Czerwoni ze wstydu

Paweł Zatorski
Legia Warszawa 5:2 Korona Kielce
Legia Warszawa 5:2 Korona Kielce Rafał Wojtas (Ekstraklasa.net)
Drugi mecz z rzędu Korona Kielce kończyła w "dziewiątkę". Drugi też przegrała, strzelając dwa gole. Czerwoni ze wstydu powinni być nie tylko piłkarze, ale i kibice w Kielcach.

Spotkanie podwyższonego ryzyka dla służb porządkowych wywoływało wielkie emocje wśród kibiców. Mecz o dziwo rozpoczął się od wyraźnej przewagi gospodarzy, którzy kontrolowali przebieg spotkania. Taka sytuacja na boisku utrzymywała się do 20 minuty. Wtedy do akcji po raz kolejny wkroczył sędzia spotkania. Ukarał czerwoną kartką Nikolę Mijailovića. Faul na zawodniku Wisły zauważył chyba każdy z obecnych na stadionie kibiców, jednak nikt nie spodziewał się aż takich konsekwencji tego zagrania. Cała sytuacja miała miejsce tuż obok trenerskiej ławki Wisły. Pan Marciniak najwyraźniej przestraszył się głośno krzyczącego trenera Skorży i podjął zbyt pochopną decyzję, mającą kluczowy wpływ na losy tego meczu.

Nie można oczywiście tłumaczyć, że Korona straciła dwie bramki w ciągu sześciu minut tylko z powodu błędnej decyzji arbitra. Po zejściu z boiska Mijailovića, Wisła zwietrzyła szanse na sukces w tym meczu. Podopieczni Skorży zasługują na pochwałę tylko za ten fragment spotkania. W trakcie pierwszych 20 minut nie widać było, że do Kielc przyjechał aktualny przecież Mistrz Polski.

Po przerwie Wisła nie kwapiła się do szaleńczych ataków, trudno się temu dziwić, gdyż każdy prowadząc 2:0 chciałby utrzymać korzystny wynik meczu do końcowego gwizdka. Korona atakowała natomiast nieporadnie. Niedokładność zemściła się na zawodnikach Korony niecały kwadrans po wznowieniu gry. Wisła strzeliła trzeciego gola i sprawy wyniku wydawały się być rozstrzygnięte. Korona jednak za sprawą młodych, a co za tym idzie ambitnych piłkarzy postanowiła walczyć do końca. Głównie chodzi o Piotra Malarczyka i Pawła Kala, którzy pierwszy raz karierze wybiegli na boisko od pierwszej minuty w meczu ekstraklasy. Pierwszy z wymienionych zwrócił na siebie uwagę obserwatorów meczu. Już w pierwszym kwadransie gry trafił w poprzeczkę bramki Cebanu. Niestety Malarczyk wpisał się w statystyki tego meczu także czerwoną kartką. Jednak nikt nie wini tego młodego zawodnika o osłabienie drużyny. Zagrał on na miarę swoich możliwości i był wyróżniającym się zawodnikiem spotkania. Niestety brak doświadczenia w meczach o stawkę dał złe konsekwencje dla Korony. Nie można przecież winić tego zawodnika o to, że nie odpuszczał i podjął równą walkę z zawodnikami mistrza kraju.

Drugi z młodych w Koronie odżył dopiero w drugiej połowie spotkania kiedy to kilka razy ładnie ruszył lewą stroną boiska. Być może dzięki zaangażowaniu tych zawodników Korona postanowiła walczyć. Grający w dziewiątkę kielczanie strzelili Wiśle w ostatnim kwadransie dwa gole. Dawno nie było przecież meczu w którym bramkarz Wisły wyciągał piłkę z siatki dwa razy podczas jednego meczu.

Postawa Korony zostanie najprawdopodobniej zauważona z nieco innego powodu, a mianowicie faktu, iż Wisła rozegrała w piątek tak naprawdę słabe spotkanie i wygraną zawdzięcza tylko temu, że przez znaczną część meczu grała w liczebnej przewadze. Jeśli Mistrz Polski męczy się z ligowym przeciętniakiem świadczy to jedynie o słabej jakości polskiej piłki. W drużynie Wisły znajduje się w chwili obecnej aż sześciu potencjalnych zawodników drużyny narodowej dowodzonej już przez Franciszka Smudę. Jeśli gra kadry ma opierać się na zawodnikach, którzy nie pokazali nic fascynującego w meczu przeciwko Koronie, możemy ponownie zacząć martwić się o naszą kadrę.

Komentując mecz Korony z Wisłą nie można nie wspomnieć o kibicach, a właściwie pseudokibicach obu drużyn. W przerwie spotkania miały miejsce pierwsze wybuchy na trybunach. Zmobilizowane siły porządkowe, co można było przewidzieć, bardziej dbały o własne bezpieczeństwo niż o kibiców, tych którzy przyszli na stadion w celach czysto sportowych. Sytuacje z wybuchem petard powtarzały się niemal przez całą drugą połowę spotkania. Do kuriozum doszło około 80 minuty, kiedy to w sektorze... rodzinnym pojawił się ogień. Przed każdym meczem odbywają się przecież "dokładne" kontrole osobiste kibiców, jakim więc cudem na bezpiecznym stadionie pojawiły się race, petardy i tym podobne środki pirotechniczne? Na to pytanie odpowiedz powinni dać organizatorzy spotkania.

Podsumowując, mecz kolejki, jak mówiono o potyczce Korony i Wisły, spełnił oczekiwania kibiców, ale tylko tych mniej spostrzegawczych. W meczu padło aż pięć bramek, nie zabrakło sytuacji podbramkowych oraz walki, czego efektem były dwie czerwone kartki. Jednak patrząc na ten mecz z poziomu czystko sportowego, spotkanie toczyło się pod dużym wpływem arbitra i znakiem awantur na trybunach. Doskonale uwidoczniło ono także słabość polskiej piłki nożnej. Inaczej bowiem nie można nazwać sytuacji gdzie lider ligowej tabeli nie pokazuje wielkiego futbolu, a i tak inkasuje kolejne punkty i dalej niezagrożenie przewodzi ligowej stawce. Wciąż to jednak Wisła jest poza zasięgiem krajowych rywali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24