Jakub Biskup dla Ekstraklasa.net: Wygrane mecze udowodniły, że nie jesteśmy chłopcami do bicia (WYWIAD)

Konrad Kryczka
Jakub Biskup dla Ekstraklasa.net
Jakub Biskup dla Ekstraklasa.net Piotr Jarmułowicz
- Na razie zdobycz punktowa nas satysfakcjonuje, zwłaszcza że nie zanotowaliśmy udanego startu. W końcu się jednak rozkręciliśmy i obecnie zaczynamy grać to, co graliśmy w I lidze. Na ten moment nasza sytuacja jest więc dobra, ale tak naprawdę najważniejsze jest to, jak będzie ona wyglądała na zakończenie sezonu zasadniczego - przekonuje w rozmowie z naszym serwisem kapitan Termaliki, Jakub Biskup.

Zajmujecie miejsce w środku tabeli. Jesteście usatysfakcjonowani?
Na razie zajmujemy miejsce w pierwszej ósemce i z tego, oczywiście, jesteśmy zadowoleni. Podchodzimy do tego jednak spokojnie, bo za nami dopiero dziewięć kolejek. Tabela jest spłaszczona, różnica między nami, a zespołem z np. 14. miejsca nie jest wielka. Nie patrzymy więc daleko w przyszłość, tylko koncentrujemy się na każdym kolejnym spotkaniu.

Z drugiej strony nad strefą spadkową macie osiem punktów przewagi, a to spory bufor bezpieczeństwa.
Jasne, tylko trzeba pamiętać, że zgodnie z regulaminem po 30 kolejkach tabela zostanie podzielona na grupy spadkową oraz mistrzowską, a punkty również będą dzielone na pół. Na razie zdobycz punktowa nas satysfakcjonuje, zwłaszcza że nie zanotowaliśmy udanego startu. W końcu się jednak rozkręciliśmy i obecnie zaczynamy grać to, co graliśmy w I lidze. Na ten moment nasza sytuacja jest więc dobra, ale tak naprawdę najważniejsze jest to, jak będzie ona wyglądała na zakończenie sezonu zasadniczego.

Słaby start to przegrane w trzech pierwszych kolejkach – czas potrzebny na przystosowanie się do warunków Ekstraklasy?
Na taką sytuację wpływ miało kilka czynników. Zaczęliśmy sezon od trzech wyjazdów i to nie z łatwymi przeciwnikami. W końcu mierzyliśmy się ze Śląskiem i Jagiellonią – czyli dwoma pucharowiczami – oraz Piastem – rewelacją obecnych rozgrywek. Poza tym, rzeczywiście coś w tym jest, że beniaminek ligi musi zapłacić frycowe. Zarówno my, jak i Zagłębie Lubin nie zanotowaliśmy bowiem dobrego startu, ale z biegiem kolejek zaczęliśmy się rozkręcać.

Wspomniał pan, że początek sezonu był trudny przez mecze na wyjeździe, ale przecież cały czas gracie poza Niecieczą. Nawet jako gospodarze.
Oczywiście nie jest to łatwa i w pełni komfortowa sytuacja, ale też warto pamiętać, że w Mielcu gramy naprawdę dobrze. Jeszcze tam nie przegraliśmy. Wiadomo, że to nie jest nasz „dom”, że to nie to samo, co gra w Niecieczy. Nie ma jednak co narzekać. W Mielcu odczuwamy, że cały stadion jest za nami, a reakcja kibiców również jest inna niż na meczach wyjazdowych. Murawa też jest idealna. Nie mamy więc się na co skarżyć, niemniej czekamy niecierpliwie na powrót na nasz obiekt w Niecieczy.

Jesteście mniej więcej w połowie jesiennych spotkań. Trudniejsza część tej rundy już za wami?
Myślę, że nie, że to, co najtrudniejsze, dopiero przed nami. Mocne zespoły, które są za nami w tabeli – mam na myśli Lecha oraz Lechię – na pewno zaczną w końcu punktować. To drużyny z dużym potencjałem i na pewno nie zajmują obecnie miejsc adekwatnych do ich umiejętności. My musimy być cały czas czujni i nie możemy sobie teraz pomyśleć, że na 100% mamy zapewnione utrzymanie. Wystarczy spojrzeć na poprzedni sezon i przykład Bełchatowa, który pokazuje, że nawet wysokie miejsce po pierwszej rundzie nie gwarantuje pozostania w Ekstraklasie.

