Nigdy nie zazdrościłem kolegom

Maciej Lehmann /Głos Wielkopolski
- Nigdy nie zazdrościłem kolegom - mówi Injac
- Nigdy nie zazdrościłem kolegom - mówi Injac Marek Zakrzewski
- Przyzwyczaiłem się już do Poznania i do Polski i do naszego stadionu, o którym mogę powiedzieć z dumą, że widziałem każdy etap jego budowy - Dimitrije Injac, z Lecha Poznań.

W barwach Lecha, licząc spotkania ligowe i pucharowe, rozegrał Pan już ponad 100 meczów. W tej chwili w zespole jest tylko pięciu piłkarzy, którzy mają na Bułgarskiej dłuższy staż od Pana. To Krzysztof Kotorowski, Bartosz Bosacki, Marcin Kikut, Grzegorz Wojtkowiak i Jakub Wilk. Czy gdy na początku 2007 roku trafił Pan do Poznania, spodziewał się Pan, że zapuści Pan tu korzenie na tak długo i wywalczy sobie tak mocną pozycję w zespole?
Te trzy lata rzeczywiście szybko minęły. Na pewno nie mogę powiedzieć, że tu się nudziłem (śmiech). Od początku pobytu w Lechu dobrze się czułem. Zostałem szybko zaakceptowany przez kolegów, szybko znalazłem z nimi wspólny język. Jestem człowiekiem bardzo ambitnym, który na dodatek wierzy w siebie, więc lepiej trafić nie mogłem. Zawsze walczyliśmy o najwyższe cele i to mi się bardzo podoba. Mam nadzieję, że w tym roku zdobędziemy wreszcie to, na co od tylu lat wszyscy czekamy, czyli mistrzostwo Polski.

Czy można powiedzieć, że czuje się Pan już poznaniakiem?
O tak! Atmosfera tego miasta bardzo mi odpowiada. Przyzwyczaiłem się już do Poznania i do Polski i do naszego stadionu, o którym mogę powiedzieć z dumą, że widziałem każdy etap jego budowy. Lech ma fantastycznych kibiców, już nie mogę doczekać się, kiedy budowa zostanie skończona i dopingować nas będzie 40 tysięcy widzów. Jestem pewien, że rozegramy tu jeszcze wiele wspaniałych meczów. Dlatego, gdy klub zaproponował mi nowy kontrakt do 2012 roku, ani przez moment nie wahałem się, by go podpisać.

Jest Pan zawodnikiem, którego często określa się mianem „człowiek od czarnej roboty”. Defensywni pomocnicy, którzy mają zadanie odebrać piłkę rywalowi i podać ją jak najszybciej do skrzydła, rzadko trafiają na czołówki gazet. Czuje się Pan niedoceniony? Czy trochę nie zazdrości Pan sławy Robertowi Lewandowskiemu, Sławomirowi Peszce czy Siergiejowi Kriwcowi, który trafił do Lecha trzy miesiące temu, a już jest wielką gwiazdą?
Nigdy im nie zazdrościłem, bo przecież jesteśmy drużyną i gramy o jak najlepszy wynik Lecha. Wiem, jakie jest moje miejsce na boisku, i co mam robić. Oni natomiast grają na takich pozycjach, że muszą strzelać. Dlatego bardzo cieszę się, gdy zdobywają bramki. Na razie świetnie im to wychodzi i oby tych goli strzelali jak najwięcej. Natomiast moje zadania są zupełnie inne. Wiem, że oni szanują moją pracę na boisku, bo bez niej też nie byłoby bramek i zwycięstw.

Na pewno ceni ją także trener Jacek Zieliński, bo nie tylko u Franciszka Smudy, ale także u niego jest Pan pewniakiem w wyjściowej jedenastce. Można nawet powiedzieć, że darzy Pana olbrzymim zaufaniem, bo gdy czerwoną kartkę dostał w Bełchatowie Grzegorz Wojtkowiak, nie wahał się Pana przesunąć z pomocy na prawą obronę.
Już jesienią, gdy posypała się nam obrona, grałem na tej pozycji, więc to nie był wielki eksperyment. Zresztą w niedzielę nie było innej opcji. Szkoda, że Grzesiek dostał tę kartkę, bo gdybyśmy grali w pełnym składzie, mecz w Bełchatowie raczej byśmy wygrali. Trudno jednak już dziś powiedzieć, czy w następnym meczu też będę grał na prawej obronie. Trener na pewno wybierze najlepszy wariant.

