Oceniamy Ruch za porażkę z Legią: pierwszy kwadrans zadecydował o losach meczu

Kaja Krasnodębska
Ruch Chorzów - Legia Warszawa 1:4
Ruch Chorzów - Legia Warszawa 1:4 Łukasz Łabędzki
Miało być tak pięknie. 80. urodziny stadionu – magiczna atmosfera, pełne trybuny, specjalny zestaw trykotów oraz specjalne przygotowania ze strony klubu. Tym razem dopisała także pogoda. W Chorzowie szykowało się naprawdę wyjątkowe popołudnie. I było, ale zdecydowanie nie tak jak wyobrażali sobie to fani Niebieskich. Mecz zaskoczył – i to już od pierwszych sekund. Wielkie przełamanie legionistów i mierna gra piłkarzy Ruchu. Zdecydowanie nie tego się spodziewano. Mimo bardzo niekorzystnego wyniku podopieczni Waldemara Fornalika nie zagrali bardzo źle – ot przespali pierwszy kwadrans.

Wyjściowa jedenastka:

Matus Putnocky (3) – jeżeli bramkarz czterokrotnie wyjmuje piłkę z siatki, to nie może być dobrze. Przy bramce Nikolicia zbyt pochopnie wyszedł z bramki, nie popisał się także przy następnych golach. Naprawdę mógł wyjąć chociaż jedną z tych czterech fatalnych dla niego piłek. Oczywiście trzeba oddać mu to, że nie miał dzisiaj łatwo. Legioniści testowali go bowiem przez całe dziewięćdziesiąt minut.

Martin Konczkowski (3) – przed meczem wydawało się, że gra naprzeciw Kucharczyka nie będzie wielkim wyzwaniem. Pech jednak chciał, że właśnie w tym meczu pomocnik Legii postanowił się przełamać. Z początku robił z Konczkowskim co chciał. Przestawiał go po lewej stronie boiska i bez większego kłopotu wpadał w pole karne. Po zdobytej bramce legioniście trochę opadł entuzjazm, dzięki czemu obrońca Ruchu zaczął lepiej prezentować się na boisku. Zaangażował się nawet w ataki pod bramką Kuciaka – jego współpraca z Kamilem Mazkiem wyglądała naprawdę obiecująco.

Rafał Grodzicki (4) – nie oszukujmy się – na stoperze grał sam, a przeciwstawić musiał się nie tylko zawodnikom gości, ale także Mateuszowi Cichockiemu. Ciężko więc dziwić się końcowemu wynikowi. Miał spore problemy z Aleksandarem Prijoviciem. Krył go tak, że Szwajcar po raz pierwszy w ekstraklasie wpisał się na listę strzelców. Również Nemanja Nikolić nie przejmował się zbytnio jego obecnością w polu karnym. Pod koniec meczu, kapitan Niebieskich zdecydował się opuścić linię obrony i włączyć do ataku. Jego dośrodkowania w pole karne nie przyniosły jednak wielkiego efektu.

Mateusz Cichocki (2) – w pierwszej połowie najwyraźniej myślał, że wciąż gra w warszawskiej Legii. Lata spędzone przy Łazienkowskiej sprawiły, że młody obrońca na widok białych koszulek stoper Ruchu pomylił zespoły. Współpraca z napastnikami gości wychodziła mu nadzwyczaj dobrze. Celne podania do Prijovicia czy Nikolicia zaowocowały szybko zdobytymi bramkami. Dawnych kolegów z boiska w pole karne przepuszczał jak tylko mógł. W przerwie chyba spojrzał w lustro, gdyż w drugiej części nie popełniał aż tak druzgocących błędów. Wciąż jednak nijak nie przysłużył się zespołowi z Cichej.

Paweł Oleksy (4) – gra naprzeciwko hiperaktywnego Guilherme nigdy nie jest łatwa. Dzisiaj obyło się bez niespodzianki – krycie Brazylijczyka okazało się naprawdę trudnym zadaniem. W większości sytuacji zbyt trudnym dla Oleksego, ale trzeba przyznać, że kilka razy mu się udało. Nieco gorzej poszło mu z pilnowaniem Stojana Vranjesa – Bośniak zdobył pierwszą bramkę w barwach Legii. Na plus zaangażowanie w ofensywie. Szkoda, że tym razem nie udało mu się wykorzystać dośrodkowań ze stałych fragmentów gry.

