Jagiellonia Białystok. Gdy okręt zaczyna tonąć, wszystkie ręce potrzebne są na pokładzie

Wojciech Konończuk
Najwyższy czas, by przebudzić się i zacząć grać lepiej. Jeśli Konstantin Vassiljev i jego koledzy z Jagiellonii tego nie zrobią już w niedzielę, ich sytuacja będzie nie do pozazdroszczenia.
Najwyższy czas, by przebudzić się i zacząć grać lepiej. Jeśli Konstantin Vassiljev i jego koledzy z Jagiellonii tego nie zrobią już w niedzielę, ich sytuacja będzie nie do pozazdroszczenia. Jakub Kowalski
Po fazie zasadniczej ekstraklasy kibice Jagi zastanawiają się, gdzie tkwią przyczyny tego, co się dzieje i co można zrobić, by nie spaść do I ligi.

Wśród sympatyków żółto-czerwonych nie ma jednomyślności co do tego, kto odpowiada za słabą grę i wylądowanie naszego zespołu dopiero na 12. miejscu. Za winnych uznaje się władze klubu, trenera lub - co oczywiste - piłkarzy.

Wyprzedaż zawodników

Wiele osób uważa, że najwięcej szkód wyrządził zarząd, sprzedając kluczowych zawodników. W krótkim okresie czasu z klubu odeszło wielu znaczących graczy, np. Mateusz Piątkowski, Michał Pazdan, Patryk Tuszyński, Nika Dzalamidze i Maciej Gajos. Niektórzy twierdzą, że w ich miejsce sprowadzono zawodników dużo mniejszego formatu i to odbiło się na wynikach.

Jest w tym sporo prawdy, ale nie do końca. W miejsce piłkarzy, którzy odeszli wcale nie przyszły anonimowe nazwiska. Konstantin Vassiljev to wyróżniająca się postać polskiej ligi. Jacek Góralski zbiera pochwały ze wszystkich stron. Anonimami nie byli Alvarino, Piotr Tomasik, Fedor Cernych, czy też sprowadzony ostatnio Łukasz Burliga. Może i materiał ludzki w Jadze nie jest w tej chwili na miarę walki o mistrzostwo Polski, ale i nie jest tak słaby, by drżeć o uratowanie ekstraklasowego bytu.

Trzeba też wziąć pod uwagę jeszcze dwie sprawy. Jagiellonia nie należy do bogaczy i trudno jej przebić ofertę najmocniejszych klubów polskich, o zagranicznych już nie wspominając. A piłkarz, który nie może odejść do ekipy, proponującej mu wielokrotnie wyższe zarobki, nie będzie umierać za obecny klub. Porzekadło mówi, że z niewolnika nie ma pracownika.

Jest jeszcze coś. Wypożyczony obecnie do Korony Kielce Łukasz Sekulski w jednej z rozmów z nami powiedział, że jednym z decydujących czynników wybrania Białegostoku było, że tutaj zawodnicy o mało znanych nazwiskach wypływają na szerokie wody i potem dostają atrakcyjne oferty. Jeśli zatem Jagiellonia zacznie utrudniać dalsze transfery, to odbije się to na jej atrakcyjności w środowisku polskich piłkarzy.

Praca w cieniu plotek

Jeśli mowa o władzach, to nie powinny one dopuścić do pojawienia się spekulacji na temat zwolnienia trenera Michała Probierza i nazwisk jego następcy. Teraz się temu zaprzecza, ale skoro huczało od plotek, to coś musiało być na rzeczy. A to błąd. Szkoleniowca się albo zwalnia w jednej chwili, albo stawia mu jakieś ultimatum, albo pozwala robić swoje. Prowadzenie zespołu w cieniu podobnych plotek nie daje komfortu pracy, a poza tym nie wpływa dobrze na morale piłkarzy. Inaczej podchodzi się do poleceń szefa, który ma stabilną pozycję, a inaczej do tego, który jest na wylocie. Przekaz od sterników musi być bardzo jasny, a nie: „to ty jeszcze pracuj, a my się już rozejrzymy”.

Rysa na pomniku

Jeśli drużynie nie idzie, najczęściej płaci za to trener. Jeszcze niedawno mało kto przypuszczał, by reputacja Michała Probierza u kibiców została w jakikolwiek sposób nadszarpnięta. Tymczasem po meczu z Podbeskidziem doszło do kłótni przed trybuną Ultra, której zapis w internecie bił rekordy popularności. Na pomniku podziwu i wdzięczności, jaki sukcesami zbudował sobie opiekun Jagi, pojawiła się wielka rysa.

Co ciekawsze, opinie podzieliły się, wiele osób miało trenera za chuligana, ale też sporo - za faceta z jajami, prawie bohatera. Z pewnością całe zajście nie powinno mieć miejsca, ale trzeba brać pod uwagę też to, lepiej iż trener z zespołem podszedł do kibiców, a nie uciekł do szatni. Lepiej wyjaśnić sobie pewne sprawy, nawet w ostrym tonie niż się od siebie odwracać.

Tyle że incydent pokazał wielką nerwowość Probierza i że szkoleniowiec żółto-czerwonych nie wytrzymuje presji i traci głowę. A to źle. Na szczęście zespół nie traci ducha, bo w ostatnich meczach nie grał źle. Tyle tylko, że nie uniknął prostych, a raczej kompromitujących błędów, które z łatwością wykorzystywali rywale.

Trzeba wziąć się w garść

I w tym momencie można przejść do tych, którzy mogą najwięcej, czyli piłkarzy, bo to oni są na boisku. Nawet najlepsza praca zarządu i sztabu szkoleniowego nic nie da, jeśli zawodnicy będą taśmowo tracić gole, a sami pudłować w banalnych sytuacjach. Wiosną nie ma już alibi w postaci zerwanego okresu przygotowawczego, braku zgrania, zmęczenia itp. W żaden sposób nie da się wytłumaczyć straty 54 bramek w sezonie, co jest wynikiem bardziej niż w wstydliwym.

Tego się naprawić już nie da, ale można zatrzeć złe wrażenie. Gdy okręt tonie, wszystkie ręce potrzebne są na pokładzie. Sytuacja jest zła, ale wcale nie beznadziejna. Bądź, co bądź, Jagiellonia jest dwa punkty nad strefą spadkową i są zespoły jeszcze bardziej postawione pod ścianą. Wypada wierzyć, że kibice zrobią to, co robili do tej pory bez zarzutów, czyli będą wspierać drużynę w bardzo ważnym meczu otwarcia grupy spadkowej z Górnikiem Łęczna (niedziela, godz. 15.30, na stadionie miejskim). I oby piłkarze to docenili i także zrobili swoje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jagiellonia Białystok. Gdy okręt zaczyna tonąć, wszystkie ręce potrzebne są na pokładzie - Kurier Poranny

Wróć na gol24.pl Gol 24