Stevanović: Kiedyś byłem jak Dani Alves

Jakbu Guder / Gazeta Wrocławska
- Wydaje mi się, że w Holandii gra się bardziej otwarty futbol. W Polsce myśli się więcej o defensywie. Tam treningi i sama gra podporządkowane są zdobywaniu bramek - mówi nowy pomocnik Śląska Wrocław, Dalibor Stevanović.

Zawsze był Pan ofensywnym zawodnikiem?
Nie uwierzycie, ale zaczynałem jako prawy obrońca. Grałem na takiej pozycji, jak Dani Alves albo Piotr Celeban w ostatnim meczu (śmiech). Miałem dobrą technikę, więc jako 8-9-latek walczyłem z chłopakami starszymi od siebie o 2-3 lata. Ale gdy skończyłem 10 lat, inni mieli już 13, no i byłem na boisku najmniejszy. W końcu któryś trener powiedział: "Ty jesteś za mały na obrońcę, nie możesz skakać do piłek, nie możesz walczyć...". Tak właśnie wylądowałem w pomocy.

A pamięta Pan swój pierwszy trening piłkarski?
Miałem 5,5 roku. Zaprowadził mnie na niego ojciec - wielki fan futbolu. Sam z powodzeniem grał w halówkę. Nie miał warunków, by zrobić karierę w dużym futbolu. Pochodził z biednej rodziny i czasem z chłopakami nie mieli nawet prawdziwej piłki, tylko taką kartonową.

W Słowenii futbol jest najbardziej popularnym sportem? Bo gdy zapytać polskiego kibica, potrafi wymienić więcej nazwisk słoweńskich skoczków niż piłkarzy. Futbolistów to chyba tylko czterech: Zahović, Ceh, Elsner i... Stevanović.
(śmiech) No tak - narty są bardzo popularne w Słowenii, szczególnie zimą. Mamy zresztą kilku dobrych sportowców, którzy jeżdżą czy skaczą na nartach, więc wszyscy śledzą ich wyniki. Ale generalnie wszyscy też interesują się piłką. No i koszykówką.

Wielu piłkarzy z zagranicy mówi, że atutem naszego kraju są piękne kobiety. Zgadza się Pan z tym?
(śmiech) Co prawda jestem żonaty, ale mogę przyznać rację. Nie będę miał przez to problemów. Z tego, co widzę we Wrocławiu, to dziewczyny są rzeczywiście piękne, ale to normalne dla krajów na wschodzie - Ukrainy czy nawet Rosji. Chociaż wciąż są minimalnie za tymi z byłej Jugosławii i Słowenii (śmiech).

Zawsze zastanawiam się, co myśli sobie piłkarz, który nagle dostaje ofertę z Polski - gdzie to jest? Co oni tam jedzą?
Nie, nie - ja dużo wiedziałem o Polsce, zanim tu przyjechałem, bo miałem kilku znajomych, którzy grali tutaj w różnych klubach. Wiedziałem, że to poważny kraj, który tak jak Słowenia jest w Unii Europejskiej. Że jest tu kilka dobrych klubów, dobrzy piłkarze. Mało wiedziałem o samym Śląsku, ale o Polsce całkiem sporo.

Znał Pan jakichś polskich piłkarzy wcześniej?
Przeważnie tych, którzy są ważnymi postaciami w reprezentacji, jak Lewandowski z Borussii. Zresztą macie tam chyba trzech zawodników. Ogólnie w Bundeslidze jest dużo Polaków.

A Polacy w Holandii...?
Nie przypominam sobie...

Jerzy Dudek?
A tak, ale to było 10 lat temu, zanim jeszcze przeszedł do Liverpoolu (śmiech).

A teraz co myśli Pan o Polsce, o ludziach, którzy tu mieszkają? Może ma Pan jakieś ulubione polskie danie?
Słyszałem o pierogach, nawet próbowałem (śmiech). Nie mogę powiedzieć, że je pokochałem, ale są OK. Może jak będę tu dłużej, to będę jadł częściej pierogi.

