Wielkie strzelanie, trwa wyścig snajperów - podsumowanie 12. kolejki T-Mobile Ekstraklasy
To może zbytnie uproszczenie, ale można przyjąć, że o losach spotkania przesądziła jedna sytuacja. A jeśli nie zdecydowała o dalszym przebiegu meczu, to na pewno miała na niego bardzo znaczący wpływ. Prawie jak lądowanie aliantów w Normandii na przebieg drugiej wojny światowej czy też bitwa pod Grunwaldem na losy wojny polsko-krzyżackiej. Czyli ogromny. Chodzi o 27. minutę i dwa koszmarne błędy. Najpierw Macieja Gostomskiego, a chwilę później Daisuke Matsuiego.
Dla golkipera Lecha było to spotkanie numer cztery w Ekstraklasie. W trzech wcześniejszych zebrał bardzo pozytywne recenzje – skuteczny na linii, dużo pewniejszy od Krzysztofa Kotorowskiego na przedpolu. Słowem zawodnik, który nie tylko pod nieobecność Jasmina Buricia zapewni spokój w bramce, ale taki, który po powrocie Bośniaka do zdrowia wcale nie musi wylądować powrotem na ławce rezerwowych. Dodajmy do tego, że do meczu w Gdańsku zachowywał czyste konto – nie dał się pokonać zawodnikom Piasta Gliwice, Widzewa Łódź i Podbeskidzia Bielsko-Biała.
W Gdańsku przyszła kryska na matyska. W 24. minucie spotkania Gostomskiego potężnym strzałem pokonał Deleu. Do Macieja ciężko mieć pretensje – wszak piłka po uderzeniu Brazylijczyka huknęła w poprzeczkę, po czym odbiła się na ziemi – już za linią bramkową – i została złapana przez Macieja. Szans na obronę za wielkich nie miał. Jeśli już do kogoś mieć pretensje, to do zdecydowanie spóźnionego Daylona Claasena, który wracał pod własną bramkę w podobnym tempie, jak mityczny Odyseusz do Itaki. W ogóle zresztą zawodnik reprezentacji RPA przeszedł obok meczu, co w końcu zauważył Mariusz Rumak, po godzinie gry posyłając go do szatni. No cóż, to spotkanie Claasenowi wyraźnie nie wyszło.
I właśnie trzy minuty po tym miała miejsce sytuacja, która powinna przesądzić o losach spotkania. Gostomski, wybijając piłkę z własnej bramki, podał ją wprost pod nogi Matsuiego. Dodajmy, że podał wyśmienicie, gdyż Japończyk miał mnóstwo miejsca, żadnego rywala na plecach i wuchtę czasu, by zbliżyć się do bramki, przymierzyć i wpakować futbolówkę do siatki, pozbawiając rywali jakichkolwiek złudzeń. I gdyby był tak dobry, jak się nieraz o nim pisze, to pewnie by to uczynił. Ale Daisuke skiksował i nie trafił w piłkę, posyłając ją we wcześniej nieokreślonym kierunku. Zawodnikowi, aspirującemu do miana gwiazdy nawet w naszej Ekstraklasie, nie wypada mylić się w ten sposób. Zresztą jemu, podobnie jak Claasenowi, ten mecz po prostu nie wyszedł. Z rzutów wolnych podawał piłki w ręce Gostomskiego, a zamiast kreować grę zespołu, bezładnie biegał po boisku.
Wyszedł za to Łukaszowi Teodorczykowi, który dziewięć minut później rozpoczął swój koncert. Najpierw dostał świetny prezent od Barry’ego Douglasa i delegacji zespołu Lechii Gdańsk w postaci graczy formacji defensywnej. Jarosław Bieniuk złamał linię spalonego, Maciej Kostrzewa nie za bardzo wiedział, jak przeszkodzić przeciwnikowi, a „Teo” przyjął świetnie zagraną przez Szkota piłkę na klatkę piersiową i strzałem z pięciu metrów pokonał Sebastiana Małkowskiego.
Teodorczyk, to niejedyny zawodnik Lecha, który w ostatnim okresie jakby wybudził się ze snu i załączył wyższe obrony. Podobną sytuację obserwujemy z Gergo Lovrencsicsem i Kasperem Hamalainenem. To właśnie oni strzelili dwa kolejne gole. Węgier został nagrodzony trafieniem za ambicję i za to, że do końca przedzierał się przez gąszcz nóg obrońców Lechii w sytuacji, w której pewnie niejeden by już odpuścił. On poszedł do końca i okazało się, że poradzić sobie z defensywą zespołu Michała Probierza nie jest wcale tak trudno. Tuż po przerwie dał Lechowi prowadzenie, którego poznaniacy nie wypuścili z rąk do końcowego gwizdka sędziego. A przede wszystkim dał sygnał do ataku, bo od tego momentu Lech zaczął dominować w Gdańsku.
Bramka Fina natomiast to majstersztyk w wykonaniu całego zespołu „Kolejorza”. Hamalainen odegrał do Możdżenia, ten podał w pole karne Teodorczykowi, który z kolei odegrał piętką pod nogi Kaspera. A ten, jak profesor przymierzył i lekkim, acz precyzyjnym strzałem pokonał Małkowskiego. Zresztą było to udokumentowanie rewelacyjnej postawy Fina na boisku. Chwilę wcześniej mógł strzelić bramkę głową po dośrodkowaniu Lovrencsicsa, a jeszcze wcześniej wyłożył piłkę na patelni Rafałowi Murawskiemu, a ten nie wiedzieć czemu przestrzelił.
Co do „Murasia” to zaznaczmy od razu, że jego po meczu z Lechią czepiać się po prostu nie wolno. Wrócił po kontuzji, wystąpił po raz drugi w tym sezonie i pokazał, jak ważnym jest zawodnikiem. Był mózgiem zespołu, świetnie prowadził grę, rozprowadzał piłki, do tego interweniował w bardzo groźnej sytuacji na linii bramkowej (przy stanie 1:2, a więc gdyby wpadło, to jeszcze sporo mogło się zdarzyć). I chociaż nie wykorzystał idealnej sytuacji, to nijak nie obniża jego oceny – bo bez Murawskiego Lech wyglądał jak rozpędzony pociąg bez maszynisty.
W końcówce rywala dobił jeszcze Teodorczyk. Gracze Lechii stwierdzili, że nie będą go kryć, bo i po co. A Łukasz ładnie ukłonił się, umieścił piłkę w siatce i powiedział „do widzenia”, kwitując swój rewelacyjny występ drugim trafieniem. Jednocześnie była to piąta bramka, strzelona w ciągu czterech ostatnich kolejek – widać, że ten zawodnik łapie rytm i zaczyna spełniać pokładane w nim nadzieje.
Lech zatem na początku miał w Gdańsku sporo szczęścia, ale później zagrał rewelacyjnie. Jaki z tego wniosek przed meczem z Legią? Żaden. Poznaniacy już nieraz pokazywali, że po rewelacyjnym spotkaniu potrafią zaliczyć kolejne kompletnie nieudane. Tak dla równowagi. Dlatego teraz, choć po pojedynku z Lechią z Poznania wyraźnie powiało optymizmem, to nie można wyciągać z tego daleko idących wniosków. Dopiero po kilku dobrych występach będzie można stwierdzić, czy zespół wszedł na właściwą drogę i zmierza ku lepszemu. Na razie kibice Lecha mogą cieszyć się ze zdobycia trzech punktów i spokojnie czekać, czy ich podopieczni udowodnią dobrą dyspozycję w kolejnych meczach.
LECH POZNAŃ - serwis specjalny Ekstraklasa.net
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?