Korona bliska dna, cuda Zielińskiego trwają
Korona zaczęła rundę finałową najgorzej jak tylko mogła: porażki z Ruchem i Zawiszą sprawiły, że sytuacja kielczan stała się bardzo skomplikowana i zagrożenie spadkiem stało się jak najbardziej realne. Dlatego też porażka w meczu z bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie, Górnikiem Łęczna, byłaby katastrofą. Początek był dla podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza istnym koszmarem, bowiem już w 2. minucie Hasani wyprowadził gości na prowadzenie. Dalej było jeszcze gorzej – jedenaście minut przed przerwą na 2:0 podwyższył Nikitović i wiadomo było, że Korona potrzebuje cudu, by zdobyć choćby jedno oczko. Cud jednak nie nastąpił i choć w drugiej połowie Kiełb zdobył gola kontaktowego, po chwili gospodarzy dobił Cernych, przyklepując zwycięstwo łęcznian. Zawodnicy z Kielc mają już tylko jeden punkt przewagi nad 15. miejscem i ich przyszłość rysuje się w ciemnych barwach. Po gładkiej porażce z Cracovią odkuł się za to Górnik, który podreperował swoje położenie i choć nie może być pewny swojego bytu, to do kolejnego meczu może przygotowywać się z większym spokojem.
Cztery punkty wywalczone w dwóch meczach grupy B uspokoiło sytuację Podbeskidzia, ale, jak pokazał mecz z Ruchem, również uśpiło jego uwagę. W Bielsku bowiem to Niebiescy, po golach Grodzickiego i Gigołajewa, sięgnęli po komplet punktów. Bohaterem spotkania nie był jednak żaden ze strzelców bramek ani wracający do składu Kuświk, a Marek Zieńczuk, który zanotował dwie asysty. Dobrą szansę miał jeszcze między innymi Babiarz, ale nie był w stanie pokonać Zajaca. Dzięki zainkasowaniu trzech oczek Ruch zajmuje czwarte miejsce i jeśli w następnej kolejce pokona GKS Bełchatów, będzie bardzo bliski utrzymania. Mimo słabego występu przeciwko Niebieskim, Podbeskidzie zachowuje pięciopunktową przewagę nad strefą spadkową i również jest w niezłym położeniu.
Jeszcze niedawno cudotwórcą nazywano Mariusza Rumaka, który notował kapitalny start rundy z Zawiszą, teraz na to miano mocno pracuje Jacek Zieliński. W dotychczasowych pięciu meczach pod jego wodzą Cracovia zdobyła trzynaście punktów i z głównego kandydata do spadku stała się jedną z najbezpieczniejszych drużyn. W pojedynku z bydgoszczanami kibice krakowskiego klubu spodziewali się jednak trudnego boju, goście mieli bowiem szansę na opuszczenie strefy spadkowej. Spotkanie nadspodziewanie łatwo rozstrzygnęli na swoją korzyść zawodnicy Cracovii – na ich trzy bramki Zawisza był w stanie odpowiedzieć tylko jednym golem. Na szczególną uwagę zasługuje trafienie Jendriska. Były piłkarz Schalke popisał się kapitalnym strzałem w okienko i nie dał najmniejszych szans Sandomierskiemu. Cracovia zgarnia trzy punkty i zajmuje pierwsze miejsce w grupie B, Zawisza nadal znajduje się w strefie spadkowej.
Szaleństwo w Gliwicach, Lech zrehabilitowany
Nieprawdopodobny mecz odbył się w Gliwicach, gdzie Piast podejmował Bełchatów. Już po siedmiu minutach było wiadomo, że nie będzie to zwyczajne spotkanie, bowiem Konstantin Vassiljev w ciągu zaledwie dwóch minut strzelił dwa gole z rzutów wolnych. Potem było jeszcze ciekawiej – kibice zgromadzeni na stadionie w Gliwicach zobaczyli łącznie aż dziewięć goli, z czego cztery były autorstwa Kamila Wilczka. Napastnik gospodarzy rozegrał kapitalne zawody i pokazał, że na swojej robocie zna się naprawdę nieźle. Trzy bramki po znakomitych akcjach i skutecznie wykorzystany rzut karny sprawiły, że Wilczek jest już tylko o krok od zdobycia korony króla strzelców. W ewentualnej mowie po otrzymaniu nagrody powinien z pewnością podziękować defensywie Bełchatowa, ta bowiem w Gliwicach istniała tylko teoretycznie – sześć straconych goli mówi wszystko. Nic dziwnego, że po tej klęsce do dymisji podał się Marek Zub. Trudno zaś się spodziewać, by trenerzy zabijali się o zwolnioną przez niego posadę, bowiem sytuacja Bełchatowa wygląda fatalnie.
Po lodowatym prysznicu, jakim była domowa porażka z Jagiellonią, Lech nie mógł sobie pozwolić na kolejną wpadkę i w meczu ze Śląskiem musiał zwyciężyć. Maciej Skorża zastanawiał się przed meczem, czy nie posadzić na ławce Szymona Pawłowskiego, który beznadziejnie spisał się w pojedynku z białostoczanami. Ostatecznie jednak skrzydłowy Kolejorza dostał szansę do rehabilitacji i była to znakomita decyzja trenera Lecha. Pawłowski zagrał bowiem koncertowo i w ciągu zaledwie szesnastu zdobył dwa gole i zanotował asystę, praktycznie rozstrzygając tym samym rezultat spotkania. Pierwsze czterdzieści pięć minut było prawdziwym popisem Lecha i aż trudno było uwierzyć, że ta sama drużyna kilka dni temu była kompletnie bezradna w pojedynku z Jagiellonią. W drugiej połowie Lechowi brakowało chęci do podwyższenia wyniku, Śląskowi zaś wiary w odwrócenie wyniku, dlatego po zmianie stron widowisko było już znacznie słabsze. Lech bez wysiłku inkasuje trzy punkty i zachowuje pozycję lidera, Śląsk jest szósty i oddala się od europejskich pucharów.