Teraz Pan sam gotuje?
Nie - mieszkam i jem w hotelu. Wciąż szukam mieszkania, bo już wkrótce ma do mnie przyjechać żona z dzieckiem.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że w Polsce nie tylko Śląsk był zainteresowany Pana pozyskaniem. To z którego klubu była jeszcze oferta?
To już przeszłość. Teraz jestem we Wrocławiu, więc nie ma sensu o tym mówić.

To może chociaż zdradzi Pan, czy był to zespół z ligowej czołówki.
... tak, był lepszy niż gorszy (uśmiech).

Dużo czasu spędził Pan w lidze holenderskiej, w Vitesse Arnhem - czym ta liga różni się od polskiej?
Wydaje mi się, że w Holandii gra się bardziej otwarty futbol. W Polsce myśli się więcej o defensywie. Tam treningi i sama gra podporządkowane są zdobywaniu bramek. Dlatego zresztą pada tam tyle goli. Nie mogę powiedzieć, która liga jest lepsza - polska czy holenderska. Są zwyczajnie inne.

Występy w Holandii to był najlepszym okres w Pana karierze?
Tak - to było dwa i pół roku, kiedy czułem się bardzo dobrze. Mieliśmy dobrą drużynę, kilku świetnych trenerów. To jednak przeszłość. Teraz trzeba się skoncentrować na tym, by zdobywać punkty we Wrocławiu.

A gdyby miał Pan porównać Dalibora Stevanovicia grającego dla Vitesse i tego ze Śląska, to jest już ten sam poziom czy potrzebuje Pan czasu?
Oczywiście potrzebuję jeszcze trochę czasu, by przystosować się do tego futbolu, ale i do wszystkiego, co mnie otacza. Trudno mi jest mówić o tym, jak grałem w Holandii, jakie są moje zadania tutaj itd. Znam swoją pracę, postaram się jak najszybciej zmobilizować, by zespół miał jak najlepsze wyniki, bo nie zaczęliśmy zbyt dobrze. Szczególnie mecz z Legią był okropny i w mojej opinii dość pechowy. Bramka po 40 sekundach, potem druga, po 30 min, czerwona kartka... Nie możemy sobie wytykać błędów. Nie możemy pokazać palcem Pietrasiaka i powiedzieć, że to przez niego, bo przecież to jest futbol - to mogło się stać każdemu: jemu, mnie czy tobie.

Grał Pan wcześniej w takim meczu, jak ten z Legią?
Szczerze powiem, że w ogóle nie pamiętam, żebym kiedykolwiek przegrał tak wysoko, a już na pewno nie na własnym boisku.

Jak się Pan czuje fizycznie po tych pierwszych spotkaniach? Część fachowców mówiła, że na przykład w meczu z Legią byliście o tempo wolniejsi niż rywale.
Jeśli grasz w dziesiątkę przeciwko Legii i jeszcze masz w plecy trzy bramki, to jest naprawdę ciężko, bo rywal wie, że kontroluje sytuację. Może byliśmy zmęczeni, a może nie. Jedni powiedzą, że tak było, inni będą mieli całkiem inną opinię. Ja nie jestem tutaj po to, aby się w takich sprawach wypowiadać. To rola trenera. Nie jesteśmy w takiej formie jak na Cyprze. Tam zagraliśmy kilka dobrych spotkań i jak najszybciej musimy do tego wrócić, bo potrzebujemy punktów w walce o mistrzostwo. Musimy popracować szczególnie przy stałych fragmentach, bo w pierwszych dwóch spotkaniach straciliśmy cztery gole właśnie po rzutach rożnych i wolnych. Musimy się obudzić.

Sebastian Mila po przegranym meczu zamyka się podobno w pokoju i z nikim nie rozmawia - a Pan?
To normalne. Kiedy przegrywam mecz, to żona wie, że nie można się ze mną dogadać aż do następnego dnia (śmiech). Szczególnie po takim meczu jak ten z Legią: myślisz, co było nie tak, gdzie pojawiły się błędy. To wszystko kłębi się w głowie.

Gazeta Wrocawska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24