Piękne kibicki i niskie ceny cieszyły Niemców we Lwowie. Relacja naszego wysłannika zza wschodniej granicy

Karol Kurzępa
Niemiecka flaga ułożona z kartoników
Niemiecka flaga ułożona z kartoników Karol Kurzępa
Fani obu zespołów przebywali na ulicach Lwowa od samego rana. Niektórzy z nich przyjechali jeszcze poprzedniego dnia. Z racji bliskości geograficznej, zdecydowanie liczniejsza grupa kibiców pochodziła z Niemiec.

Mnogość sympatyków drużyny Joachima Löwa nie przekładała się jednak na jakiekolwiek agresywne zachowania wobec Portugalczyków. Przeciwnie, panowała fantastyczna przyjacielska atmosfera - mnóstwo wspólnych fotografii, żartobliwe rozmowy. W barach i restauracjach, ekipy siedziały obok siebie. - Najbardziej podoba nam się otwartość i pogoda ducha Polaków i Ukraińców. Niemcy są bardziej powściągliwi w swoich zachowaniach i powierzchownie często mogą wydawać się oschli, tutaj jest wręcz odwrotnie, co robi na mnie i na moich znajomych spore wrażenie - mówił 23-letni Alex z Frankfurtu.

Dla południowców charakterystyczne było to, że jak w pobliżu miejsca ich aktualnego pobytu przechadzała się atrakcyjna przedstawicielka płci pięknej, to zaczynali oni bić brawo i wstawać ze swoich miejsc by, „uczcić jej urodę chociaż chwilą aplauzu” – jak tłumaczył mi jeden z Portugalczyków. To zachowanie szybko zostało także „podłapane” przez Niemców. Jedni i drudzy często prosili dziewczęta o sfotografowanie się z nimi. Sympatycy kadry dowodzonej przez Paulo Bento zarażali swoim pogodnym temperamentem. Radosne śpiewy i tańce, nie tylko będące elementami dopingu, zarówno na ulicach, jak i w punktach gastronomicznych, nikogo nie dziwiły.

Niemieccy i portugalscy kibice często wspólnie się fotografowali
Niemieccy i portugalscy kibice często wspólnie się fotografowali Karol Kurzępa

W dniu meczu byłem we Lwowie od około 10 rano i do pierwszego gwizdka w spotkaniu zaobserwowałem zaledwie jeden nieprzyjemny incydent, który szybko został wyjaśniony. Poza tym aura towarzysząca potyczce była nienaganna. O przyświecającym turniejowi haśle „respect” nie trzeba było nikomu przypominać.

- Cieszy nas to, że jest tu tak tanio. Wszystko ma przynajmniej o połowę niższą cenę, niż w Berlinie czy Monachium. A z tego co słyszałem, Ukraińcy podwoili ceny na czas trwania Euro, także wydaje mi się, że to obopólna korzyść – zdradza rozentuzjazmowany Andreas z Kolonii.

Poza kibicami rywalizujących na boisku drużyn, do ukraińskiego miasta przyjechała także cała masa piłkarskich turystów z całego świata. Sporo było ubranych w narodowe barwy Polaków. W jednym z barów natknąłem się także na trzyosobową ekipę aż z Kirgistanu.

Lwowski obiekt położony jest ponad 7 km na południe od rynku. W okolicach stadionu kibice gromadzili się już po godzinie 15 miejscowego czasu. Niektórzy pojawili się na długo przed pierwszym gwizdkiem z nadzieją na zdobycie biletów. Kupno było możliwe od licznych koników, za całkiem przystępne ceny.

Strefa kibica we Lwowie także cieszyła się dość dużym zainteresowaniem, choć w większości by oglądać mecz, udali się do niej miejscowi oraz Polacy. Ulokowana w centrum miasta fanzona jest zdecydowanie mniejsza od tej warszawskiej, ale nagromadzenia atrakcji także w niej nie brakuje.

Najczęściej typowanym wynikiem przed konfrontacją była wygrana Niemców 3:1, tak jak w meczu o brąz Mistrzostw Świata w 2006 roku. Portugalczycy liczyli na skromne zwycięstwo po zaciętej walce. Kibice z innych państw byli podzieleni.

