Górnik Zabrze produkcji Adama Nawałki (część 2)

Sebastian Gladysz
Zabrzanie udanie powrócili do Ekstraklasy pod wodzą Nawałki. Jak mawia piłkarska prawda, drugi sezon jest najcięższy dla beniaminka. I faktycznie, szkoleniowiec Górnika miał przed sobą wiele problemów. To właśnie w rozgrywkach sezonu 2011/2012 był najbliżej opuszczenia klubu, ale ostatecznie wykaraskał się z problemów. I rzutem na taśmę wskoczył do górnej połówki tabeli.

Najpierw przeczytaj: Górnik Zabrze produkcji Adama Nawałki (część 1)

Ofensywę budujemy od nowa

Wielkie wyzwanie stało przed Adamem Nawałką u progu nowego sezonu. Klub opuścili Daniel Sikorski, Robert Jeż i Grzegorz Bonin, czyli trio w głównej mierze odpowiedzialne za grę w ofensywie Górnika. O ile Boninowi po prostu skończył się kontrakt, o tyle Jeż i Sikorski zostali wytransferowani do Polonii Warszawa. Plotki głoszą, że Józef Wojciechowski chciał tylko Słowaka, ale że szkoleniowiec zabrzan nie chciał już współpracować z Sikorskim… to napastnika wrzucono do pakietu „Czarnym Koszulom”. Z Górnikiem rozstał się także Adam Stachowiak. Po wspomnianej już kłótni z Nawałką nie miał czego w Zabrzu szukać. W jego miejsce pojawił się Łukasz Skorupski, młody i utalentowany golkiper, który pod skrzydłami zabrzańskiego sztabu szkoleniowego miał stać się czołowym bramkarzem Ekstraklasy. Do klubu trafili także inni młodzi zawodnicy – Wojciech Król i Arkadiusz Milik z Rozwoju Katowice oraz Paweł Olkowski z katowickiej Gieksy. To właśnie na tych dwóch ostatnich i przesuniętym na lewe skrzydło Tomaszu Zahorskim chciał trener oprzeć siłę ataku swojej drużyny. Wydawało się to karkołomnym zadaniem. Ciężko było wyobrazić sobie zastąpienie Sikorskiego Milikiem, a Jeża Kwiekiem. Dziś, dwa lata później, brzmi to śmiesznie, ale wtedy stanowiło prawdziwy kłopot.

Nic dziwnego, że Górnik na początku nowych rozgrywek nie zachwycał. Dwa remisy i standardowa porażka na Łazienkowskiej nie nastrajały kibiców optymistycznie do całego nadchodzącego sezonu. Górnikowi brakowało siły ognia, ciężko przychodziło zawodnikom Nawałki tworzenie sytuacji podbramkowych. Za to defensywa prezentowała się więcej niż poprawnie. Kwartet: Bemben-Banaś-Danch-Magiera znajdujący się w formie mógł uchodzić za czołowy blok defensywny w Ekstraklasie. Niedoświadczony na najwyższym szczeblu Skorupski też nie zawodził, przez co ogólne wrażenie pozostawiane przez zabrzan było pozytywne. Aczkolwiek brakowało kropki nad „i”. Brakowało kogoś, kto pociągnie za sobą grę całego zespołu. Brakowało indywidualności w ofensywie. Nie zmienił tego fakt, że Górnik pokonał w Zabrzu Lecha – bramki strzelali Kwiek i Banaś. Do ostatniego momentu szukano kogoś na lewe skrzydło, kto odmieni oblicze drużyny.

31 sierpnia, na kilka godzin przed zamknięciem okna transferowego, na Roosevelta trafił Prejuce Nakoulma.

Beznadzieja do kwadratu

Reprezentant Burkina Faso szybko wprowadził się do wyjściowej jedenastki Górnika. W krótkim czasie stał się motorem napędowym swojego zespołu, a w niedalekiej przyszłości jakość gry całego zespołu miała zależeć od jego dyspozycji. Zanim jednak do tego doszło, podopieczni Nawałki męczyli się niemiłosiernie. Z wyjazdu do Gdańska wrócili bez punktów, mimo że prowadzili. Jako pierwsi strzelili też gola ŁKS-owi, a również nie wygrali. Pierwszy gol w barwach Górnika Nakoulmy wystarczył tylko do remisu. Coś złego działo się z ekipą z Zabrza. Nie wytrzymywali kondycyjnie, czy tak szybko tracili koncentrację? Prawda leżała pewnie gdzieś po środku, ale Nawałka musiał reagować.

