Koniarze kontra piłkarze [KOMENTARZ]

Maciek Jakubski
Mecz Śląska z Zawiszą był jednym z wielu, na których stadion świecił pustkami
Mecz Śląska z Zawiszą był jednym z wielu, na których stadion świecił pustkami Angelika Wiatr
Śląsk w ostatnim czasie dostaje łomot na każdym froncie. Z Legią, Lechią czy Lechem bój o piłkarzy, od sponsorów dostaje mniejsze pieniądze niż kilka lat temu, w Ekstraklasie każdy może też zabrać wrocławianom punkty. Największą porażką jest jednak walka o kibica, a tę ostatnio Śląsk przegrywa nawet z... koniarzami.

Kilka lat temu na Wrocławski Tor Wyścigów Konnych nie zaglądał pies z kulawą nogą. Spotkać tam można było kilku lokalsów, kilku nałogowych graczy z dziada pradziada. W tym czasie na Śląsk w meczach z Lechią i Wisłą przychodziło po 42 tysiące widzów, a na wyjazd do Krakowa potrafiła stawić się rzesza 6 tysięcy kibiców. Czas jednak szybko płynie i na ostatni mecz Śląska w Ekstraklasie z Zawiszą przyszło 5 tysięcy fanatyków. Tydzień później na Partynice zawitało 13 tysięcy koniarzy. Jakim cudem we Wrocławiu sierściuchy wygrywają z najpopularniejszym sportem na świecie? Owszem, Śląsk gra słabo, ale powiedzmy sobie szczerze - poziom na Partynicach odbiega znacząco od poziomu Wielkiej Pardubickiej. Różnica mniej więcej taka jak pomiędzy Śląskiem i Borussią Dortmund. Ciężko zatem mówić o poziomie sportowym.

Przyczyn dlaczego się tak dzieje jest przynajmniej kilka. Najbardziej winnym tego stanu jest prezydent Rafał Dutkiewicz. To on obiecał ziemię przy stadionie Zygmuntowi Solorzowi, by potem z tego się wycofać. To on przez kolejne lata kłócił się z miliarderem przy pomocy mediów i prawników. To on oddał Śląsk w ręce swoich zaufanych kolegów. To wreszcie on doprowadził do tego, że Śląsk we Wrocławiu jest... niezbyt lubiany. Nie ma miejsc w przedszkolach? To wina Śląska, bo na niego idą pieniądze. Drogi są dziurawe? To wszystko przez Śląsk, bo zamiast dróg jest stadion. Komunikacja jest droga? Nie byłaby, gdyby MPK nie pomagało Śląskowi.

Nie bez winy jest także marketing, choć po zmianie władz dwoi się i troi. Problem w tym, że potencjał kibicowski nowego stadionu i Mistrzostwa Polski został popisowo spieprzony przez starą ekipę. Dziś frekwencja w porównaniu do wyścigów konnych jest żenująco niska, ale gdybym pracował w Śląsku w dziale marketingu, to zaraz przytoczyłbym typowo polski, zawsze dobrze sprawdzający się argument, a mianowicie "wejście na Partynice jest darmowe". To fakt, za obejrzenie Śląska na Stadionie Miejskim trzeba zapłacić i to dużo za dużo biorąc pod uwagę formę piłkarzy. Za oglądanie "popisów" Dudu, Ostrowskiego czy Flavio kibice powinni dostawać odszkodowanie za straty moralne i estetyczne. Dramat, że tacy piłkarze grają w Ekstraklasie.

Można spróbować wytłumaczyć koński fenomen w kolejny sprawdzony sposób: "bo taka jest moda i taki jest klimat". Fakt, każdy korporacyjny leming lubi się pokazać na Partynicach w fikuśnym kapeluszu. Każdy słoik lubi w niedzielę napić się browara, posłuchać disco polo i zjeść pieczoną kiełbaskę udając, że zna się na biegnących właśnie koniach. W zasadzie można to samo robić na Stadionie Miejskim, ale swoją szansę już Śląsk miał i ją zaprzepaścił. Na pierwszych meczach był przecież komplet, ale jaki leming chciałby stać jeszcze raz kilka godzin na mrozie w absurdalnie wielkiej kolejce i pokazywać z pięć razy dowód osobisty? To ostatnie to oczywiście zasługa idiotycznej ustawy o imprezach masowych, ale faktem jest, że klub z Oporowskiej przez dobry rok nie potrafił opanować systemu sprzedaży biletów. Dziś już nie musi, bo kilka tysięcy wejściówek idzie sprzedać bez kolejek. Nic zatem dziwnego, że jeśli ktoś chce być na czasie, to wybiera czworonożnych sierściuchów, a nie kolejki do kas.

Od nowego sezonu marketing Śląska ruszył z sektorem rodzinnym. Trochę późno. Można było coś takiego zorganizować przy okazji pucharowych akcji z uczeniem dopingu dla szkół, wtedy z pewnością frekwencja byłaby lepsza. Fajnie jednak, że sektor rodzinny w końcu jest. Niemniej jednak marketing Śląska powinien walczyć o inne grupy kibiców, bo dzieciakami nie da się zapełnić całego stadionu. Dzieciaki pewnie zresztą wolą popatrzeć na koniki i poskakać na dmuchanych zamkach. W dzisiejszych czasach najbardziej liczne i opiniotwórcze są lemingi i słoiki, ale jak wspomniałem wyżej są to grupy już raczej stracone dla Śląska. Dla tego pół żartem, pół serio zaproponowałbym kupienie przez klub z Oporowskiej jakiegoś Koreańczyka. Kto był na Ołtaszynie lub Klecinie i widział Koreańczyków tłoczących się w barach sushi, ten wie, że potencjalnie są to idealni kibice. Zdyscyplinowani, trzymający się w grupie byliby na pewno wzmocnieniem liczebnym kibiców na Stadionie Miejskim. Z pewnością każdy machałby zielono-biało-czerwoną flagą wrzeszcząc "Hej Śląsk!".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24