Fale Wisły zalały Odrę!

Damian Juszczyk
Mimo że Wisła Kraków przed tą kolejką była liderem, a Odra Wodzisław zamykała ligową tabelę, w ostatnim czasie kibicom obu drużyn towarzyszyły podobne nastroje.

Krakowianie przegrali w tym sezonie praktycznie wszystkie najważniejsze spotkania, łącznie z prestiżowym meczem derbowym, a o tym jak strzelają bramki wodzisławianie zapomnieli już nawet najwierniejsi kibice tego zespołu. Wcale nie znaczy to, że przed meczem typowano remis. Wręcz przeciwnie. W obozie Wisły od porażki z Cracovią nie mówiono nic innego poza tym, jak bardzo piłkarze z Reymonta pałają żądzą rewanżu za nieudane występy.

W poprzednich sezonach mistrz Polski radził sobie w Wodzisławiu różnie i nie zawsze udawało się wygrać. Tym razem Wisła pozbawiła złudzeń outsiderów ligi. Nie znaczy to jednak, że krakowski zespół zachwycił. Owszem, widać ogromny progres w stosunku do niewiarygodnej nieskuteczności, jaką Wisła prezentowała w meczu z Legią czy bezradności, której musieli się przyglądać fani "Białej Gwiazdy" w spotkaniu z Cracovią.

O ile jednak z Legią gra nie wyglądała jeszcze katastrofalnie, o tyle z Cracovią Wisła grała w piłkę z pełnym zaangażowaniem jedynie przez ostatnie dwadzieścia minut. Jest lepiej - z Odrą wiślakom chciało się walczyć przez całe trzy kwadranse. Zwycięzców nie powinno się sądzić. Napiszmy zatem, że lepiej dla wszystkich byłoby, gdyby drugiej połowy meczu z Odrą po prostu nie było (jedyną osobą, której mogłoby być przykro jest ewentualnie strzelec bramki dla wodzisławian).

Wreszcie to czego się od niego oczekuje zrobił Andraż Kirm. Dotychczas mogliśmy zachwycać się jego świetną grą w meczach słoweńskiej kadry, tymczasem w lidze nie imponował. Co więcej, gdyby Kirm wykorzystał wszystkie stuprocentowe sytuacje strzeleckie odkąd pojawił się w Wiśle, "Biała Gwiazda" grałaby pewnie w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a Słoweniec byłby na czele ligowej klasyfikacji strzelców. Po meczu z Odrą jednak już żadnych pretensji do gry Kirma mieć nie można. Pokazał, że - wbrew temu, co prezentował w dotychczasowych spotkaniach - potrafi uderzyć z odległości większej niż pięć metrów, a nawet nie dać żadnych szans bramkarzowi rywali.

Można by pomyśleć, że Wisła po prostu nie chciała zapewnić sobie tytułu mistrzowskiego w tym sezonie zbyt szybko. Gdyby ekipa Macieja Skorży wygrywała te spotkania, które wygrać powinna, dziś miałaby przynajmniej kilkanaście punktów przewagi nad Legią, nie mówiąc już o pozostałych drużynach. Wiślacy zaczęli grać dopiero z nożem na gardle, kiedy na kilkanaście godzin stracili prowadzenie w tabeli na rzecz Legii.

Teraz przed Wisłą mecz prawdy, z jedną z rewelacji tegorocznych rozgrywek - kierowanym przez Waldemara Fornalika Ruchem Chorzów. Obie drużyny łączy jedno - nie potrafiły urwać punktów bezpośrednim rywalom do mistrzowskiego tytułu. Skoro już przegrały wszystko co było do przegrania, z pewnością z równą determinacją będą walczyć o zachowanie twarzy i dobrą pozycję wyjściową przed zakończeniem rundy jesiennej.

Nie ma wielu opcji. Albo wiślacka machina wreszcie się rozpędzi i udowodni swoim kibicom, że porażki z Legią i Cracovią to tylko wypadki przy pracy, albo walka o tytuł będzie prawdopodobnie toczyła się do samego końca, a każdy zdobyty punkt czy nawet bramka okażą się na wagę złota. Tylko, że w takim wypadku szanse Wisły na mistrzostwo znacznie zmaleją, co zapewne najbardziej ucieszy ekipę z Łazienkowskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24