Logistycznie, nie można nic Ukraińcom zarzucić. Organizacja sprawna. Chwilami widać było brak doświadczenia u niektórych pracowników ochrony lub wolontariuszy, ale wszak były to dopiero pierwsze zawody. Pojawiły się przypadki awarii bramek wejściowych, jednak sytuację szybko udało się opanować.

Na trybunach zdecydowanie przeważały osoby ubrane w białe lub zielone koszulki. Niemieccy fani zajęli cały sektor zachodni, a także sporą część centralnych obszarów trybun. Kibice wicemistrzów Europy z 2004 roku głównie zasiadali na wschodnim łuku. Lewa strona była zdecydowanie głośniejsza. Po hymnie z kartoników została ułożona flaga republiki.

W sumie widzów było 32990, co oznacza, że tego dnia w trakcie meczu na stadionie pozostało ponad tysiąc pustych krzesełek. Muszę przyznać, że było to dla mnie spore zaskoczenie. Prym w dopingu rzecz jasna wiedli sympatycy Podolskiego i spółki. Ich wsparcie dla jednego z faworytów imprezy polegało raczej na zrywach, nie było w szczególny sposób zorganizowane. Siłą była przede wszystkim liczebna przewaga Niemców.

Niektórzy z nich, jednak od początku zakłócali przebieg spotkania, rzucając w stronę murawy różne przedmioty, zwłaszcza przy okazji stałych fragmentów dla Portugalii. Gdy stadionowy spiker prosił tę część trybun o spokój, to tego typu incydenty tylko się nasilały.

Kiedy doping dla DFB nieco ustał w trzecim kwadransie, do głosu doszli Portugalczycy. W okolicach 40. minuty uporczywie próbowali oni zainicjować meksykańską falę, ale owe próby zakończyły się marnie. Wsparcie dla drużyny z Ronaldo w składzie było skromniejsze pod względem liczby krzyczących gardeł, ale – niczym temperament południowców – bardziej żywiołowe. W tym przypadku również nie było mowy o przemyślanej aranżacji.

W drugiej połowie sytuacja na trybunach się nie zmieniała. W pewnym momencie, na parę minut ucichli Niemcy, ale później, od 65 minuty do samego końca nie przerywali.

Tumult po jedynej bramce meczu był niesamowity. Germańskie sektory oszalały. Jakiś czas później, strzelec gola, Mario Gomez dostał owację na stojąco. Także jęk zawodu przy jednej z niewykorzystanych przez niego sytuacji był odczuwalny na skórze. W tym miejscu należy przyznać, że lwowski stadion ma bardzo dobrą akustykę i chóralne okrzyki znakomicie się tam niosą, robiąc spore wrażenie.

Pod koniec spotkania znów doszło do wybryków niemieckich fanów, którzy odpalili świecę dymną. Niedługo potem, sędzia Lannoy zagwizdał po raz ostatni. Kibice naszych zachodnich sąsiadów podziękowali swojej drużynie za zwycięstwo. Jednak długo na trybunach nie pozostali i szybko opuszczali obiekt.

Sympatycy rozchodzili się przeważnie w ciszy. Po zakończeniu meczu, Niemcy nie okazywali zbyt dużego entuzjazmu w okolicach stadionu. Trzeba przyznać, że raczej przyjęli ten wynik ze spokojem. – Plan minimum wykonany – takie przekonanie panowało w ich szeregach. - Następny równie udany dzień na tych mistrzostwach będzie dopiero w fazie pucharowej. Nie mogło być lepiej – nasi pokonali Portugalię, a w dodatku Holandia przegrała – złośliwie cieszyli się DFB. Chóralnych śpiewów było jak na lekarstwo. – To dlatego, że mamy ogromną wiarę w zespół Löwa. Oni nie mogą, oni wręcz muszą triumfować w tym turnieju. Poprzednim razem przegraliśmy finał, teraz chcemy więcej. W naszym kraju niektórzy zaczną oglądać Euro dopiero od półfinału z udziałem Niemiec, bowiem mecze w grupie i ćwierćfinał uznają za formalność. Jesteśmy świadomi swojej siły i potencjału, a w starciu z Portugalią nie pokazaliśmy pełni naszych możliwości – podsumował Oliver z Hamburga.

Ze Lwowa - Karol Kurzępa / Ekstraklasa.net

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24