Dokręcenie śruby na treningach nie pomogło. Górnik w fatalnym stylu przegrał z Cracovią na własnym boisku. Zabrzanie szybko obsuwali się w tabeli, ale prawdziwe obawy wzbudzała bezbarwność i bezsilność, jaką prezentowali w kolejnych meczach. Wyglądało to tak, jakby ktoś zabronił im atakować, jakby zapomnieli, jak to się robi. W meczu z „Pasami” bili głową w mur przez 90 minut i nie stworzyli żadnej poważnej sytuacji podbramkowej. Co gorsza, chwalona na początku rozgrywek defensywa również zaczynała się sypać. Szkolne błędy popełniane przez obrońców skutkowały traconymi golami. W oczach kibiców pozycja Nawałki zaczynała topnieć.

Ten stan rzeczy tylko podkreśliły dwa następne spotkania. Oddany bez walki mecz w Kielcach z Koroną wzbudził oburzenie fanów. Zawodnikom zarzucano brak woli walki, pojawiły się także pierwsze pogłoski, jakoby piłkarze Górnika grali przeciwko swojemu trenerowi. To niepotwierdzone informacje ale na przestrzeni czasu… Mogło być w tym trochę prawdy. Niczego nie zmienił zremisowany mecz z Polonią w Warszawie. Wszyscy wiedzieli, że powinien być przegrany. Jakimś cudem arbiter nie zauważył jednak oczywistego zagrania ręką Prejuce’a Nakoulmy i uznał jego bramkę. W następnej kolejce do Zabrza miał przyjechać Ruch. To miał być prawdziwy sprawdzian dla zabrzańskiej drużyny. Kibice dodatkowo motywowali zawodników, wydawało się, że nie będzie tu miejsca na odpuszczanie.

Jakżeż wszyscy się pomylili! Mimo szybko zdobytego prowadzenia, Górnik ten mecz przegrał. Druga połowa została oddana „Niebieskim” bez walki i Arkadiusz Piech mógł triumfować przed trybuną krytą stadionu w Zabrzu. Wszyscy spodziewali się rychłej dymisji Adama Nawałki. Widać było na pierwszy rzut oka, że brakowało w zespole chemii, że coś się wypaliło. Decyzja należała do zabrzańskiego magistratu, z którego jak wiadomo dowodzi się klubem. Pani prezydent Zabrza wytrzymała ciśnienie. Stwierdziła, że nie zwolni szkoleniowca. Był to jasny sygnał, że Nawałka wciąż dysponuje dużym kredytem zaufania. Nie było mowy o zastąpieniu go kimś innym. Wtedy to zawodnicy Górnika, jeśli takowi w zespole faktycznie się znajdowali, uświadomili sobie, że w Zabrzu się nie uda i piłkarze nie zwolnią trenera. I od tego czasu Górnik zaczął grać lepiej.

Powolne wychodzenie na prostą

Tydzień później na Górny Śląsk przyjechała Jagiellonia. Zabrzanom trzy punkty były potrzebne jak tlen, dlatego to oni nacierali przez całe spotkanie. Ich starania zostały wynagrodzone w końcówce spotkania, kiedy wbili rywalom dwie bramki. Pozwoliło to na ucieczkę z zagrożonej strefy tabeli. Niewątpliwie to zwycięstwo dodało też pewności Adamowi Nawałce, że droga, którą obrał z zespołem jest słuszna. Skoro po tak fatalnej serii nie został zwolniony, oznaczało to, że jego władza w Górniku rozszerzała się coraz bardziej, że ma wolną rękę w realizowaniu swojej filozofii futbolu. Oznaczało to, że dla niektórych zawodników zaczęło się w Zabrzu robić za ciasno.

Po zwycięstwie nad Jagiellonią i remisie w Bielsku Górnik wybrał się pod Wawel, aby rozegrać mecz z Wisłą. I znów pokonał ją na jej boisku. Nawałka zdawał się mieć jakiś patent na krakowski zespół. Trzy kolejne mecze Górnika i Białej Gwiazdy kończyły się zwycięstwem tych pierwszych. Przez lata niemiłosiernie obijani byli zabrzanie, teraz przyszedł czas na wiślaków. W następnej kolejce, podobnie jak w poprzednim sezonie, Górnik zdemolował na własnym boisku Zagłębie Lubin. Tym razem spotkanie z Miedziowymi zakończyło się rezultatem 4:1 dla gospodarzy, a klasą samą dla siebie był Prejuce Nakoulma. Reprezentant Burkina Faso w szybkim tempie stał się czołowym graczem „Trójkolorowych” i ulubieńcem kibiców.

Dwie kolejki rundy wiosennej rozegrane awansem jeszcze w 2011 roku nie były udane dla Górnika. Porażki ze Śląskiem i Widzewem nie zamazały jednak ogólnego obrazu – zabrzanie wyszli z naprawdę potężnego kryzysu.

