Jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci angielskiego futbolu. Przed państwem Don Revie

Damian Wiśniewski
Don Revie ma swój pomnik
Don Revie ma swój pomnik wikimedia commons
Kiedy myślimy o kontrowersyjnych postaciach angielskiego futbolu to od razu wymieniamy Paula Gascoine’a, czy Paula Mersona. Kilkadziesiąt lat przed tymi panami w piłkę grał i trenował Don Revie, który w swoich czasach nie odznaczał się być może takimi cechami, jak ci dwaj panowie, ale był postacią przynajmniej równie (a pod pewnymi względami nawet bardziej) kontrowersyjną. Dlaczego?

Dla kibiców Leeds jest niewątpliwie legendą, prawdopodobnie największą w całej historii istnienia tego klubu. Teraz, gdy United ledwo podnoszą się z kolan i starają się walczyć w Championship, ich kibice mogą tylko z rozrzewnieniem wracać pamięcią do wspaniałych lat, kiedy ich zespół trenował Revie. To podczas jego kadencji zespół osiągał swoje największe sukcesy i zdobywał puchary zarówno na krajowym podwórku, jak i w Europie.

Jego druga strona jest mniej kolorowa. Kiedy zakończył wieloletnią przygodę na ławce trenerskiej Leeds podjął się rządów w reprezentacji Anglii. W tej szło mu raczej przeciętnie, nie odnosił sukcesów, ale nie w tym rzecz. Przecież nie on pierwszy i nie ostatni potknął się na prowadzeniu drużyny narodowej i to jeszcze tak legendarnej i wymagającej. Dziś wyjazdy na daleki wschód w celu zarobienia ogromnych pieniędzy i przy okazji zabawy w piłkę nożną są normą, w latach o których mowa tak nie było. Revie podjął się tego bez wiedzy angielskiej federacji…

Wiecie już z kim macie do czynienia. Genialny menedżer, który mimo wszystko potrafił wykorzystać nadarzającą się okazję i w odpowiednim momencie wyjechać za lepszą kasą. Sprawa wydaje się dość prosta, jednak do tej pory wywołuje na Wyspach spore kontrowersje. No bo jak traktować gościa, który za pieniądze porzuca kadrę narodową, jedzie zarobić dużo pieniędzy i się poopalać? Umówmy się, o poważnej piłce mógł wtedy zapomnieć. Z drugiej strony są jednak fani Leeds i nie tylko, bo jego osiągnięć na Elland Road nie sposób nie docenić, będąc nawet fanem innego zespołu.

Być jak Real Madryt

Jak więc był z Donem Revie? George Lascelles, 7. lord Harewood, który w 1961 roku został prezesem Leeds United, wspominał go tak. – Don miał wielką charyzmę, ale był przy tym miły. Trafił do nas z wielkim poczuciem pewności siebie, wiedział że to co sobie planuje zadziała. Jako piłkarz działał zresztą podobnie. Powiedział mi, że ma zamiar stworzyć naprawdę wielki klub. Szybko zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak świetnym będzie on menedżerem.

Piłkarzem Revie był faktycznie całkiem niezłym. Może nie wybitnym, nie takim, który miałby na koncie kilkadziesiąt rozegranych meczów w reprezentacji (w pierwszej miał ich sześć), ani strzelonych goli (cztery, w sumie średnia gola na mecz nie wychodzi najgorsza), a z klubowych sukcesów na konto dopisać sobie może tylko Puchar Anglii, to na pewno nie był też słaby. W 1955 roku został nawet wybrany piłkarzem roku w Anglii, a takiej nagrody nie mógł przecież odebrać nikt przypadkowy.

Prawdziwe laury zaczął jednak zbierać po objęciu posady menedżera Leeds. Nie miał drogi usłanej różami, nie przejmował zespołu z czołówki ekstraklasowej tabeli, ba, nie przejmował nawet zespołu z tradycjami piłkarskimi. W Leeds liczyło się przede wszystkim rugby i kibice tego zespołu dawali mu to na starcie odczuć.

