Historia Sinisy Mihajlovicia. Odważny szaleniec, z prawdziwie bałkańską krwią

Oktawian Jurkiewicz
Sinisa Mihajlović
Sinisa Mihajlović Twitter @sampdoria
Stało się to około trzy tygodnie temu. Jeden z fanów zaczął obrażać trenera klubu, który wspiera, chwilę po tym jak piłkarze opuścili hotel udając się na stadion. Ostre argumenty zaczęły się rozwijać w niepokojącym kierunku i w końcu rozpoczęła się bójka. Wynik? Fan jest szczęśliwy, że skończył tylko z drobnymi urazami, ponieważ piłkarze zdołali zatrzymać swojego szefa. Tak wyglądał jeden z kolejnych dni z życia Sinisy Mihajlovicia.

Legenda serbskiego futbolu świetnie sobie radzi w obecnym sezonie i prowadzona przez niego Sampdoria zajmuje trzecie miejsce, a obok Juventusu pozostaje jedynym niepokonanym zespołem w obecnych rozgrywkach. To dopiero wczesny etap sezonu, ale można wysuwać powoli wnioski, że jego kariera trenerska w Serie A w końcu rozwija się we właściwym kierunku. Wcześniej zaliczył słabe przygody z Bolonią, Catanią i Fiorentiną. Ostatnim nieudanym przystankiem przed Sampdorią była kadra narodowa Serbii, ale zdecydowanie powrót do piłki klubowej, dobrze Mihajloviciowi zrobił.

Przyjrzyjmy się głębiej jego przygodzie z kadrą. Wszystko co mogło się nie udać, wręcz spieprzyło się. Wyniki były bardzo słabe, jego zespół stracił szansę na kwalifikację do Mistrzostw Świata w Brazylii szybko, zdecydowanie za szybko. Jego wybory do kadry były bardzo kontrowersyjne, a wybuchowy charakter Mihajlovicia tylko podsycał ogień przy ważniejszych spotkaniach.

Bardzo obnosi się ze swoim patriotyzmem. Jego rodzice byli typowym małżeństwem z Jugosławii. Matka Viktorija była Chorwatką, ojciec Bogdan Serbem. Chyba nie będziecie zaskoczeni wiadomością, że mieszkali na terenach dzisiejszej Chorwacji, tuż przy granicy z Serbią. Wydaje się, że niektóre wydarzenia, które rozegrały się na początku lat 90., zostawiły duże blizny na jego psychice i wzmocniły tendencje nacjonalistyczne.

Gdy rozpoczęły się krwawe konflikty bałkańskie, jego rodzice musieli uciekać do Belgradu. Ich dom został całkowicie zniszczony. Mihajlović opowiedział również kiedyś historię o jego związkach z Željko Ražnatoviciem. Zbrodniarzem wojennym, znanym pod pseudonimem Arkan.

- Mój wujek był chorwackim generałem. Zawsze prześladował moją matkę, ponieważ poślubiła Serba. Po ucieczce do ojczyzny ojca zwyzywał ją i powiedział, że powinni wrócić, aby mogli zabić tą serbską świnię. Później mój wujek został uprowadzony przez siły Arkana, który osobiście zadzwonił do mnie i zapytał czy chcę by oszczędził życie mojego wujka. Chciałem - opowiedział Mihajlović.

Zanim Željko 'Arkan' Ražnatović założył swoją paramilitarną milicję, był liderem grupy ultras Delije, która wspierała Red Star Belgrade. Była to największa tego typu organizacja w byłej Jugosławii. Gdy Mihajlović grał dla tego klubu, wygrał w 1991 Puchar Europy, który obecnie jest Ligą Mistrzów. Chociaż obaj panowie zbyt blisko nigdy nie byli, Mihajlović nie zrezygnował ze wspierania Arkana, nawet po tym jak ten został zamordowany w 2000 roku.

- Byłbym hipokrytą, gdybym teraz zmienił swoje nastawienie. Nie mam zamiaru wracać do tego, co było w czasie wojny. Znałem Arkana dobrze i mogę o nim powiedzieć tylko dobre rzeczy - tak właśnie Mihajlović wypowiada się o jednym z najbrutalniejszych zbrodniarzy wojennych w historii Europy. Poparł również Slobodana Milosevicia, byłego prezydenta Serbii, który również jest odpowiedzialny za ludobójstwa w czasie wojny w Jugosławii. Oczywiście słowa Mihajlovicia odbiły się szerokim echem w Serbii, która przecież rozpaczliwie stara się odciąć od krwiożerczego reżimu w przeszłości.