Sinusoidalny początek wiosny

Po przepracowaniu zimowego okresu przygotowawczego zabrzanie wrócili do rozgrywek z wiarą w sukces i pewnością siebie. Formą błyszczał Nakoulma, który przed meczem z Legią zapowiadał, że „zapakuje gola Legii”. Jak powiedział, tak zrobił. „Wojskowi” nie mieli większych szans przy Roosevelta, gola dołożył także Mariusz Magiera i Nawałka mógł cieszyć się z efektownego i prestiżowego zwycięstwa na rozpoczęcie rundy. Potem jednak jego podopieczni prezentowali się różnie. Często dzielili się punktami z rywalami – w Bełchatowie, a także w Zabrzu z ŁKS-em. W międzyczasie pokazali jednak charakter doprowadzając do remisu w spotkaniu z Lechią przy Roosevelta. Do przerwy goście prowadzili 2:0, ale nieustępliwość i konsekwencja w atakach zabrzan ostatecznie pozwoliła im odrobić straty.

Konsekwencja to ważny element w taktycznej układance Adama Nawałki. Wpajał on cały czas swoim zawodnikom swoją filozofię gry i starał się, aby niezależnie od rezultatu grali w swoim stylu. Bez typowej dla polskich zespołów „dzidy do przodu” i chaotycznych ataków opartych na przypadku. Właśnie zmarginalizowanie roli przypadku w grze Górnika było jednym z jego celów. Szkoleniowiec zabrzan kategorycznie zabronił okazywania braku szacunku dla przeciwników. Wypowiedzi piłkarzy zawsze są pełne rezerwy i dalekie od jakichkolwiek deklaracji. Dla podopiecznych Nawałki liczy się zawsze tylko i wyłącznie następny mecz. Równo z gwizdkiem kończącym jedno spotkanie, rozpoczyna się przygotowanie do następnego. W Zabrzu coraz mocniej czuć było atmosferę pracy, a trener podporządkował sobie zespół w każdym calu. Z pewnością liczył się ze zdaniem zawodników, ale to on i tylko on podejmował wiążące decyzje. Piłkarze, którzy nie potrafili się z tym pogodzić (Stachowiak, Jeż, Banaś) Zabrze zmuszeni byli opuścić.

Marzec piłkarze Górnika zakończyli w stylu obrazującym cały sezon w ich wykonaniu – po efektownym zwycięstwie nad Cracovią przyszła porażka w Poznaniu z Lechem.

Eksplozja talentu

Osobny akapit należy się Arkadiuszowi Milikowi. Utalentowany, bardzo młody napastnik potrzebuje do rozwoju tylko jednego – regularnej gry. Zaufanie, którym obdarzył Nawałka Milika zaprocentowało w kwietniu. Po kilkunastu spotkaniach bez strzelonej choćby jednej bramki, gdy kibice siedzący za plecami trenera głośno apelowali o zmianę tego zawodnika już po pierwszym kwadransie gry, w końcu się przełamał. Strzelił Koronie dwie bramki i wygrał Górnikowi mecz. To nie Nawałka stworzył Milika, bowiem jego talent prędzej czy później by się obronił, ale zdecydowanie pozwolił mu się rozwinąć w niebywale szybkim tempie. Od tej pory zabrzanie w końcu mieli napastnika z prawdziwego zdarzenia.

To nie on, a kapitan, Adam Danch, zapewnił Górnikowi zwycięstwo w następnej kolejce z Polonią Warszawa. I dlatego czternastokrotni mistrzowie Polski nie byli na straconej pozycji w starciu… z innymi czternastokrotnymi mistrzami Polski. Derby w Chorzowie zakończyły się bezbramkowym rezultatem po słabym spotkaniu, w którym żaden z zespołów nie chciał się odkryć. Ostatecznie, „Niebieskim” zabrakło jednego punktu do wygrania ligi po raz piętnasty w historii.

Porażka w Białymstoku nie podłamała zabrzan, którzy w końcówce sezonu byli na fali i mieli spore szanse na zakończenie rozgrywek w górnej części tabeli. Przy Roosevelta padło Podbeskidzie, skutecznie wypunktowane przez Marcina Wodeckiego, a także – tradycyjnie już – krakowska Wisła, która przegrała z Górnikiem czwarty mecz z rzędu. Nawałka zdawał się dzierżyć swego rodzaju talizman, który za każdym razem pozwalał mu wygrywać z Białą Gwiazdą. Satysfakcji z udanej rundy nie zmąciła nawet porażka w ostatniej kolejce z Zagłębiem w Lubinie. Trudno się dziwić – szkoleniowiec przetrwał największy kryzys za czasów jego kadencji w Zabrzu, drużyna rozumiała się coraz lepiej, a Milik i Nakoulma zaczynali wyrastać na prawdziwe gwiazdy Ekstraklasy.

Teraz mogło być już tylko lepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24