Wspomniany już lord Harewood mówił jednak, że Rive zupełnie się tym nie przejął. Wprowadził szereg innowacji, jak chociażby zmiana koloru koszulki meczowej na białą, po to żeby upodobnić zespół do Realu Madryt. Teraz może się to wydawać komiczne, wtedy pewnie wielu też tak o tym myślało, ale jego plan działał. Nie od razu, pierwszy sezon rozegrał zresztą jako grający trener. Awans do najwyższej klasy rozgrywkowej przyszedł dopiero po trzech latach pracy, ale warto było czekać. W 1964 w drużynie grali już tak legendarni piłkarze jak Johnny Giles (kojarzony także z Manchesterem United, z którego przeszedł do Leeds) oraz Peter Lorimer, najlepszy strzelec w historii tego klubu.

Fantastyczny bieniaminek

Wejście do Divison One (odpowiednik dzisiejszej Premier League) miał zresztą rewelacyjne, choć w tym przypadku to naprawdę mało powiedziane. „Pawie” może często nie grały zbyt efektownie, a między innymi dzięki postawie kapitana, Bobby’ego Collinsa, ich gra była postrzegana jako bardzo agresywna. Widoczne to było zresztą głównie w starciu z Evertonem, który był Collinsa byłym klubem. Sandy Brown, jeden z piłkarzy z Goodison Park, wyleciał z boiska już w czwartej minucie gry, a mecz po zakończeniu okrzyknięto najbardziej brutalnym w historii. John Arlott, ówczesny dziennikarz, napisał nawet, że był „fatalny dzień dla angielskiego futbolu”.

Leeds wygrało tamten mecz, jednak mistrzostwa nie zdobyło. Było tego bardzo blisko, ale mimo równiej liczby punktów z pierwszym zespołem (Manchesterem United) przegrało z powodu słabszego bilansu bramkowego. Warto jednak dodać, że w ostatniej kolejce zremisowało na wyjeździe 3:3 z Birmingham, mimo że gospodarze prowadzili już 3:0. Jeden strzelony gol więcej dałby „Pawiom” tytuł mistrzowski, w Pucharze Anglii również zajęły one drugie miejsce. Tam triumfował Liverpool.

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Budowane krok po kroku przez Rive’a Leeds w następnym sezonie mogło zagrać w Pucharze Miast Targowych (dzisiejsza Liga Europy) i doszło tam do półfinału, w którym odpadli dopiero po trzecim spotkaniu (w przypadku dwóch remisów nie decydowały ani gole wyjazdowe, ani dogrywka z karnymi – grano mecz na neutralnym terenie). W lidze jednak znów musiało zadowolić się wicemistrzostwem, ale nikt specjalnie nie narzekał. The Whites z średniaka i mało utytułowanej drużyny stali się jedną z największych sił nie tylko na Wyspach Brytyjskich, ale również na całym kontynencie.

Siłą drużyny nie były indywidualności, ale jej spójność. Revie potrafił stworzyć świetny team, który walczył od początku meczu, do jego ostatniej sekundy, ale jak sam twierdził, indywidualności również były bardzo widoczne. – Oni są fantastyczni jako grupa, ale również fantastyczny jest każdy z nich z osobna. Jeśli powiedziałbym Normanowi (Hunterowi – przyp. red.), żeby zaatakował ścianę, a ona ustąpi, to on by to zrobił. Dwa razy!

Mistrzostwo Anglii nie przychodziło, ale Leeds coraz lepiej radziło sobie w PMT. Po wspomnianym już półfinale w kolejnym roku przyszedł finał, choć przegrany. Wtedy Dinamo Zagrzeb wygrało finał 2:0 (w rewanżu 0:0), jednak kolejny należał już do United. Podopieczni charyzmatycznego Dona Revie zwyciężyli u siebie z Ferencváros 1:0 po golu Micka Jonesa, a na Węgrzech gole nie padały.

