Od początku spotkania przewagę optyczną mieli piłkarze Brendana Rodgersa. Potrafili dłużej utrzymać się przy piłce, podchodzić bliżej bramki przeciwnika i stwarzać sobie pod nią groźne okazje. Ich problemem była jednak skuteczność.
Po raz pierwszy groźnie zrobiło się już w ósmej minucie gry, kiedy po podaniu Coutinho na bramkę gospodarzy uderzał Raheem Sterling. Niemal dziesięć minut potem ten sam angielski zawodnik sprytnie wstrzelił piłkę w pole karne, a Joel Robles w ostatniej chwili zablokował starającego się uderzać Jordona Ibe’a.
W 27. minucie meczu Ibe znów dał o sobie znać, kiedy oddał potężny strzał z dystansu, ale wtedy The Toffees uratował słupek. Do przerwy nie wydarzyło się już nic szczególnego, na co można by zwrócić uwagę, choć inicjatywa wciąż była po stronie gości.
Po przerwie było jeszcze gorzej. Obie drużyny wyszły na drugą połowę z wyraźnym zadaniem nie przegrania tego pojedynku i zamurowania dostępu do własnej bramki. Tempo widowiska spadło jeszcze bardziej, a do tego oglądaliśmy mniej okazji podbramkowych.
Everton w zasadzie miał tylko jedną, kiedy w końcówce meczu po strzale Colemana i rykoszecie od Sakho fantastycznie w bramce interweniował Simon Mignolet. Pod bramką Roblesa zawrzało kiedy nożycami uderzał Gerrard i kiedy z ostrego kąta strzelił Raheem Sterling. Za pierwszym skutecznie interweniował bramkarz, za drugim obrońca.
Bezbramkowy remis nie poprawia sytuacji żadnej z tych dwóch drużyn. Liverpool ma aktualnie cztery punkty straty do czwartego miejsca, a zajmujący aktualnie tą lokatę Manchester United swój mecz zagra jutro. Everton jest dziesiąty.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
