Lech idzie we właściwym kierunku? [KOMENTARZ]

Maciej Lehmann / Głos Wielkopolski
We Wrocławiu Lech zagrał niezłe zawody, ale mimo to przegrał ze Śląskiem
We Wrocławiu Lech zagrał niezłe zawody, ale mimo to przegrał ze Śląskiem Angelika Wiatr
- Zagraliśmy lepiej niż choćby w Krakowie i myślę, że idziemy w dobrą stronę - mówił trener Lecha Mariusz Rumak po przegranej 0:2 we Wrocławiu. Te słowa świadczą tylko o tym, jak nisko przed sobą zawiesił teraz poprzeczkę szkoleniowiec Kolejorza i jak nisko upadła w tym sezonie poznańska drużyna, że takimi zdumiewającymi słowami tłumaczy się kolejne upokorzenie. Bo wyniki poznańskiej drużyny są w tym sezonie delikatnie mówiąc dalekie od oczekiwań.

Nie brakuje oczywiście optymistów, którzy twierdzą, że był to najlepszy występ Lecha w tym sezonie. Poznaniacy przeprowadzili wiele ciekawych, kombinacyjnych akcji, stworzyli sobie kilka doskonałych sytuacji strzeleckich i gdyby piłkarze mieli lepiej ustawione celowniki, wynik mógłby być odwrotny. Porażkę usprawiedliwiają też problemami kadrowymi związanymi z plagą kontuzji, która uniemożliwia rzetelną ocenę.

Jest jednak też druga strona medalu. Ci, którzy nie spoglądają na grę Lecha przez różowe okulary na pewno dostrzegli, że od momentu strzelenia bramki, zwycięstwo gospodarzy nie było ani przez moment zagrożone. Do ostatniej minuty mieli mecz pod całkowita kontrolą. Wrocławianie przyczajeni na swojej połowie czekali co zrobi Lech i próbowali odgryzać się kontrami. Kilka z nich o mało nie skończyło się podwyższeniem prowadzenia. Kolejorz natomiast po stracie gola, aż do przerwy, nie sprawiał wrażenia drużyny, która jest podrażniona wynikiem, chce za wszelką cenę odrobić straty, próbuje zagrać agresywniej, z "zębem".

Smutne to, bo obie drużyny miały przed meczem niemal identyczne problemy. Śląsk był w takim samym stopniu, jeśli nie bardziej osłabiony jak Lech. O ile poznaniakom udało się uzupełnić skład po odejściu Tonewa, czy to Claasenem, czy to Pawłowskim, to z szybkich skrzydeł wrocławskiej drużyny nic już nie zostało. Śląsk wygrał bez Ćwielonga, Soboty i Patejuka, a więc graczy, którzy w poprzednim sezonie i na początku obecnego napędzali ekipę trenera Levego.

Mimo to poznaniacy dali sobie wbić oba gole, po akcjach z bocznych sektorów. Błędów w defensywie było mnóstwo. Można polemizować czy słaba skuteczność w ataku, czy właśnie gra obronna, jest w tej chwili największą bolączką Kolejorza. Faktem jest, że trener Rumak zmuszony jest do roszad w tej formacji. Lecz, niestety, niezależnie od ustawienia, defensywa stale popełnia takie same błędy. Obojętnie czy parę obrońców tworzą Wołąkiewicz z Kamińskim, czy z jednego z nich zmienia Arboleda, niemal każde dośrodkowanie rywali ze stałego fragmentu gry, wywołuje u kibiców gęsią skórkę. Śląsk w sobotę w aż trzech takich sytuacjach, pomylił się dosłownie o centymetry. Lech miał nad tym intensywnie pracować, pomny lekcji dwa tygodnie temu z Zawiszą, który wbił mu dwa gole. Zresztą z tym problemem Lech sobie nie radzi od dawna. A postęp bardzo by się przydał.

Kolejny problem Lecha to gra pressingiem. Tutaj też nie widać u piłkarzy konsekwencji w realizacji zadań i potrzebnej agresji. Rywale Lecha bardzo łatwo potrafią rozmontować blok obronny. Statystyki też są wymowne. W 12 meczach, Lech tylko dwukrotnie zachował czyste konto.

Przypomnijmy sobie drugiego gola w Krakowie, kiedy Garguła jak dziecko ograł Henriqueza. Teraz Panamczyk był równie bezradny przy golu Hołoty. Zero asekuracji, spóźniona reakcja i w efekcie łatwo stracony gol. Takich błędów w tym sezonie jest mnóstwo.

Nieco lepiej sytuacja wygląda w środku pola. Lech ma kilku piłkarzy potrafiących kreować grę i niektóre akcje wyglądają naprawdę efektownie. Niestety, jest to tylko "sztuka dla sztuki". Koronkowe akcje zwykle urywają się przed polem karnym. Trener Rumak stale narzeka na brak dokładności przy ostatnim podaniu mającym otworzyć drogę do bramki. Od razu nasuwają się też skojarzenia z niedawnej przeszłości. Jose Bakero po porażkach wyciągał swoje notatki i czytał dziennikarzom swoje statystyki. Wynikało z nich, że w jakimś meczu Lech 36 razy przeszedł linię środkowa i 24 razy dotarł z piłką pod pole karne. W kolejnym zrobił to już 42 razy i 26 razy był w pobliżu bramki rywala. To miało świadczyć o progresie. Kolejorz tak podążał w dobrym kierunku, że skończyło się czwartym miejscem, przegranym finale Pucharu Polski i finansowym krachem.

Rumak też obiecuje poprawę stylu i skuteczności. Musimy mu jeszcze raz zaufać i trzymać kciuki, za to, by w piątek to on był wreszcie górą. Oglądanie pikującego w tabeli Lecha, naprawdę nikomu w Wielkopolsce nie sprawia przyjemności. Nie ma już sensu przypominać trenerowi co obiecywał przed sezonem, o jakie cele miał walczyć, bo najważniejsze w tej chwili jest, by Kolejorz nie stracił kontaktu z czołówką ekstraklasy. Drużyn grających zdecydowanie lepiej jest wiele. Dlatego apelujemy do trenera, by wreszcie obiektywnie spojrzał na to, co prezentują jego podopieczni. We Wrocławiu dobre było tylko kilkanaście minut po przerwie, a przecież Lech nie mierzył się z przeciwnikiem z wysokiej półki Ligi Europy, tylko z nękanym też ogromnymi problemami Śląskiem. I skoro wrocławianie pozwolili Lechowi na trochę więcej niż Wisła, to również gra musiała wyglądała trochę lepiej niż w Krakowie. I to powinien być dla trenera punkt odniesienia.

G³os Wielkopolski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24