Defensywa Lecha ciągle fatalna. Śląsk znokautował rywala przy Bułgarskiej

Maciej Jakubski
Pewne i wysokie zwycięstwo przy Bułgarskiej odniósł aktualny mistrz Polski. Lechici po raz kolejny przed własną publicznością stracili trzy bramki, a w niedzielę mogą stracić dystans do liderującej Legii. Śląsk na komplet punktów czekał od czterech spotkań.

Zobacz więcej zdjęć z meczu Lech Poznań - Śląsk Wrocław!

Trener Kolejorza, Mariusz Rumak, zdecydował się na najsilniejszy skład na jaki go było stać w obliczu kontuzji Arboledy, Buricia i Ubiparipa. W bramce pojawił się doświadczony Kotorowski. Skład Lecha pomimo kontuzji trzech obcokrajowców prezentował się na papierze bardzo dobrze. Jak zwykle problemy ze zestawieniem linii defensywnej miał za to trener Śląska. Stanislav Levy zdecydował się ustawić na bokach Sochę i Pawelca, a w środku Jodłowca z Kowalczykiem. Ofiarą meczu z Jagiellonią okazał się zatem będący w katastrofalnej formie Grodzicki, cień zawodnika z zeszłego sezonu. Na ławce rezerwowych zabrakło drugi raz z rzędu Łukasza Gikiewicza, który podobno przyczynił się do tego, że rozwiązano kontrakt z Patrikiem Mrazem. To właśnie Gikiewicz był tym, który doniósł szkoleniowcom o tym, że Mraz pojawił się na treningu skacowany. Pewne sprawy powinny pozostać w szatni, więc drużyna Śląska zareagowała tak samo, jak w marcu, gdy trener Lenczyk dał plamę w sławnej "aferze taśmowej".

Lech rozpoczął z animuszem. W. 2 minucie z daleka plasowany strzał oddał Ceesey, ale wprost w Kelemena. Kilkadziesiąt sekund później wrzucał piłkę w pole bramkowe Tonew, ale ponownie interweniował Słowak.Po kilku minutach gra się wyrównała, a w 12. minucie Śląsk przeprowadził pierwszą, bardzo groźną akcję, która powinna zakończyć się bramką. Kowalczyk wyprowadził szybką kontrę prowadząc piłkę od 20 metra od własnej bramki. Tuż przed polem karnym Lecha dograł do Soboty, który przełożył piłkę na lewą nogę i... fatalnie spudłował. Chwilę później pięknie piłkę na 18. metrze przyjął Diaz, został podcięty, ale gwizdek sędziego Gila milczał. W 20. minucie z rzutu rożnego wrzucał Mila, Kotorowski piąstkował niepewnie, ale Elsner nie zdążył do piłki. Szybsi byli obrońcy.

Od 10. minuty spotkania coraz większą przewagę zdobywał Śląsk i w 21. minucie padła bramka dla wrocławian. Mila zdecydował się niekonwencjonalnie rozegrać rzut wolny z 40 metrów. Zamiast wrzucać w pole karne do Kaźmierczaka, Elsnera czy Jodłowca, kapitan Wojskowych podał na skrzydło do Soboty, ten wrzucił na 5 metr, a tam najwyżej wyskoczył Cristian Diaz. Piłka w bramce Lecha, a ucieszony Argentyńczyk zaprezentował napis na koszulce, którą miał założoną pod meczową: "Mraz dziękujemy". Dosłownie chwilę później mogło być 2:0, bowiem Diaz kapitalnie podał między dwóch stoperów, ale Ćwielong odrobinę był za wolny. Pięć minut później celny, choć niezbyt groźny strzał w środek bramki oddał Drewniak po akcji Tonewa i Ślusarskiego. KOlejne minuty to spokojna gra w środku pola. Śląsk zadowolony z prowadzenia cofnął się na własną połowę, a Kolejorz nie potrafił zagrozić bramce Kelemena. Dopiero w 40. minucie po kolejnej akcji Śląska szansę miał Mila, ale nie udało mu się przelobować z 20 metrów Kotorowskiego.

