Gdy serce wygrywa z rozumem – grać na całego i walczyć do upadłego! [KOMENTARZ]

Szymon Jaroszyk
Jak latem każda ręka w polu dla rolnika na wagę złota, tak dziś każda noga dla selekcjonera bezcenna. Byle zdrowa! Na mecz z Czarnogórą Waldemar Fornalik ogłosił prawdziwe pospolite ruszenie, kto na siłach niech staje do ataku. Fechtunek? A co tam, mięso armatnie też się przyda, walczymy przecież do końca. Tylko, czy jest jeszcze o co?

No właśnie, czy jest o co kruszyć korki? Jako, że jesteśmy kibicami reprezentacji Polski w piłce nożnej, to przed kolejnym ważnym meczem ciężko o obiektywną ocenę szans biało-czerwonych. Z jednej strony mamy swoje ambicje. Przed rokiem organizowaliśmy drugi pod względem wielkości piłkarski turniej świata, w infrastrukturę stadionową inwestujemy kolejne setki milionów złotych, ciągle mamy też nie tyle w pamięci, co przed oczami przypominane non-stop w mediach (przy okazji kolejnych rocznic) sukcesy kadry sprzed czterdziestu lat. Do tego jesteśmy butni i uważamy się za pępek Europy. Dlaczego mielibyśmy więc nie wygrać z jakąś tam Czarnogórą, co leży gdzieś na Bałkanach? Tyle mówi serce, rozum zaś wie swoje – jeżeli ktoś tu jest zaściankiem to my, ale piłkarskim. I masz, na co tu stawić? Serce czy rozum?

Serce podpowiada walkę do końca. Jeśli tli się jeszcze jakaś szansa, to naszym obowiązkiem jest ten żar wzniecać. Aż do pożaru, co strawi zamiary przeciwników. Płonne nadzieje – odpowiada rozum. Prosta matematyka szanse daje nam minimalne, kilkuprocentowe, teoretyczne. Już raz nam się tak pofarciło, podczas losowania grup EURO 2012 - na powtórkę nie ma co liczyć, nic dwa razy się nie zdarza. Tym (gorzej) bardziej, że wszystko w naszych rękach, czy tam nogach. Gramy trzeci mecz z rzędu o wszystko na 10 spotkań całych eliminacji. Jeśli dodamy do tego, że dwa poprzednie kolejno przegraliśmy i zremisowaliśmy, to zaczyna trącić groteską – skoro potykamy się mając nóż na gardle, to jak jeszcze żyjemy? Po Czarnogórze przyjdzie nam się jeszcze zmierzyć na wyjeździe z będącą na fali wznoszącej Ukrainą i zawsze silną Anglią. Jak dotąd w drodze do Brazylii na obcych stadionach ani razu nie wygraliśmy, Czarnogóra za to na wyjazdach zainkasowała już 9 oczek. Można tak dalej wymieniać, statystyki nie dają nam żadnych szans.

Co więcej im bliżej kolejnego „finału”, tym atmosfera wokół kadry gorsza. O ironio duża w tym wina tego, który powinien o dobry PR reprezentacji dbać najbardziej, selekcjonera. Po klasycznym hat-tricku i rozmontowaniu kadry olimpijskiej szydera połączona z krytyką (żeby nie powiedzieć ostrzał) trafia Waldemara Fornalika już nawet z Niemiec. Najbardziej we wszystkim martwi jednak stan nie tyle wizerunku, co szatni – braki są drastyczne. Mamy armatę, ale od dłuższego czasu nie ma kto jej odpalić, odwody rażą rdzą lub nieopierzeniem, a obrona to istne zasieki. Niby są, ale na ciężki sprzęt nic nie warte. W mediach pojawiają się sugestię, aby zagrać z duchem czasu dwoma ofensywnymi pomocnikami. Ale to i tak tylko atak z szablami…

Serce broni się jeszcze przywołując ostatnie zwycięstwo nad Danią. Wywalczone, wyszarpane, na czym najbardziej zyskała atmosfera w szatni. Ale przecież to był jednak tylko sparing. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na nie pozostawiające żadnych złudzeń pożegnanie z marzeniami o mundialu. Nic tylko czekać na kolejne złe wieści, ale kogoś to zniechęca? No właśnie, nie bardzo. Dziennikarze i kibice wiedzą swoje. Wielu nadal uważa Polaków za faworytów, a rozprawienie się z Czarnogórcami ma być pierwszym krokiem w stronę Brazylii. Duch w narodzie nie ginie? A może po prostu co nam innego zostało? Pesymiści (czy też w tym przypadku realiści) apelują o godne zakończenie eliminacji połączone ze stawianiem fundamentów pod rywalizację o EURO 2016. I tu pojawia się problem, bo jeśli już budować od podstaw, to potrzebny nowy architekt. Tymczasem pozycja Fornalika pomimo prawie na pewno przegranych eliminacji jest na dziś niezagrożona. Prezes Zbigniew Boniek mówi, że nie wybrałby Fornalika na miejscu Grzegorza Lato, po bolesnej porażce z Ukrainą długo zastanawia się co dalej z trenerem, by w obliczu niemal przegranych eliminacji po meczu z Mołdawią dać selekcjonerowi gwarancje zatrudnienia do końca roku. Gdzieś tu logika?

Cóż, widać Boniek podobnie jak lwia część kibiców też kieruje się… sercem. Rachunek jest prosty: trener zostanie rozliczony z (najprawdopodobniej) klęski po zakończeniu eliminacji. Dymisją. Budowane kadry z nowym selekcjonerem na EURO 2016 rozpoczniemy więc decyzją prezesa PZPN dopiero wraz z początkiem 2014 roku. I tak pomimo przytłaczających argumentów serce wygrywa z rozumem. Wiarą. Nie pozostaje nam dziś nic innego, jak stanąć za reprezentacją intonując dumnie:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24