Niedawno uderzył ponownie - świat obiegła wieść, że chce zostać prezydentem Francji. Jak się okazało, była to tylko prowokacja, mająca na celu zwrócenie uwagi na fatalną sytuację bezdomnych w kraju Napoleona.
Piłkarz, aktor i społecznik
To nie pierwsza kampania społeczna, w którą zaangażował się Cantona. W grudniu 2010 r. wzywał do rewolucji przeciwko największym bankom, zachęcając do wycofywania powierzonych im pieniędzy. W ten sposób klienci mieli ukarać banki za wywołanie kryzysu finansowego. Był również twarzą akcji "Joga Bonito", promującej zasady fair play oraz piętnującej niesportowe zachowania. Stanowczo protestował przeciwko przejęciu Manchesteru United przez rodzinę Glazerów. Zapowiedział, że dopóki będą oni rządzili klubem, jego noga tam nie postanie. Nie był to tylko pusty gest - kibice chcieli, by Cantona objął schedę po Aleksie Fergusonie, który w tamtym czasie szykował się do przejścia na emeryturę.
Krytyka systemu społecznego pobrzmiewa również w komedii "Looking for Eric" ("Szukając Erica"), w którym Cantona wcielił się w… samego siebie. Jako idol głównego bohatera - listonosza z Manchesteru - objawia mu się i pomaga w przebrnięciu życiowych zakrętów. Rola Francuza została przyjęta entuzjastycznie, a film otrzymał nawet nominację do Złotej Palmy. W jednym z dialogów padają słowa, które mogą służyć za jego motto życiowe: - Nie jestem człowiekiem. Jestem Cantona - mówi.
Dla kibiców Czerwonych Diabłów francuski napastnik był (i jest) bowiem kimś więcej niż człowiekiem. Nazywali go "Bogiem" albo "Królem Erikiem". W piosenkach, które do tej pory można usłyszeć na Old Trafford, Cantona jest "najlepszym napastnikiem, jakiego widział świat", a nawet… Jezusem. Nieźle, przecież w państwach anglosaskich prędzej usłyszymy jeden z tzw. French jokes niż ciepłe słowa o ojczyźnie Cantony. Tym większym sukcesem pyszałkowatego Erica było zyskanie uznania w oczach Anglików.
Enfant terrible
Zwłaszcza, że jego sukces nie był wcale oczywisty. W ojczyźnie uważano go za wielki talent, ale obok bramek kolekcjonował czerwone kartki i dyskwalifikacje. W Auxerre, gdzie debiutował u boku Andrzeja Szarmacha, nie mieli z nim lekko. Gdy jeden z kolegów nie chciał pomagać zespołowi w odśnieżaniu boiska, Cantona podbił mu oko. Po transferze do Marsylii Eric znów pokazał zęby. Gdy podczas charytatywnego meczu trener postanowił go zmienić, wściekły Francuz kopnął piłkę w trybuny, zdarł z siebie koszulkę i rzucił ją w stronę ławki rezerwowych. Był już wtedy odsunięty od występów w reprezentacji - po tym, jak wulgarnie obraził trenera Henriego Michela przed kamerami.
Po konflikcie z prezesem OM wypożyczano go do Bordeaux i Montpellier. W drugim z tych klubów znów wywołał skandal. Skrytykowany w szatni przez kolegę z zespołu, rzucił mu w twarz butem i rozpoczął bójkę. Ostatnim przystankiem we francuskim rozdziale jego kariery było drugoligowe Nimes. Tam też nie obyło się bez skandalu. W czasie meczu Cantona rzucił w sędziego piłką. Na posiedzeniu komisji dyscyplinarnej został za to ukarany miesiącem dyskwalifikacji. W odpowiedzi nazwał członków komisji idiotami. Karę wydłużono do dwóch miesięcy, a napastnik zapowiedział zakończenie kariery.
Po drugiej stronie kanału
Do zmiany decyzji i spróbowania szczęścia w Anglii namówił go Michel Platini, ówczesny selekcjoner reprezentacji Francji. Eric miał grać w Sheffield Wednesday, ale skończyło się na testach. Przeszedł więc do Leeds, gdzie był wyróżniającą się postacią i mocno przyczynił się do zdobycia tytułu. Świetny sezon był dla Francuza trampoliną do kolejnego transferu - wypatrzył go Alex Ferguson.
W Manchesterze United Cantona potwierdził talent zarówno do futbolu, jak i wywoływania skandali. Spędził tam pięć sezonów - w tym czasie klub zdobył cztery mistrzostwa i dwa Puchary Anglii. Jedynym sezonem bez tytułu był ten, w którym Król Eric pauzował przez osiem miesięcy. Na tyle wyceniono "kung-fu kick", najsłynniejszy z wybryków Francuza.
W meczu z Crystal Palace Cantona został wyrzucony z boiska. Nic niezwykłego, wcześniej zdarzało mu się dostawać czerwone kartki w dwóch meczach z rzędu. Schodząc z murawy Francuz zrobił jednak coś, za co tamten mecz wspomina się do dziś - zaatakował kibica rywali kopniakiem w stylu Bruce'a Lee, dokładając do tego kilka potężnych sierpów.
Kara była surowa - ośmiomiesięczna dyskwalifikacja. I tak miał szczęście, sąd zamienił mu karę dwóch tygodni więzienia na 120 godzin prac społecznych. Co ciekawe, Cantona nigdy nie wyraził skruchy za ten wybryk. - Zawsze robiłem to, na co miałem ochotę. Kiedy chciałem kopnąć kibica, kopałem. Nie jestem wzorem do naśladowania. Nie będę nauczycielem, który powie wam, jak żyć. Im więcej zobaczycie, tym bardziej przekonacie się, że życie to cyrk - mówił po latach.
Pół-Anglik
Mimo mniejszych i większych wybryków Cantona zyskał w Manchesterze miano legendy. Zakończył karierę w wieku 30 lat, tłumacząc się wypaleniem i brakiem motywacji. Później przyznawał, że ta decyzja była zbyt pochopna. Tak czy inaczej przez pięć sezonów godnie kontynuował dzieło George'a Besta (też występował z numerem "7"). Best, który krytykował m.in. Davida Beckhama, mówił ciepło o Cantonie. - Oddałbym tyle szampana, ile w życiu wypiłem, żeby zagrać na Old Trafford u jego boku - twierdził.
Za taki duet w ofensywie kibice United sprzedaliby dusze diabłu. Możliwe nawet, że gdyby Król Eric naprawdę startował w wyborach, w Manchesterze uzyskałby lepszy wynik niż we Francji. Anglia stała się dla niego drugą ojczyzną. Nawet podczas mistrzostw świata czy Europy Cantona nie ukrywa, że kibicuje Wyspiarzom, a nie Trójkolorowym. - Jestem w połowie marsylczykiem, w połowie Anglikem - twierdzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?