Premier League w pigułce: Pardew znowu żywy (cz. 10)

Filip Błajet
Alan Pardew
Alan Pardew Wikimedia Commons
Obrona Świętych imponuje, z kolei piłkarze Manchesteru United zdecydowanie nie imponują inteligencją boiskową, a Alan Pardew zmartwychwstał w dzień Wszystkich Świętych. 10 kolejka Premier League za nami!

„To nie było mądre”

Manchester United ma w tym roku szczęście do kontuzji i głupich zachowań swoich piłkarzy. Wystarczy czekać aż ktoś to połączy i dozna urazu np. myjąc zęby. Do tej pory mieliśmy już szalonego Rooneya w meczu z West Hamem, wiecznie zdziwionego Rafaela w starciu z Leicester, a nie minął nawet tydzień, odkąd Louis van Gaal narzekał na mało inteligentne zachowanie Robina van Persiego po strzeleniu gola. Wszystkich ich przebił jednak Chris Smalling, który w derbowym starciu zarobił dwie niesamowicie głupie żółte kartki. Co miał w głowie angielski defensor, gdy przeszkadzał Joe Hartowi rozpocząć grę? Nie wie tego z pewnością także holenderski szkoleniowiec, a czerwona kartka dla Smallinga była kluczowa dla dalszych losów spotkania. Osłabione Czerwone Diabły przegrały po golu Aguero, Rojo doznał kontuzji barku i w następnym spotkanie LVG znowu będzie musiał eksperymentować. McNair, Blackett, Jones, a może Carrick w środku obrony?

Inna sprawa, że Manchester City wcale nie zaimponował i ciężko być zachwyconym postawą The Citizens. Ekipa Pellegriniego, mimo że przez ponad 40 minut grała z przewagą jednego zawodnika, uzyskała tylko 52% posiadania piłki, a to goście byli bliżej wyrównania, niż gospodarze zdobycia drugiego gola. – Jestem bardzo zadowolony z trzech punktów. Derby to derby, musisz je wygrać, a my je wygraliśmy – powiedział rozpromieniony Pellegrini. I ma racje.

Back from the dead

Jedna z głównych maksym piłki nożne brzmi „jednego dnia jesteś bohaterem, drugiego dnia jesteś zerem” z tym, że działa ona w dwie strony. Alan Pardew właśnie zalicza tą drugą ścieżkę. Po pierwszych siedmiu meczach sezonu mało kto decydował się bronić angielskiego szkoleniowca. Teraz, po trzech ligowych zwycięstwach z rzędu, nikt nie ośmieli się wspomnieć o zwolnieniu menadżera Srok. W meczu z Liverpoolem zwycięstwo zapewniła szczelna defensywa, sprytny Ayoze Perez i fatalni The Reds. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy ekipa Brendana Rodgersa jest w dołku, to starcie na St. James Park rozwiało wszelakie możliwości. Wicemistrzowie Anglii grali bez ładu i składu, a jedyne co mogą zrobić fani liverpoolczyków przed spotkaniem z Realem w Madrycie, to zapalczywie się modlić. Tymczasem hasło #RodgersOut staje się coraz bardziej popularne na twitterze…

Zimny łokieć

Swój pierwszy mecz w Premier League zaliczył Marcin Wasilewski. Jego ekipa przegrała po samobójczym trafieniu Estabana Cambiasso. Aby zrozumieć ogrom pecha Lisów, trzeba powiedzieć, że Argentyńczyk to nie jest piłkarz pokroju Richarda Dunne’a czy Martina Skrtela i było to jego dopiero pierwsze samobójcze trafienie podczas jego 362 występów na europejskich stadionów. Z kolei polski zawodnik dał się zapamiętać głównie z tego, że wymierzył bardzo soczysty łokieć wprost w szczękę Saido Berahino. Tym samym były defensor Anderlechtu prawdopodobnie zostanie zawieszony na kilka spotkań i za szybko nie powiększy swojego dorobku występów w Premier League.

Cisza

Chelsea wygrało z QPR, choć męczyło się z beniaminkiem niemiłosiernie, ale Jose Mourinho najbardziej wściekł się na brak dopingu. - Na tę chwilę ciężko gra się nam w domu, gdyż mecz toczy się jak na pustym stadionie – mówił wściekły Portugalczyk. Z kolei fani The Blues zaczęli narzekać na ceny biletów i koło się zamyka. Najważniejszym wnioskiem sobotniego meczu jest jednak to, że ekipa ze Stamford Bridge potrafi wygrywać nawet wtedy, kiedy jej nie idzie. A przecież właśnie to jest wyznacznikiem mistrzowskich, wielkich drużyn. Przy okazji Eden Hazard po raz kolejny potwierdził, że jest piłkarzem, który może brać na barki grę zespołu w najtrudniejszych momentach. Redknapp jednak także ma powody do umiarkowanego optymizmu. Queens Park Rangers powoli wygląda jak drużyna, a przy okazji ma w składzie Charliego Austina, który wreszcie zaczął grać na miarę oczekiwań. Utrzymanie się w elicie już wcale nie wydaje się takie utopijne…

Święta obrona

Southampton miał spadać z ligi i widać się z Championship z drużynami pokroju Fulham czy Birmingham City. Nic z tego. Święci nie tylko nie zamierzają zlecieć z hukiem z elitarnej Premier League, ale dodatkowo usadowili się w samym czubie tabeli tuż za liderującą Chelsea. Co ciekawe, Święci imponują przede wszystkim w obronie, mimo że z zespołu odeszło trzech podstawowych defensorów. Nikt nie płacze za Lovrenem, Shawem i Chambersem, jako że Alderweireld, Clyne i Bertrand znakomicie odnajdują się w swoich rolach. Ekipa Ronalda Koemana, w której za Borucem też nikt raczej nie płacze, straciła do tej pory tylko 5 goli. Druga najlepsza defensywa jest o pięć bramek gorsza. Kto by się tego spodziewał przed sezonem? Co prawda dla Świętych mecze z potentatami dopiero nadchodzą, ale to właśnie faworyci powinni się martwić. Tadić, Pelle i spółka mogą zagrać bez żadnego obciążenia psychicznego i tym samym sprawić kilka niespodzianek.

Ciekawe liczby:

Esteban Cambiasso strzelił swojego pierwszego samobója w 362 meczach na europejskich boiskach.
To najgorszy start Manchesteru United od 1986 roku. Miesiąc po nim klub objął Sir Alex Ferguson.
Aston Villa przegrała już 6 meczów z rzędu. Ostatni raz tak słabo The Villans prezentowali się w 1967 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24