Leeds rozwijało się z roku na rok i nie sposób było nie docenić wpływu, jaki miał na zespół Revie. Anglik przejął stery w klubie, kiedy ten miał spore problemy finansowe, ciężką pracą wprowadził go do Division One, a następnie na szczyty krajowe i europejskie. Pod jego wodzą „Pawie” ogólnie zostały dwa razy mistrzami Anglii, dwa razy zaliczyły Puchar Miast Targowych, dochodziły do finału Pucharu Zdobywców Pucharów i zgarniał krajowe puchary. Miał też niewątpliwy wpływ na to, że Leeds udało się awansować do finału Pucharu Europy za kadencji Jimmy’ego Armfielda.

Don Revie

Reprezentacyjna wtopa

Po tak wspaniałym okresie nominacja do roli szkoleniowca reprezentacji Anglii wydawała się być czymś naturalnym. Anglicy przeżywali wtedy kryzys na niwie reprezentacyjnej i po tym, jak pod wodzą legendarnego Alfa Ramsey’a nie zakwalifikowali się ani na mistrzostwa Europy w 1972 roku, ani na mistrzostwa świata dwa lata później (w tym swoje palce maczali podopieczni Kazimierza Górskiego), uznano że pora na zmiany.

Efekt zmiany selekcjonera nie był jednak dla Anglików udany. Revie trafił na ławkę trenerską reprezentacji opromieniony drugim tytułem mistrzowskim z Leeds, jednak eliminację do mistrzostw Europy 1976 przegrał. Zaczął co prawda nieźle, ale dwa remisy z Portugalią i porażka z Czechosłowacją sprawiły, że to właśnie ta drużyna pojawiła się na głównym turnieju.

W zasadzie, to trudno wyjaśnić niemoc Anglików w meczach reprezentacyjnych, czy to za Rive’a, czy wcześniej za Ramsey’a. W zespole grali prawdziwi gwiazdorzy, ja Ray Clemence, Kevin Keegan, Colin Bell, Brian Greenhoff, czy wiecznie żywy Peter Shilton. Potencjał był bardzo duży, a przecież ostatnie sezony lat 70. i początek 80. w europejskich pucharach należały do angielskich klubów (nie wypuściły one Puchary Europy przez sześć kolejnych lat). Nie miało to jednak przełożenia na reprezentację. Rive miał wyraźny problem ze zbudowaniem tak silnej ekipy, jak zrobił to w Leeds.

Mimo porażki i braku awansu na Euro 76’, Revie utrzymał posadę i dostał za zadanie awans na mundial w Argentynie. Anglicy trafili do grupy z Włochami, Finlandią i Luksemburgiem. Jak można łatwo się domyślić, starcia z tymi dwoma ostatnimi ekipami nie przysporzyły „Synom Albionu” żadnych kłopotów, ale w Rzymie lepsi okazali się gospodarze. Do turnieju finałowego awansować mogła tylko jedna reprezentacja i pod koniec 1976 roku angielska kadra wybrała się na kilka towarzyskich meczów w Ameryce Południowej. Po nich Revie już nigdy nie poprowadził reprezentacji Anglii.

Były już trener Leeds musiał wiedzieć, że w federacji angielskiej jest na wylocie. W zasadzie tylko ślepy by tego nie zauważył, więc postanowił uprzedzić fakty. Gdyby podał się do dymisji i po tym podjął pracę w Emiratach, nikt nie miałby mu tego za złe. Problem w tym, że zamiast najpierw porozmawiać z FA, to udzielił wywiadu gazecie Daily Mail. Tam poinformował o tym, że nie będzie dłużej prowadził reprezentacji i wybiera ofertę z Bliskiego Wschodu.

Okładka Daily Mail z 1976 roku.

Powinien zostać wykastrowany

W Anglii wybuchła burza. Część gazet nawoływała do dożywotniego zawieszenia go przez angielską federację, a znalazły się też takie, które sondowały możliwość odebrania mu obywatelstwa. Środowisko piłkarskie również nie stanęło po jego stronie, a jedne z głośniejszych wypowiedzi wygłaszał Brian Clough. Charyzmatyczny menedżer znany z doskonałych wyników z Nottingham Forest, który jednak zupełnie sobie nie poradził zastępując bohatera naszej opowieści w Leeds.