Dla pana ten sezon też jest wyjątkowy – w końcu doczekał się pan setnego występu w Ekstraklasie i to przy okazji historycznego zwycięstwa Termaliki.
Z pewnością tak, bo przed tym sezonem do zanotowania tego setnego występu brakowało mi dwóch meczów. A na tę okazję musiałem czekać kilka lat, ponieważ ostatnie pięć sezonów spędziłem w I lidze, grając w niej dla Piasta oraz Termaliki. Teraz w końcu przekroczyłem tę „setkę”. Fajnie się złożyło, że zbiegło się to akurat z naszym pierwszym zwycięstwem w Ekstraklasie. Od tego meczu tak właściwie wszystko ruszyło. Zeszło z nas ciśnienie. Wygraliśmy z Górnikiem, Lechem – mistrzem Polski – a później z Cracovią, co był naszym pierwszym wyjazdowym zwycięstwem. To wszystko nas podbudowało i myślę, że te mecze udowodniły, że nie jesteśmy chłopcami do bicia, ale potrafimy grać w piłkę i każdy musi się z nami liczyć.

Przed tym sezonem w 98 meczach strzelił pan tylko cztery bramki. Niezbyt okazały wynik.
Moje statystyki strzeleckie w Ekstraklasie rzeczywiście nie były najlepsze. Notowałem co prawda więcej asyst, ale goli zdobywałem za mało. A to, że występowałem w klubach grających o utrzymanie, nie jest żadnym wytłumaczeniem. Tych bramek powinno być zdecydowanie więcej. Lepiej wyglądało już to w I lidze, kiedy dla Termaliki oraz Piasta strzeliłem około 30 goli. Obecnie jestem już jednak ponownie w Ekstraklasie, więc, oczywiście, chcę podreperować kiepską statystykę w tych rozgrywkach. Wydaje mi się, że teraz jest ku temu odpowiedni moment – jesteśmy dobrze przygotowani, sam też czuję się dobrze pod względem fizycznym. Dwie bramki z Cracovią dały mi dodatkowego kopa do dalszej pracy i dodały wiary w siebie. Nie chcę, żeby tamten występ był czymś jednorazowym – mam nadzieję, że w następnych meczach będę potwierdzał swoją dobrą dyspozycję. Tak, aby zaliczać jak najwięcej goli i asyst, co powinno się przełożyć pozytywnie również na wyniki zespołu.

Do Ekstraklasy wrócił pan dzięki wywalczeniu historycznego awansu przez Termalikę. Nie wydaje się panu, że to w jakimś sensie była ostatnia szansa, aby tego dokonać, skoro we wcześniejszych latach było blisko, ale zawsze czegoś brakowało?
Myślę, że dla mnie i innych chłopaków, którzy są dłużej w Termalice, była to ostatnia szansa, żeby wywalczyć z tym klubem awans. Dla nas była to właściwie już trzecia próba, ale najważniejsze, że udało nam się osiągnąć cel. Z tego możemy się cieszyć, bo – można powiedzieć – było to zwieńczenie dłuższego czasu spędzonego w Termalice. To już jednak za nami. Nie możemy żyć tym, co było, lecz koncentrować się na tym, co jest aktualne. Teraz gramy w Ekstraklasie i chcemy w niej zostać na jak najdłużej. Jeżeli chodzi o poziom sportowy, to co prawda różnica między tym, co tu, a szczebel niżej nie jest może aż tak wielka, ale wiadomo, że pod względem otoczki, pokazywania meczów w telewizji, stadionów, na których możemy grać, między I ligą a Ekstraklasą jest przepaść.

Awans w końcu przyszedł, ale kiedy nie udawało się go wywalczyć we wcześniejszych latach, zaczęły pojawiać się złośliwe komentarze o odpuszczaniu. Nawet w poprzednim sezonie, kiedy mieliście lekką zadyszkę. Takie opinie denerwowały, czy może jednak śmieszyły?
Nikomu nie było do śmiechu. To wszystko nas denerwowało i irytowało. Tym bardziej, iż tych komentarzy było mnóstwo! Nawet w Tarnowie – w którym mieszkamy – było dużo ludzi, którzy mówili w ten sposób. Nieraz nie chciało się nawet odpowiadać i tłumaczyć, słysząc coś takiego. Coś, czego nie ma sensu cytować. Myślę więc, że awansując, wielu ludziom zrobiliśmy na przekór. Pokazaliśmy, że naprawdę chcieliśmy wejść do Ekstraklasy.

Wy w ogóle odczuwacie to, że zapisujecie się w historii? Że dzięki temu awansowi zostaniecie zapamiętani?
Rzeczywiście coś w tym jest. Przeszliśmy do historii. Osiągnęliśmy coś, czego nikt nam już nie zabierze. Jesteśmy nie tylko 80. klubem, który zagrał w Ekstraklasie, ale też najmniejszym w historii tych rozgrywek. Możemy się tylko cieszyć, że to wszystko tak się ułożyło, bo my – zawodnicy, trenerzy oraz przede wszystkim właściciele – jesteśmy w końcu tam, gdzie powinniśmy być. Zwieńczeniem tego wszystkiego będzie oddanie do użytku nowego, kameralnego stadionu, który będzie posiadał sztuczne oświetlenie i podgrzewana murawę. Otwarcie obiektu w Niecieczy będzie wielkim wydarzeniem i – jeżeli wygramy tam ten pierwszy mecz – również historycznym momentem.

