wątpić w powodzenie takiego rozwiązania, to jedno wydaje się pewne: może być tylko lepiej. Najważniejsze, że szukamy złotego środka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24