Premier League w pigułce: Canarinhos w natarciu (cz. 22)

Filip Błajet
Pardew specjalizuje się w remontadach, nad Liberty Stadium powiało karnawałem w Rio, a Arsenal im mniej jest Arsenalem, tym skuteczniej gra.

Pardew back from the dead
Spotkanie Burnley prezentowane jako pierwsze w Match of The Day, czyli w głowie się nie mieści. Drużyna, znana z tego, że niewiele strzela i niewiele traci, nagle stała się uczestnikiem radosnego futbolu w starciu z Crystal Palace. Mimo że ekipa Seana Dyche’a zaczęła bombowo, to ostatecznie remontada zakończyła się sukcesem Orłów. Przy okazji było to pierwsze zwycięstwo londyńskiej drużyny w historii Premier League, kiedy to musiała odrabiać dwubramkową stratę.

Alan Pardew robi cuda na Selhurst Park? Utrzymanie w lidze wydaje się powoli pewnikiem, a formą imponuje Dwight Gayle, który w ostatnich trzech meczach cztery razy trafiał do siatek rywali. The Clarets z kolei mogą pluć sobie w brodę, bo wypuścili z rąk pewne zwycięstwo, a i przy wyniku remisowym mieli kilka okazji na zmianę rezultatu. Na uwagę zasługuje także konsekwencja Seana Dyche’a – menadżer Burnley po raz 8 z rzędu wystawił taką samą wyjściową jedenastkę. Każdy inaczej rozumie potrzebę rotacji.

Chelsea w brazylijskich rytmach
Życie na Liberty Stadium po odejściu Bony’ego zaczęło się od mocnych pięciu ciosów prosto w szczękę. W Walii Chelsea zabawiała się w rytm brazylijskiej samby, a błyszczeli szczególnie Diego Costa, Oscar i Willian. Trio Latynosów raz za razem rozrywało defensywę Swansea i zatrudniało do roboty Łukasza Fabiańskiego. Imponował wysoki pressing The Blues, z którym Łabędzie kompletnie nie mogły sobie poradzić, a przecież z dobrego operowania piłką Walijczycy słyną – drużyna Garry’ego Monka nie oddała żadnego celnego strzału na bramkę Cecha.

Na przeciwnym biegunie były akcje londyńczyków. Ekipa Jose Mourinho z łatwością wymieniała podania, nie brakowało zagrań z krótkiej piłki i błyskawicznych przyspieszeń. Portugalczyk po meczu przyznał, że za nic w świecie nie spodziewał się aż tak wysokiego rezultatu, a zaskoczyć The Special One to przecież nie lada wyczyn.

Zmartwychwstały Elia
Naśmiewano się z transferu Elii do Southampton, a wygląda na to, że Ronald Koeman znowu ma rację. Zawodnik sprowadzony z Werderu najpierw z dobrej strony pokazał się w meczu z Manchesterem United, a z Newcastle ustrzelił dublet i zapewnił Świętym trzecie z rzędu wyjazdowe zwycięstwo, co jest ich rekordem w Premier League. Może Holender po prostu potrzebował Holendra? W końcu przez cały pobyt w Bremie tylko 4 razy trafił do siatki, a w Premier League już po dwóch spotkaniach ma dwa trafienia na koncie.

Forma Southampton pokazuje, że ich wyczyny już nie tylko trzeba szanować, ale także należy się ich bać w kontekście walki o pierwszą czwórkę. Z kolei Sroki przegrały kolejne starcie, w którym były lepsze, a pod wodzą Carvera zdobyły tylko jeden punkt. Kiedy Mike Ashley zatrudni jakiegoś menadżera na stałe?

Mało arsenałowy Arsenal
Tak dobrego, skoncentrowanego i konsekwentnego Arsenalu w tym sezonie jeszcze nie widzieliśmy. Mecz na Etihad pokazał, dlaczego w Kanonierach w ogóle upatrywano kandydata na mistrza Anglii. Bezbłędna defensywa, świetny Sanchez, znakomity Coquelin, a do tego skuteczny Cazorla. Choć ekipa z północnego Londynu zagrała być może wbrew filozofii Arsene’a Wengera, to pokazała futbol dojrzały i zabójczo skuteczny. Zespół z Emirates jeszcze się rozpędzi?

Gorzej wyglądało to dla Manchesteru City. Choć zespół Pellegriniego zbudowany został za ogromne pieniądze, to ciężko pozbyć się wrażenie, że brakuje tam kreatywności. Szczególnie, gdy Fernandino i Fernando, czyli piłkarze podobni do siebie nie tylko pod względem fizycznym, grają razem w środku pomocy. Zatrważająca jest także zależność The Citizens od Yaya Toure, bez którego rzadko kiedy mistrzowie Anglii wygrywają meczu. Chilijski menadżer musi wymyślić nowe rozwiązania, ciekawe niż dośrodkowania Navasa na niezbyt rosłego Aguero.

Tygrys stracił pazur
Manchester United dalej strasznie nudzi, a kibiców przeraża nieskuteczność Falcao. Kolumbijczyk z łatwością dochodzi do strzeleckich sytuacji, ale kiedy już ma przed sobą tylko bramkarza, to pojedynki zazwyczaj przegrywa. Gdyby na miejscu El Tigre w sobotnie popołudnie znalazł się Charlie Austin, to prawdopodobnie zakończyłby mecz z hat-trickiem. Cieszyć van Gaala może za to James Wilson. Młody Anglik imponuje ambicją, walecznością i łatwością gry na kilku pozycjach na boisku. Bramką strzeloną z QPR prawdopodobnie zapewnił sobie plac w meczu z Huddersfield, a jeśli tam potwierdzi dobrą formę, to i w Premier League holenderski szkoleniowiec powinien przemyśleć poważnie jego kandydaturę.

Z kolei Redknapp, mimo kolejnej porażki, jest pewien swojej posady. Podobnie jak pewnym umiejętności swojego szkoleniowca jest Tony Fernandes, który w żadnym wypadku nie zamierza zwalniać Anglika. Kibice odetchnęli z ulgą – deadline day odbędzie się z Arry’m.

[nbsp]Liczba kolejki:

8 - tyle razy z rzędu taką samą wyjściową jedenastkę do boju wypuścił Sean Dyche.

obserwuj autora na twitterze: filipmfn

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24