W najbliższą niedzielę gracie z Legią – gdybyście ją pokonali, byłby to dla pana historyczny moment. Wcześniej bowiem nie udawało się panu wygrać z warszawskim klubem.
Zgadza się. Kiedy byłem zawodnikiem Odry, ŁKS-u, czy Piasta, zdarzało mi się wygrać z Wisłą Kraków, czy Lechem Poznań, ale nigdy nie zdobyłem trzech punktów w konfrontacji z Legią. Teraz – jako piłkarz Termaliki – zmierzę się z nią po raz kolejny. Jako drużyna meczem w Warszawie możemy tylko wiele zyskać. Jesteśmy kopciuszkiem, a naszych rywali nie trzeba przedstawiać. Presja będzie ciążyła na Legii, która musi to spotkanie wygrać. My natomiast chcemy się pokazać z dobrej strony. Nikogo z nas nie trzeba dodatkowo mobilizować, bo mecz z Legią jest z gatunku tych, na które się czeka. Wynik jest sprawą otwartą, więc wierzymy, że przy Łazienkowskiej jesteśmy w stanie uzyskać korzystny rezultat.

Kilka drużyn pokazało w tym sezonie, że wywiezienie punktów z Łazienkowskiej nie jest niczym niemożliwym.
Dokładnie. Inne drużyny pokazały, że na Legii można ugrać korzystny wynik. Korona wygrała przy Łazienkowskiej, natomiast Zagłębie zremisowało 2:2, choć prowadziło już 2:0. Sami do Warszawy jedziemy pokazać swój futbol i na pewno nie będziemy murowali bramki. Jestem pewien, że jeżeli jako zespół zagramy dobrze i odpowiedzialnie w obronie, to również stworzymy sobie jakieś sytuacje w ataku. Pytanie brzmi tylko: czy je wykorzystamy?

Wiele zależy również od postawy waszych rywali. Która Legia jest prawdziwa: ta, która miała serię pięciu meczów bez wygranej, czy ta, która rozbiła Ruch Chorzów?
W mojej ocenie Legia ma najmocniejszy skład w lidze. Wydaje mi się, że to właśnie warszawianie będą mistrzami Polski na zakończenie obecnego sezonu. Nasi rywale mieli w pewnym momencie swoje problemy. Kilku zawodników było kontuzjowanych, a drużyna musiała grać na kilku frontach, co też nie było dla niej proste. Wydaje mi się, że Legia miała kryzys, ale już z niego wyszła.

W takim razie upatrujecie może szansy w tym, że wasi rywale mogą być zmęczeni, skoro jutro (rozmawialiśmy w środę – red.) grają w pucharze Polski z Lechią, a do tego w ostatnim czasie w ogóle muszą grać co trzy dni ze względu na Ligę Europy?
Nie sądzę. Legia ma mecz jutro, z nami gra w niedzielę, a później z Napoli dopiero w czwartek, więc myślę, że mówienie o zmęczeniu warszawian nie ma większego sensu. Zresztą, graliśmy już wcześniej z Jagiellonią, która trzy dni przed meczem z nami rozegrała spotkanie z Omonią Nikozja na Cyprze, i wtedy przegraliśmy. Sądzę więc, że i teraz fakt, iż Legia gra również mecze w czwartki, nie będzie miał wpływu na niedzielne spotkanie. Myślę, że przeciwko nam wyjdą w najmocniejszym składzie.

Remis bierzecie zatem w ciemno, czy może nie chcecie kalkulować i przyjeżdżacie powalczyć o pełną pulę?
Nie ma co ukrywać, że przed meczem każdy z nas – pewnie również trener – wziąłby remis w ciemno. Zresztą, kiedy jechaliśmy na Cracovię, było podobnie, a ostatecznie tam wygraliśmy. To tylko udowadnia, że przed pierwszym gwizdkiem można zakładać różne rzeczy, a na boisku może być jeszcze lepiej. Na pewno nie możemy jednak wyjść na Legię z nastawieniem, że chcemy tylko zremisować, bo o taki wynik byłoby nam wtedy naprawdę ciężko. Nie możemy się jedynie bronić od początku meczu, bo to byłoby zbyt ryzykowne. My ze swojej strony musimy po prostu zagrać dobre spotkanie, postarać się strzelić bramkę i tyle. Przed meczem nie da się przecież powiedzieć, jakim wynikiem się on skończy.

Rozmawiał: Konrad Kryczka / Ekstraklasa.net

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24