Przecież Biało-Czerwoni wywalczyli na niemieckich boiskach zaledwie punkt i po podliczeniu dorobku wszystkich uczestników turnieju okazało się, że uplasowali się na 23. miejscu. I to jest naprawdę powód do powrotu z podniesionym czołem? Naprawdę jako fani futbolu i stali recenzenci drużyny narodowej staliśmy się aż takimi minimalistami?
Tylko jeden wygrany w polskiej ekipie!
Największym - a po prawdzie to jedynym - wygranym mistrzostw Europy w polskiej ekipie jest bez wątpienia dział marketingu PZPN, który – sobie tylko znanym sposobem/trickiem – zdołał przekonać pracujących w Niemczech dziennikarzy (i w ślad za tym opinię publiczną), że Probierz wykonał dobrą robotę, atmosfera w drużynie wreszcie przypomina team spirit, zaś wyniki – będą liczyć się w przyszłości. Bo teraz ważne jest, że staraliśmy się grać w piłkę, również do przodu, i wróciliśmy do kraju z zespołem, który dobrze rokuje na… Ligę Narodów.
Doceniam kompetencje – a nawet kunszt – speców od PR, ale nie mogę pojąć, jak takie tłumaczenia znajdują podatny grunt. Przecież na poważny turniej zawsze jedzie się po to, aby zajść jak najdalej, wywalczyć jak najwięcej punktów, zgarnąć jak najwyższą premię leżącą na boisku. A nie robić dobre wrażenie, i to na przyszłość...
Zresztą to, co zobaczyliśmy na niemieckim turnieju w wykonaniu polskich piłkarzy, wcale szczególnie optymistyczne nie było. I wcale nie chodzi tylko o porównanie z Gruzinami, Austriakami czy kilkoma jeszcze innymi nacjami - na czele ze Słoweńcami i Słowakami, które na Euro 2024 wybrały się – identycznie jak Biało-Czerwoni – bez wygórowanych, czy zgoła żadnych oczekiwań. A ugrały o wiele więcej, i naprawdę zapracowały nie tylko na sympatię, ale i szacunek nie tylko własnych kibiców. Nawet bowiem pomijając piękną baśń napisaną przez Gruzinów, dogrywki w 1/8 finału Słoweńców oraz Słowaków (i seria rzutów karnych tych pierwszych), czy postęp, jakiego od czasów nie tak dawnej nieudanej konfrontacji z naszą reprezentacją prowadzoną wówczas przez Jerzego Brzęczka dokonali Austriacy, trudno dopatrzyć się argumentów za tym, że w najbliższej przyszłości polski zespół będzie grał skuteczniej.
Jaki to postęp, skoro nadal nie wygrywamy pojedynków...
Z Holendrami, którzy przynajmniej w fazie grupowej prezentowali się – i to nie tylko jak na nich – ubogo, popełniliśmy fatalny błąd w destrukcji; i to taki, który kosztował utratę punktu w 83. minucie. Z Austriakami takie pomyłki przy próbach zastosowania pressingu były nawet dwie. A i to, z jakiego powodu Biało-Czerwoni spóźnili się na to drugie spotkanie o cały kwadrans, koszmarnie wchodząc w mecz – jest naprawdę trudne do wytłumaczenia.
Poza tym, ponownie okazało się, że pojedynki z rywalami może wygrywać przede wszystkim Piotr Zieliński; czasami tylko wspierany przez Nicolę Zalewskiego; Kacpra Urbańskiego nie liczę, bo ten młodzian musi najpierw potwierdzić, że nie okaże się – wzorem Kacpra Kozłowskiego – meteorytem w kadrze.
Dlatego zadaję – nie tylko sobie – pytanie: na czym my chcemy budować ten głoszony wszem i wobec optymizm?
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.224.1/images/video_restrictions/0.webp)
Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?