Łukasz Surma (5) – w środku boiska wykonywał naprawdę fajną pracę. Bardzo aktywny, w ogóle nie wyglądał na sporo starszego od młodych kolegów. Popisał się kilkoma szybkimi rajdami, ale mimo to do końca meczu nie brakło mu sił. Dobrze rozumiał się z walczącymi po prawo Konczkowskim i Mazkiem – razem stworzyli całkiem obiecujące sytuacje. W razie potrzeby wracał się również do defensywy. Tam jednak nie przyniósł wiele dobrego swojemu zespołowi.

Maciej Urbańczyk (5) – tak jak w poprzednich spotkaniach nie można było się go zbytnio czepiać, tak dzisiaj zdarzyło mu się kilka błędów. Czasem zbyt łatwo oddawał rywalom piłkę w środku boiska, co skutkowało groźnymi akcjami z ich strony. Trzeba jednak pochwalić go za odważne i mniej więcej celne strzały z dystansu i kilka wygranych pojedynków z Prijoviciem. Z zaangażowaniem powracał do linii obrony, ale nie udało mu się tam wiele dokonać.

Kamil Mazek (6) – jeden z lepszych zawodników w barwach Niebieskich. Po takich meczach Legia może żałować, że nie ma go już w ich szeregach. Jak zwykle popisał się kilkoma szybkimi rajdami swoim skrzydłem. Tomaszowi Brzyskiemu uciekał jak chciał, często natomiast miał problemy z przejściem przez Igora Lewczuka. Jedną z akcji zamienił na asystę przy honorowym trafieniu Mariusza Stępińskiego. Brawo za powroty do obrony. Skutecznie wspomagał tam Martina Konczkowskiego i zatrzymywał Michała Kucharczyka.

Patryk Lipski (4) – dzisiaj nie błyszczał. Kibiców przyzwyczaił do niekonwencjonalnych zagrań i finezyjnych strzałów – w meczu z Legią odrobinę tego zabrakło. Często tracił piłkę na rzecz rywali (najbardziej we znaki dawał mu się Dominik Furman) , a jego uderzenia na bramkę okazywały się niecelne. Długimi dośrodkowaniami szukał Mariusza Stępińskiego. Nie znajdywał.

Marek Zieńczuk (2) – nie bez powodu zszedł z boiska już w przerwie. Niby chciał, niby próbował coś walczyć, ale z marnym skutkiem. Zwykle po prostu nie nadążał. Legia narzuciła całkiem szybkie tempo gry i doświadczonemu pomocnikowi brakowało prędkości. Nie dobiegał do długich podań kolegów, nie wracał się za kontratakami rywali. Gdy już dochodził do piłki, szukał szczęścia strzałami z dystansu. Nieskutecznie.

Mariusz Stępiński (6) – strzelił honorową bramkę, ale nie było to jedyne jego osiągnięcie w tym meczu. Świetnie odnajdywał się w polu karnym rywali – futbolówka wciąż go szukała i często nawet znajdywała. Nie czuł tremy grając z kilkoma zawodnikami Legii na plecach, sprytnie ich wymijał i podawał do kolegów. Jedynym obrońcom, z którym sobie nie mógł poradzić okazał się Igor Lewczuk. Dobrze wyglądały także powroty Stępińskiego w środek boiska. Razem z Kamilem Mazkiem skonstruował tam szybkie akcje.

Gracze rezerwowi:

Tomasz Podgórski (3)– na boisko wybiegł wraz z rozpoczęciem drugiej połowy. Z początku raczej niewidoczny, potem trochę się rozkręcił . Szybkim rajdem lewą stroną boiska udało mu się przyciągnąć uwagę publiczności. Gorzej wyglądało już jego wykończenie. Miewał problemy w defensywie – Prijović czy Furman po prostu go wymijali.

Artur Lenartowski (3) – raczej nie wykorzystał kwadransa otrzymanego od Waldemara Fornalika. Uwagę przyciągnął właściwie tylko raz - faulując Vranjesa.

Michał Szewczyk (bez oceny) – w samej końcówce zadebiutował na boiskach ekstraklasy. Zdążył jedynie zepsuć akcję Kamila Mazka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24