Choć nikt w Zabrzu głośno tego nie mówi, to jednak wiadomo, że mecze rundy finałowej to dla Górnika przede wszystkim szansa na wypróbowanie schematów w kontekście przyszłego sezonu. Lechia zaś myślała tylko i wyłącznie o trzech oczkach, które pozwoliłyby wykonać kolejny krok w kierunku Ligi Europy. Bardziej zdeterminowani goście dopięli swego w 78. minucie, kiedy Sebastian Mila pokonał Grzegorza Kasprzika. Jak się później okazało, była to jedyna bramka tego meczu. Kapitan gdańszczan zapewnił swojej drużynie komplet punktów, który w obliczu remisu Wisły i porażek Jagiellonii oraz Śląska znacznie poprawił sytuację Lechii. Podopieczni Jerzego Brzęczka zajmują aktualnie czwarte miejsce i najniższego stopnia podium tracą zaledwie jedno oczko. Jednak o tym, czy gdańszczanie włączą się do walki o jeszcze wyższe cele, zadecyduje najbliższy mecz z Lechem.
Niesmaczny hit, Wisła dalej od pucharów
Pojedynek Legii z Jagiellonią zapowiadał się pasjonująco, mierzyły się bowiem dwie drużyny z miejsc 2. i 3., które marzą o mistrzowskim tytule. Mecz jednak rozczarował i gdyby zakończył się minutę wcześniej, bylibyśmy świadkami bezbramkowego spotkania bez większej historii. Niestety, w ostatniej minucie doliczonego czasu gry sędzia Paweł Gil popełnił fatalną decyzję i podyktował niezasłużony rzut karny dla Legii. Popchadze rzeczywiście dotknął piłki ręką w polu karnym, ale w jego zagraniu nie było celowości, poza tym został nabity z niewielkiej odległości. Arbiter zinterpretował tę sytuację inaczej i wskazał na jedenasty metr, z którego nie pomylił się Orlando Sa. Legia sięgnęła więc po niezasłużone trzy punkty i utrzymuje kontakt z Lechem, Jagiellonia zaś oddala się od marzeń o tytule mistrzowskim. Drugim, obok sędziego Gila, antybohaterem środowego wieczoru był Ondrej Duda. Słowak od dłuższego czasu gra fatalnie, a swoją frustrację wyładowuje na rywalach – w niedawnym meczu z Lechią brutalnie sfaulował Wojtowiaka, teraz, ledwie skończywszy karę dyskwalifikacji, kopnął bramkarza gości, choć nie miał już szans na dotarcie do piłki. Z taką grą, a przede wszystkim z takim zachowaniem, marzenia o transferze do wielkiego klubu może odłożyć na bok. Coraz bliżej zagranicznego transferu jest za to Bartłomiej Drągowski – bramkarz Jagiellonii zaliczył kolejny genialny występ i jeśli zachowa zimną głowę, ma szansę zajść naprawdę daleko.
W Krakowie Wisła walczyła z Pogonią o trzy punkty, które pozwoliłyby jej zachować kontakt z czołówką i tym samym przedłużyć szanse na grę w europejskich pucharach. Do szatni po pierwszych 45 minutach Wiślacy schodzili z jednobramkowym prowadzeniem, bowiem ładną akcję gospodarzy skutecznie wykończył Stilić. W drugiej połowie Pogoń nie złożyła broni, chociaż jej szanse na pierwszą czwórkę są niewielkie. Najpierw do wyrównania doprowadził Frączczak, a kiedy wydawało się, że Stępiński golem na 2:1 zapewnia Wiśle komplet punktów, kontrę szczecinian efektownie wykończył Murawski i mecz zakończył się remisem. Biała Gwiazda może pluć sobie w brodę, bowiem miała szanse nie tylko zachować czwarte miejsce, ale też zrównać się punktami z trzecią Jagiellonią. Podział punktów sprawia jednak, że zawodnicy Kazimierza Moskala spadają na piąte, niepremiowane grą w pucharach miejsce. Żeby w nich wystąpić, Wisła będzie musiała szukać zwycięstw w kolejnych meczach.
Wyniki 33. Kolejki T-Mobile Ekstraklasy
- Korona Kielce 1:3 Górnik Łęczna
- Cracovia 3:1 Zawisza Bydgoszcz
- Piast Gliwice 6:3 GKS Bełchatów
- Lech Poznań 3:0 Śląsk Wrocław
- Górnik Zabrze 0:1 Lechia Gdańsk
- Legia Warszawa 1:0 Jagiellonia Białystok
- Wisła Kraków 2:2 Pogoń Szczecin
Statystyki 33. Kolejki T-Mobile Ekstraklasy
- Liczba goli – 28
- Średnia goli na mecz – 3,5
- Zwycięstwa gospodarzy – 4
- Remisy – 1
- Zwycięstwa gości – 3
- Żółte/czerwone kartki – 20/4
- Liczba widzów – 62 311
- Średnia frekwencja – ok. 7,8 tys.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?