Czy Pana zdaniem Lech obecnie góruje na Legią i Wisłą? Co jest najmocniejszą stroną poznańskiej drużyny?
Naszym atutem jest psychika. Szybko odrobiliśmy straty i uwierzyliśmy, że w tym roku naprawdę jest wielka szansa, by zdobyć mistrzostwo. Z trybun też chyba widać, że jesteśmy prawdziwym zespołem i każdy chce walczyć na 120 procent swoich możliwości. Tę atmosferę można porównać do meczów z poprzedniego sezonu w Pucharze UEFA. Wychodziliśmy na boisko i wiedzieliśmy, że jesteśmy mocni, jeden pomoże drugiemu i stać nas na wygranie z każdym rywalem. Wiele mówiło się o tym doświadczeniu z pucharów, ale dopiero teraz chyba ono procentuje.

W poprzednim sezonie byliście w jeszcze lepszej sytuacji, a jednak po mistrzostwo sięgnąć się nie udało.
I wszyscy byliśmy bardzo rozczarowani. Nie wiem, czy to był brak szczęścia, czy może brak doświadczenia. Jedno jest pewne. Drugi raz takiego błędu nie możemy już popełnić.

Teraz można się z tego trochę śmiać, ale nawet prezes Andrzej Kadziński chyba nie wierzył, że tak szybko odrobicie straty. W Multikinie na tradycyjnej prezentacji, po raz pierwszy od wielu lat nie padło słowo „majster”. Czy to też dodało drużynie trochę „sportowej złości”?
Przed startem rozgrywek mówiło się, że kandydatami do mistrzostwa są tylko Wisła i Legia. Nas zlekceważono, a te drużyny poczuły się zbyt pewnie. Ale to nie nasze zmartwienie. Myślę, że w tej chwili bardziej odpowiada nam rola zespołu, który musi gonić. Oni są pod coraz większą presją, są trochę załamani wynikami i swoją niemocą. My natomiast mamy dobrą serię i nic nie zapowiada, że się ona skończy.

Żadna seria nie trwa jednak wiecznie. W sporcie trzeba wykorzystywać pierwszą okazję do wygrania z rywalem, bo druga może się już nie powtórzyć. Czy macie świadomość, że dobra passa może się odwrócić?
Cóż, każda drużyna przechodzić będzie wahania formy, tego nie da się uniknąć. Sztuka polega na tym, by wygrywać nawet wtedy, gdy jest się w słabszej dyspozycji. W tej chwili nie ma sensu myśleć o tym, co będzie za kilka tygodni. Musimy grać swoje i wygrywać. Wielkiej filozofii w tym nie ma.

W tym roku problemem mogą być kartki, będziecie starali się „wyczyścić” przed najważniejszymi meczami?
Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Wiadomo, że musimy uważać, by nie dostawać głupich kartek, ale jak będziemy za dużo o tym myśleli, to ucierpi na tym jakość naszej gry. Mam nadzieję, że ewentualne kary rozłożą się na kilka spotkań i nie będzie to miało wpływu na wyniki.

W poprzednich sezonach strzelał Pan bramki, nie było ich wiele, ale gdy trafiał Pan do siatki, były to efektowne strzały. Teraz nawet Pan nie próbuje uderzać z dystansu.
Jakoś brakuje mi okazji. Ustawiony jednak jestem bardziej defensywnie niż kiedyś. Mamy teraz w ataku czwórkę świetnych strzelców, niech oni się starają o gole.

Czujecie się teraz lepiej przygotowani niż w poprzednim sezonie? Który trener bardziej Panu odpowiadał Franciszek Smuda czy Jacek Zieliński?
Wbrew pozorom nie ma dużej różnicy między trenerami. Jacek Zieliński tez potrafi w szatni ostro na nas krzyknąć, byśmy zachowali koncentrację. Mogę powiedzieć, że Lech ma świetnych trenerów i z jednym, i z drugim bardzo dobrze się pracuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24