Pierwszą połowę można podsumować krótko: mistrzowska forma Śląska i kompletnie bezradny Lech. Wrocławianie całkowicie zdominowali drugą linię i grając bezbłędnie w obronie nie pozwalali na nic przeciwnikowi. W przerwie trener Rumak dokonał zmian - za Tonewa wszedł Możdżeń, a Bereszyński za Drewniaka, co oczywiście miało zmienić również jakość gry Lecha. I Kolejorz ponownie rozpoczął z animuszem. W 47. minucie uderzał zza pola karnego bardzo niecelnie Lovrencsics. Trzy minuty później z dystansu posłał piłkę w kosmos Możdżeń. A w 55. minucie Śląsk wyprowadził kolejną akcję i firmowym, technicznym strzałem popisał się Waldemar Sobota i zrobiło się 2:0. Ale na tym nie koniec. Upłynęło 120 sekund i Śląsk posłał Lecha na deski. Diaz zagrał przed polem karnym do Ćwielonga, popularny "Pepe" atomowym strzałem trafił w sami okienko bramki Kotorowskiego. Co ciekawe, ofiarą strzału Ćwielonga padł... trener Levy, który zasłabł na ławce gości.

W 60. minucie starał się odgryźć Ślusarski przewrotką, ale spudłował. Trzy minuty później sam na sam z Kelemenem znalazł się Możdżeń, ale pojedynek ten Lechita przegrał, a piłka po dobitce Ślusarskiego poleciała wysoko ponad bramką. Śląsk podobnie jak tydzień wcześniej z Jagiellonią prowadził 3:0 i znowu stanął w miejscu. Przynajmniej tak się wydawało. Kilka minut później groźną kontrę Soboty nieprzepisowo zatrzymał Ceesey i Diaz nieźle uderzał z 30 metrów. Dwie minuty później z wolnego wrzucił w pole karne Mila, ale obrońcom udało się wybić piłkę. Po wrzucie z autu w dobrej sytuacji był Elsner, ale fatalnie spudłował strzelając z dystansu lewą nogą.

W 75. minucie do głosu wreszcie doszedł Lech. Z dystansu ładnie uderzał Murawski, a piłkę z trudem sparował Kelemen. Chwilę później na murawie w ekipie Kolejorza zameldował się Djurdjević za kontuzjowanego Wołąkiewicz. W 79. minucie groźnie uderzył z wolnego Mila i tym samym dał sygnał Śląskowi do kolejnych ataków. Najpierw świetny strzał głową oddał Ćwielong, ale kapitalnie obronił Kotorowski. Chwilę później w słupek po akcji na jeden kontakt trafił Kaźmierczak, a oba strzały przedzieliła jeszcze kuriozalna sytuacja w której w polu karnym faulowany był Elsner, który jednak nie położył się na murawie, ale odegrał piłkę do partnera. Sędzia Gil ulitował się nad lechitami i nie podyktował jedenastki. W 82. minucie dobrą sytuację miał Kolejorz, ale Murawski uderzył nad bramką. Dwie minuty później na boisku za Ćwielonga pojawił się młody Garyga, a na ławkę rezerwowych po udzieleniu pomocy lekarskiej wrócił trener Levy. Ostatnie minuty, to niestety mecz z przerwami. Kibice Lecha zadymili racami cały stadion i sędzia Gil dwukrotnie przerywał zawody.

Śląsk zagrał tak jak tydzień temu przez 70 minut, tylko tym razem przez cały mecz. Wrocławianie zdominowali środek pola i spokojnie grali swoje uzyskując chwilami miażdżącą przewagę. Nie licząc sytuacji sam na sam Możdżenia, to Lech w zasadzie ani razu nie zagroził bramce Kelemena. Przyjemnie się patrzyło jak Mila, Diaz, Ćwielong i Sobota na małej przestrzeni ogrywali graczy Kolejorza i jak Elsner z Kaźmierczakiem zatrzymywali z łatwością akcje ofensywne gospodarzy. Śląsk po prostu pokazał, że jak chce, jak jest zmotywowany i zmobilizowany, to jest w stanie zdeklasować każdą drużynę w Ekstraklasie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24