Kciuki za Muchę i Słowaków

Bogusław Kukuć/Dziennik Łódzki
Występ reprezentacji Słowacji w RPA budzi szczególne zainteresowanie Polaków. Czy powinno to dziwić? Przyczyn jest wiele.

Zacznijmy od sentymentów historyczno-narodowych. Słowacy przodują w rankingu sympatii wśród naszych sąsiadów. Skoro nie możemy kibicować polskiej reprezentacji, to trzymajmy kciuki za bliskich których lubimy. Trochę im zazdrościmy, ale zapominamy o tym, bo łączy nas Janosik i Tatry.

Drugą przyczyną sentymentów jest to, że w rywalizacji o start w finałach w RPA Polaków wyeliminowali właśnie Słowacy. Jeśli im się powiedzie w pierwszym afrykańskim mundialu, to nam będzie mniej przykro, bo nie odpadliśmy ze słabeuszem, a solidną drużyną (przecież trudno liczyć na podium naszych południowych sąsiadów).

Uznanie musi też budzić postęp sportowy tej reprezentacji. Przecież powstała z rozpadu Czechosłowacji federacja słowacka działa na własny rachunek dopiero od 1 stycznia 1993 roku, przy czym śmietankę przy podziale sportowych struktur i tradycji przejęli Czesi. Tymczasem w eliminacjach MŚ 2010 Słowacy wykorzystali złośliwość losowania grup i awansowali kosztem właśnie Czechów. To dla Słowaków jest wyjątkowym powodem do satysfakcji. Szybkość tego awansu zdumiewa. Dotąd największym sukcesem Słowacji było zwycięstwo w Pucharze Króla Tajlandii w 2004 roku.

Jest też szczególny powód personalny, by trzymać kciuki za Słowaków. Bramki ich drużyny będzie strzegł Janek Mucha. To człowiek bliski sercom polskich kibiców. Co tu dużo gadać. Najlepszy bramkarz polskiej ekstraklasy. Ten sympatyczny zawodnik, grający w Legii od 2005 roku, znalazł się na tym mundialu trochę tak , jak Zbigniew Boniek w mistrzostwach świata Espania'82. Polak wyjeżdżał wtedy jako piłkarz Widzewa, a wracał z Hiszpanii jako stranieri Juventusu Turyn. Teraz Mucha wylatuje jako bramkarz Legii, a wróci jako zawodnik Evertonu Liverpool.

Na deser zostawiliśmy powód najważniejszy. Słowacy będą jedynym debiutantem w tegorocznych mistrzostwach świata. Nawet Korea Północna czy Honduras mają już zapisane karty sportowych wspomnień z mundialu.
Karta Słowaków jest czysta. 15 czerwca o godz. 13.30 na najmniejszym stadionie imprezy w RPA (44.530 miejsc) w Rustenburgu meczem z Nową Zelandią zacznie się wyjątkowy rozdział w historii słowackiego sportu.
Fajnie będą mieli Polacy, udający się tego dnia samochodem na wczasy na południe Europy. Słowackie ulice będą puste.
Marzeniem Słowaków jest awans do II rundy mundialu, bo wyprzedzenie w grupie F mistrzów świata Włochów byłoby prawdziwym hitem imprezy.

Jeśli będą mieli tyle szczęścia jak w dwumeczu z Polakami (w ostatnich minutach pierwszego spotkania kuriozalne dwa błędy bramkarza Artura Boruca dały im wygraną, awans przypieczętował samobójczy gol Polaków w chorzowskiej śnieżycy) to drugie miejsce w grupie F jest możliwe.

46-letni selekcjoner Vladimir Weiss (grał w reprezentacji Czechosłowacji 19 meczów i Słowacji 12 spotkań) będzie miał dodatkowy stres, bo powołał do reprezentacji syna Vladimira, który jest ofensywnym pomocnikiem Manchester City, wypożyczonym do Boltonu. Zawsze trzeba się liczyć z zarzutami, że preferuje syna.
Niektórzy uważają, że atutem Słowaków może być wyrównany skład, bez gwiazd. Na to miano zasługują: pomocnik Napoli Marek Hamsik, który zna wyśmienicie Włochów, bo Serie A grał wcześniej w Brescii oraz obrońca FC Liverpool Martin Skrtel. 6 goli w eliminacjach strzelił Stanislav Sestak (Bochum).

Może spełni się marzenie słowackich piłkarzy i dorównają sławą rodakom - hokeistom, którzy liczą się w NHL i zamieszali już wiele razy w mistrzostwach świata czy Igrzyskach Olimpijskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24