Sprawa incydentu, którego ofiarą jest klub z Wrocławia, zbiegła się w czasie z jedną z najbardziej absurdalnych „afer” ostatnich lat w piłce nożnej. Oto firma Adidas, sponsor techniczny Manchesteru United, postanowiła stworzyć oddzielne wzory koszulek meczowych dla kobiet i mężczyzn, u tych pierwszych powiększając nieco dekolt. Rozpętała się prawdziwa burza, w której pierwsze skrzypce swoistego pandemonium oburzenia zaczęły grać panie, dla których stworzenie osobnych wzorów uznać należy za akt skierowany przeciwko... godności kobiet. Głosy tego typu nie są odosobnione – w ankiecie na stronach jednego z lokalnych portali, dostosowany do damskiej fizjonomii strój został uznany za seksistowski przez 25% ankietowanych. Tylko tyle i aż tyle, chciałoby się rzec, bowiem wskazuje to na fakt, że istnieje duża część społeczeństwa, gotowa w imię tzw. politycznej poprawności zapomnieć, że podstawową wolnością obywateli jest wolność wyboru. Nikt nikomu takowych strojów nie wciska, osobiście też nie widzę nic zdrożnego w tym, że strój dla pań różni się od męskiego – w końcu, jakby nie patrzeć, odrobinę się od siebie pod względem budowy różnimy. Najzabawniejsze w całej sprawie jest jednak to, że Manchester United, w odróżnieniu od np. Chelsea czy Arsenalu… nie posiada drużyny kobiecej. Hołd dla żeńskiej części publiki klubu z Old Trafford okazał się wyjątkowo problematyczny, chyba że wywołanie kontrowersji było celem samym w sobie – i byłaby niezwykle udana zagrywka marketingowa.
Wracając jednak do kwestii bliżej związanych z samym futbolem, wczorajsza decyzja UEFA nie jest pierwszą tego typu, odbijającą się bezpośrednio na klubie znad Wisły. W 2013 roku, jeszcze zanim kibice Lecha Poznań wsławili się niesławnym transparentem w trakcie meczu z Żalgirisem Wilno, „Kolejorz” został ukarany karą 10 tysięcy euro za fakt, że w trakcie meczu poprzedniej rundy eliminacji Ligi Europy (rewanżowy meczu u siebie z FC Honka Espoo) w okolicach stadionu ktoś rozprowadzał naklejki nawołujące do rozprawienia się z lewicą („Good night, left side”). Karanie klubu za oddolną inicjatywę kibica (lub ich niewielkiej grupy – za sprzedaż nie była odpowiedzialna związana z klubem Wiara Lecha) jest chyba najbardziej rażącym przykładem karania w trybie odpowiedzialności zbiorowej, w dodatku za czyn, którego szkodliwość społeczną można porównać do narysowania genitaliów w zeszycie. I po raz kolejny, żeby było śmieszniej – w pierwszym meczu przeciwko Honka Espoo, rozgrywanym w Finlandii, Lech wystąpił bez logo sponsora na koszulkach – lokalne prawo zabrania reklamowania zakładów bukmacherskich, a inicjatywa STS, by piłkarze zamiast ich logotypu zagrali z logiem akcji „Kolorujemy”, której celem jest remont lokalnych domów dziecka, została zablokowana… decyzją UEFA.
Rok wcześniej jeszcze dotkliwszą karę, bo aż 30 tysięcy euro, musiała zapłacić Legia Warszawa. Za transparent o wspomnianej już wcześniej treści oraz drugi, na którym zamieszczono przetłumaczony na angielski cytat z Jana Stanisława Jankowskiego, działacza niepodległościowego, o treści: „Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać”. Dla UEFA były to transparenty o charakterze rasistowskim, ksenofobicznym i skierowanym przeciwko godności określonej grupy ludzi. W ogóle, starcia kibiców Legii z Unią Europejskich Związków Piłkarskich mogłyby być tematem całkiem ciekawej analizy. Albo wyjątkowo gorzkiego skeczu.
W czasach coraz większego akcentowania unifikacji i celebracji jedności między różnymi grupami, ciężko znaleźć równowagę pomiędzy walką z dyskryminacją a szacunkiem dla tradycji i kultury konkretnych narodów czy społeczności. Zdarzają się sytuacje absolutnie haniebne – jak wspomniany już wcześniej antylitewski transparent przy Bułgarskiej czy rasistowskie okrzyki kibiców Chelsea w Paryżu, zasługujące wyłącznie na potępienie – ale patronując szlachetnej akcji „No to Racism”, UEFA zdaje się w swoich decyzjach działać zupełnie przypadkowo i niekompetentnie. Dbanie o uczucia wszystkich możliwych mniejszości w wykonaniu UEFA można porównać do cytatu z „12 groszy” Kazika Staszewskiego: „Okazało się, że pastor King nie był Murzynem, ani czarnym - on był Afroamerykaninem”. Niech przykładem będzie przepis (ustalony razem z FIFA) zakazujący piłkarzom zdejmowanie koszulek w trakcie celebracji bramki – w obawie przed zakazanymi, politycznymi manifestacjami, przysłowiowo wylano dziecko z kąpielą, ograniczając ekspresyjnego, często szalonego ducha sportowej radości. Korzyści z tej decyzji nijak nie rekompensują poczucia bycia traktowanym nie do końca poważnie.
Sprowadzając „apolityczność” obu tych organizacji do absurdu – niedługo może się okazać, że śpiewanie hymnu narodowego w czasie innym niż przed spotkaniem (który zdarza się polskim fanom w momentach szczególnego uniesienia podczas gier reprezentacji) zostanie odebrane jako „demonstracja polityczna” i zakończy się zamknięciem Stadionu Narodowego, albo walkowerem na któreś ze spotkań eliminacji Euro czy mundialu. Śmieszne, straszne? Na pewno niepokojące.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?