- Milosević naprawdę mi zaimponował. Spotkaliśmy się trzy razy. Był prezydentem mojego kraju, dlatego go bronię. Do tego mając do dyspozycji wszystkich piłkarzy, miał koszulkę tylko z moim nazwiskiem - mówił Mihajlović.

Był mniej wyrozumiały jeżeli chodzi o niektórych piłkarzy. Publicznie skrytykował Aleksandara Kolarova i Branislava Ivanovicia, po dużej porażce przeciwko Belgii. Nemanja Matić zasiadł pięć razy na ławce i nie wszedł ani na minutę, po czym powiedział, że nie będzie grać dla Serbii póki selekcjonerem jest Mihajlović. Bardzo dziwnie zachował się również w stosunku do Adema Ljajicia.

Kiedy przejął stery w reprezentacji, wprowadził całkiem nowy kodeks, w którym zawarł między innymi, że każdy ma obowiązek śpiewać hymn narodowy przed meczem. Mówił, że zawsze grając dla Jugosławii zazdrościł rywalom, że mogą śpiewać swój hymn, ponieważ oni wtedy prawdziwej pieśni narodowej nie mieli. Hymnem Jugosławii było 'Hej Slaveni', pieśń której melodia jest bardzo mocno wzorowana na Mazurku Dąbrowskiego.

Ale Ljajić odmówił śpiewania. Serbia jest krajem, w którym zdecydowanie dominuje prawosławie (ponad 80%), a Ljajić jest członkiem mniejszości muzułmańskiej. Serbski hymn "Bože pravde" (Bóg sprawiedliwości), pełny silnej etnicznej i teologicznej symboliki, nie jest pieśnią narodową, która do niego przemawia. Ljajić został więc wyrzucony z reprezentacji i co bardziej lewicowe media, od razu stwierdziły, że jest to nowy rodzaj czystek etnicznych.

- Kocham Serbię. Gram w tym kraju odkąd skończyłem 10 lat i nikt nigdy nie żądał ode mnie śpiewania hymnu. W Serbii żyją również muzułmanie, jeżeli takie są warunki gry w reprezentacji, to więcej w niej nie zagram. Jeśli nie będę się szanował, nikt nie okaże mi szacunku - powiedział w tamtym czasie Ljajić.

Zarówno Ljajić jak i Matić wrócili do drużyny narodowej, prowadzonej teraz przez Dicka Advocaata.

Spora część kraju odczuła więc ogromną ulgę, gdy Mihajlović zdecydował się przyjąć ofertę prowadzenia Sampdorii. Zostawił zespół narodowy w gruzach i nie udało mu się stworzyć czegoś nowego, a wypróbował ponad 40 piłkarzy podczas swojego 'szefostwa'.

Jego wyniki w Sampdorii zdają się jednak wskazywać, że choć to duży patriota, to jego piłkarskim domem nie jest Serbia, a Włochy. Mieszkał tam odkąd skończył 22 lata, został ukształtowany przez włoski futbol. Podczas pobytu w Italii grał w czterech klubach, w tym właśnie w Sampdorii. Jego powrót w innym charakterze do tego klubu odbija się dotychczas w samych pozytywach. Dodał temu zespołowi smaczku, a piłkarze przyjęli jego twarde zasady.

Chociaż niezbyt spektakularny, to jednak bardzo energiczny i skuteczny. Taki futbol prezentują jego piłkarze. Po stresującym pobycie w kraju, Mihajlović wreszcie jest tam, gdzie jest jego dusza. Nawet jeżeli on nigdy się do tego nie przyzna.

- Gdybym mieszkał we Włoszech i sto lat, to nigdy w Serbii nie poczuję się obco. Mają tam świetne jedzenie, modę, Ferrari, ale nie mają tego co my, Serbowie mamy - wielkie serca i miłość do naszej rodziny. Kocham mój kraj bardziej niż cokolwiek innego. Powietrze w Serbii jest niepotwarzalne, nie ma takiego nigdzie indziej na świecie - zachwalał trener Sampdorii.

Jego serce jest więc na zawsze w Serbii, ale piłkarską duszę ma w pełni włoską.

Obserwuj na Twitterze: Oktawian Jurkiewicz - @OJurkiewicz

źródło: thesefootballtimes.net

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24