Polska piłka "buloklepem" w światowej stawce [KOMENTARZ]

Piotr Kruza
Niedługo minie już 13 lat od wybuchu Małyszomanii. Pojawienie się Adama Małysza było fenomenem na niepowtarzalną skalę. Dało Polakom to wszystko, czego tak bardzo potrzebowaliśmy, sukcesy, radość, dumę narodową, dziś okazuje się, że dało również coś jeszcze. Dlaczego piszę o tym na piłkarskim portalu? Już wyjaśniam...

Polscy kibice od wielu lat niemal wyłącznie narzekają na polską piłkę, do czego – to rzecz jasna i niepodważalna – mają bardzo wiele podstaw. Polskie kluby rzadko osiągają w Europie coś więcej niż bycie przeciętnym (a zazwyczaj i to jest ponad ich możliwości), a reprezentacja nie wygrywa nie tylko z wyżej, ale również z tymi niżej notowanymi od nas przeciwnikami. Jednak przez parę miesięcy w roku fani w Polsce swoje troski i zmartwienia związane z futbolem mogą odłożyć nieco w kąt, jeśli tylko piłka kopana nie przesłania im całego sportowego świata. W miniony weekend zaczął się bowiem sezon skoków narciarskich. Sezon, który może przejść do historii…

Niedługo minie już 13 lat od wybuchu Małyszomanii. O ile w poprzednim tysiącleciu sporo osób o skokach narciarskich słyszało jedynie z nazwy to wraz z wkroczeniem w nowe milenium niemal każdy w naszym kraju stał się skokowym ekspertem. Pojawienie się Adama Małysza było fenomenem na niepowtarzalną skalę. Dało Polakom to wszystko, czego tak bardzo potrzebowaliśmy, sukcesy, radość, dumę narodową, ale także więcej pewności siebie oraz możliwość utożsamiania się z kimś wyjątkowym. Dziś okazuje się, że dało również coś jeszcze.

Kiedy Adam Małysz zaczął seryjnie wygrywać wszystko, co było do wygrania, pomiędzy ogromną radość raz na jakiś czas wkradał się też niedosyt. Było tak po konkursach drużynowych, w których skakał Małysz i, dziś tak pewnie wielu by powiedziało, trzech innych "buloklepów". Z zazdrością patrzyliśmy w stronę Niemców, Finów czy Austriaków, którzy na co dzień wprawdzie patrzyli na Adama z niższych stopni podium, ale w tych momentach pokazywali co to znaczy mieć silną drużynę.

Zaczęto więc debatować jak ten stan zmienić, żeby w kolejnych sezonach, w kolejnych mistrzostwach, w kolejnych igrzyskach, nasza drużyna nie zaczynała i nie kończyła się na jednym skoczku. Do życia powołano Narodowy Program Rozwoju Skoków Narciarskich, którego głównym sponsorem stała się Grupa Lotos i pod jej nazwą wystartował puchar dla dzieci i młodzieży, któremu towarzyszyło hasło: "Szukamy następców Mistrza!".

Pierwszy efekt pojawił się dopiero po kilku latach, w marcu 2007 roku, kiedy w konkursie drużynowym w fińskim Lahti na belce zasiadł niespełna wówczas 16-letni Maciej Kot, o którym trener Hannu Lepistoe mówił, że jest to wielki talent. Na dłuższą metę jednak drużyna wciąż składała się z tych samych zawodników, choć mieliśmy już wtedy Kamila Stocha, któremu jednak daleko było jeszcze do poziomu jaki prezentuje dzisiaj. Sezony mijały, w konkursach Lotos Cup pojawiali się ciągle perspektywiczni zawodnicy, którzy regularnie zdobywali medale na MŚ Juniorów, ale nie radzili sobie oni w seniorskich zawodach, a w kraju zaczęło pojawiać się zniecierpliwienie. Tyle pieniędzy, tyle pracy i nic?

W końcu jednak coś drgnęło, choć paradoksalnie dopiero w sezonie, w którym Adam Małysz postanowił skończyć karierę. Zabrakło czasu żeby nasz Orzeł z Wisły mógł cieszyć się z medalu w konkursie drużynowym, choć fakt, że 4. i 5. miejsca na mistrzostwach świata w Oslo w 2011 roku zostały przyjęte z lekkim rozczarowaniem był już sam w sobie widocznym plusem. Prawdziwy przełom nastąpił jednak dopiero w ubiegłym sezonie. We włoskim Val di Fiemme drużyna wywalczyła brązowy medal – pierwszy, historyczny, a w Pucharze Świata regularnie punktować zaczęło kilku Biało-Czerwonych wywodzących się właśnie z cyklu Lotos Cup.

Wczoraj na inaugurację sezonu 2013/2014 wygrał młody Krzysztof Biegun. Nie ma sensu rozpisywać się na temat okoliczności tego zwycięstwa, ważny jest efekt, bo on pokazuje jedną bardzo ważną rzecz. Od uruchomienia Lotos Cup mija właśnie 11 lat – tyle przyszło nam czekać na wychowanie zwycięzcy zawodów Pucharu Świata (Kamil Stoch czy Piotr Żyła nie wywodzą się z tego programu, choć na pewno ich sukcesy są efektem ogólnej poprawy systemu szkolenia). To dowodzi temu, że w sporcie nie można mieć wszystkiego za darmo, a sukces okupiony jest ciężką pracą i wytrwałością. I choć może dla Krzyśka ta wygrana była pierwszą i ostatnią w tym sezonie to mam wrażenie, że na pewno nie w całej karierze. Poza tym jak nie on, to na jego miejsce czeka już przynajmniej kilku, jak nie kilkunastu równie utalentowanych chłopaków. Do brzegu zatem, dlaczego tyle tu dziś o skokach?

Marzą nam się występy w Lidze Mistrzów czy choćby w Lidze Europy, marzy nam się reprezentacja, która wychodzi z grupy, marzy nam się, by polscy piłkarze decydowali o losach najważniejszych spotkań. Uważamy, że to niemożliwe, by w 40-milionowym kraju nie można było znaleźć 11 umiejących kopać piłkę facetów. I mamy rację, faktycznie to absurd, ale takich 11 trzeba sobie po prostu wychować, a szkolenie w Polsce przez wiele lat leżało i kwiczało. Teraz coś się w tym względzie zmienia, ale bardzo powoli i chyba nie do końca tak jak powinno. Tymczasem skoki pokazują, że trzeba stworzyć cały system, a potem długo, długo czekać na jego efekty. W piłce takiego systemu nie ma, dlatego w najbliższych latach nie staniemy się piłkarską potęgą, jaką (powiem to na własną odpowiedzialność) stajemy się powoli w skokach. Jeśli nie zaczniemy lepiej wychowywać młodzieży to zawsze będziemy tylko klepać bulę skoczni zwanej Wielka (Krokiew) Piłka. Jeśli zaczniemy to pozostanie nam się łudzić, że sukcesy przyjdą szybciej niż po 11 latach…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24