Część tego środowiska posunęła się bardzo daleko. Bob Stokoe powiedział, że Revie za tę decyzję powinien zostać wykastrowany, sugerował również, że próbował kiedyś kupić u niego mecz. Alan Hardaker z kolei próbował ironizować: „Wcale nie dziwi mnie jego decyzja. Mam tylko nadzieję, że szybko nauczy się w bingo wołać numery po arabsku”.

Decyzja o wyjeździe na Bliski Wschód na pewno nie była dla niego łatwa. Wtedy to nie był popularny kierunek, dzisiaj coraz częściej słyszymy o wyjeżdżających tam piłkarzach i trenerach. Wtedy to była absolutna nowość. Owszem, pieniądze były zdecydowanie większe, ale ryzyko też było ogromne. To nie był do końca pewny teren, a powrót do Anglii po wywinięciu takiego numeru, na pewno nie byłby najmilszy.

- Pamiętam, że tata zwołał zebranie rodzinne. Poprosił mamę, moją siostrę i mnie, żebyśmy powiedzieli mu, co o tym sądzimy. Chciał znać nasze zdanie. To była bardzo trudna decyzja, ZEA były wtedy zupełnie nieznanym miejscem. Nie sądzę, żeby tata zaakceptował tę ofertę bez naszej zgody, a im dłużej się nad tym zastanawialiśmy, tym bardziej byliśmy przekonani o tym, jak dobry byłby to ruch – wspominał tę sytuację Duncan Revie.

Warunki finansowe Revie miał naprawdę kosmiczne. Zarabiał 340,000 funtów rocznie, co teraz może nie wydawać się wcale tak ogromną kwotą, ale jak na tamte czasy to bardzo dużo. Trudno więc dziwić się takiej decyzji tego szkoleniowca, choć forma rozstania z reprezentacją oczywiście mogłaby być inna.

Don Revie w Emiratach Arabskich

Nie byliśmy wystarczająco dobrzy

Do Anglii jako menedżer już nigdy nie wrócił. Po zakończeniu przygody z reprezentacją Zjednoczonych Emiratów Arabskich, do 1985 trenował dwa kluby, jeden w Emiratach, drugi w Egipcie. Rok później przeprowadził do się do Szkocji, gdzie szybko zdiagnozowano u niego stwardnienie zanikowe boczne. W 1988 roku zorganizowano dla niego mecz charytatywny. – Wyglądał naprawdę źle. Nie mógł poruszać rękoma, ale nie chciał o tym rozmawiać – wspominał to wydarzenie Johnny Giles. Revie zmarł rok później, w Edynburgu.

Don Revie

Jego pogrzeb odbył się bez oficjeli z FA. Kevin Keegan w mowie pożegnalnej postanowił się do tego odnieść. – Bardzo smuci mnie, że ludzie wciąż mają mu tak dużo za złe. Był świetnym, miłym i opiekuńczym człowiekiem. Odchodząc z reprezentacji wykonał dobry krok dla swojej rodziny, ale zrobił to w zły sposób. Wiedział o tym i był na tyle wielki, żeby móc to przyznać. Gdybyśmy my, piłkarze, byli wystarczająco dobrzy, mógłby dla reprezentacji być kimś pokroju Alfa Ramsey’a. Ale nie byliśmy – powiedział legendarny piłkarz.

Dla kibiców Leeds zawsze będzie wielką legendą. Przed stadionem stoi jego statuła, jego nazwiskiem nazwano jedną z trybun Ellan Road. Inni kibice w Anglii mogą mieć o nim odmienne zdanie, ale nie można odmówić mu jednego – był świetnym menedżerem. Prawie od zera, po swojemu zbudował wielki klub, który wcześniej nie miał nawet piłkarskich tradycji. Nikt mu tego nie odmówi i nie zmienią tego nieudana przygoda z reprezentacją Anglii i styl, w jakim ją zakończył.

Obserwuj autora na Twitterze!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24