Stranieri w Lechu: Sawaneh nie przebił się w Ekstraklasie, błysnął w lidze belgijskiej

Wojciech Maćczak
Ebrahim Ibou Sawaneh
Ebrahim Ibou Sawaneh BELGA
To bardzo dobry przykład zawodnika z ogromnym potencjałem, na którym nie poznali się szkoleniowcy w naszej lidze. Ebrahim Ibou Sawaneh trafił do Lecha w 2004 roku jako dobrze wyszkolony, ale wątły i słaby fizycznie gracz. Po dwóch latach poznaniacy zrezygnowali z jego usług, a ten odszedł do Belgii i… tam pokazał pełnię swoich umiejętności.

Sawaneh urodził się w Serrekundzie, 400-tysięcznym mieście na wschodzie Gambii, położonym nad Oceanem Atlantyckim. Z ojczyzny wyemigrował wraz z rodziną w wieku czterech lat, przenosząc się do Niemiec i zyskując obywatelstwo kraju naszych zachodnich sąsiadów. Właśnie po drugiej stronie Odry młody zawodnik stawiał pierwsze kroki w futbolowym rzemiośle – jako junior był graczem BSC S/W 1919 Fraknfurt, SC Steinberg 1953, SG Dietzenbach oraz SG Rosenhöhe 1895 Offenbach.

We wrześniu 2004 roku trafił do Polski. Początkowo pojawił się na testach w Cracovii, ale tam nie zdecydowano się na zatrudnienie 18-letniego zawodnika. Później postanowił spróbować swoich sił w poznańskim Lechu. – Gdy do nas przyjechał, miał zaledwie 18 lat. Był bardzo szybki, zaawansowany technicznie, ale jeszcze taki dzieciaczek, chucherko. Zaaklimatyzował się jednak, a zespół go polubił. Zaimponował mi, bo bardzo szybko nauczył się polskiego i mówił naprawdę dobrze – wspominał go ówczesny trener „Kolejorza” Czesław Michniewicz.

Na testach w Poznaniu szybko przypadł do gustu sztabowi szkoleniowemu, który zdecydował się włączyć go do zespołu. – Dzień przed planowanym sparingiem część zespołu zrobiła tzw. wkupne, a ja akurat o tym nie wiedziałem. Ibou na tej imprezie nie było, a później strzelił trzy bramki, więc pomyśleliśmy: "Ale nam się talent trafił". Potem wszyscy żartowali, że gdyby nie ta impreza, to by nie został w Lechu – mówił Michniewicz.

Ebrahim zyskał aprobatę trenerów, ale do kadry mógł zostać włączony dopiero wiosną 2005 roku. A to ze względu na skomplikowaną umowę z poprzednim pracodawcą, a także na problemy z uzyskaniem certyfikatu. Gdy formalności zostały załatwione, kolejnym problemem zawodnika okazała się konkurencja w zespole. Sawaneh był zawodnikiem szybkim i bardzo dobrze wyszkolonym technicznie, przy tym jednak słaby fizycznie, o czym zresztą mówił Michniewicz. A konkurencja w zespole była spora.

Niekwestionowaną pozycję w ataku miał wówczas Piotr Reiss, obok niego występował najczęściej Zbigniew Zakrzewski lub Krzysztof Gajtkowski. Wyżej od Gambijczyka sztab szkoleniowy cenił również umiejętności Damiana Nawrocika oraz Marcina Wachowicza. Nic dziwnego, że przy tak dużej konkurencji na dwa miejsca w ataku szanse na grę Sawaneha były iluzoryczne, zawodnik zdołał jedynie zadebiutować w Ekstraklasie. Jego jedynym występem w rundzie wiosennej sezonu 2004/05 był trzyminutowy epizod w spotkaniu 26. kolejki z Polonią Warszawa.

Latem mogło wydawać się, że notowania Sawaneha w Poznaniu wzrosły. Zawodnik wchodził z ławki w spotkaniach Pucharu Intertoto z Karvanem Yevlax oraz RC Lens. W lidze było jednak podobnie jak dotychczas, a nawet jeszcze gorzej, bo stan posiadania Lecha jeżeli chodzi o napastników wzrósł o włączonego z rezerw Pawła Buzałę. Ibou znów zaliczył tylko jeden ligowy występ – przebywał na boisku przez 24 minuty w spotkaniu z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Zagrał również w meczu Pucharu Polski z Okocimskim Brzesko – przebywał na boisku przez całą drugą połowę, do tego strzelił bramkę, która była jego jedynym trafieniem w pierwszym zespole Lecha.

Skrót meczu z Groclinem, Sawaneh pojawia się w akcji od 5:15:

Zimą Michniewicz zrezygnował z usług Sawaneha, który został przesunięty do trzecioligowych rezerw. To nie była dla niego żadna nowość, bowiem już wcześniej często występował w drugim zespole. Przez cały pobyt w Poznaniu zdobył dla drużyny Leszka Partyńskiego sześć goli.

Po zakończeniu sezonu wygasł kontrakt Sawaneha z Lechem. A że był to czas fuzji z Amiką Wronki, w którym Franciszek Smuda składał z dwóch zespołów jedną ekipę, nikt specjalnie nie przejmował się młodym Gambijczykiem z rezerw. Ibou próbował jeszcze swoich sił w Cracovii, ale ponownie nie przekonał do siebie sztabu szkoleniowego „Pasów”. W czerwcu 2006 roku zdecydował się więc na wyjazd z Polski. – Lech nie walczył o to, abym został, ale ja też nie dawałem wtedy powodów, żeby wierzyć, iż moja kariera tak dobrze się rozwinie. Dlatego nie mam pretensji do działaczy Lecha, a sam pobyt w klubie wspominam wspaniale. To był pierwszy zawodowy zespół w mojej karierze, mnóstwo się tam nauczyłem – mówił niedawno w rozmowie z „Super Expressem”.

Jesienią kolejnego sezonu zawodnik pozostawał bezrobotny, a wiosną zahaczył się w belgijskim drugoligowcu, KSK Beveren. Początek miał bardzo przeciętny – cztery występy i jedna strzelona bramka wrażenia nie robią. W następnych rozgrywkach odpalił jednak na dobre – zagrał w 34 meczach, strzelił 21 goli. Stał się gwiazdą drugiego stopnia rozgrywkowego w Belgii, nic więc dziwnego, że wzbudził zainteresowanie klubów Jupiler Pro League.

Latem 2008 roku trafił do KV Kortrijk, którego zawodnikiem był przez następne cztery lata. Wiodło mu się różnie – w pierwszym sezonie zagrał w dziewiętnastu meczach, nie strzelając żadnego gola. Błysnął w kolejnym, gdy zaliczył zdecydowanie lepszy bilans – 35 występów (w tym 31 w podstawowym składzie) i osiem bramek. Sezon 2010/11 był dużo gorszy – po tym, jak jesienią ani razu nie wpisał się na listę strzelców, na wiosnę został wypożyczony do KV Mechelen. Tam jednak również szału nie było – jedenaście występów i jeden gol to z pewnością mniej, niż oczekiwano od tego gracza.

Skrót meczu Club Brugge – Kortrijk, w którym Ibou strzelił dwa gole:

Kolejne rozgrywki również spędził na wypożyczeniu – trafił do beniaminka belgijskiej Ekstraklasy, klubu RAEC Mons. Tam wyraźnie odżył, zagrał w 36 meczach i strzelił 8 goli. Do Kortrijk jednak nie wrócił – przed rozpoczęciem poprzedniego sezonu został graczem nowego zespołu w Jupiler Pro League, Oud-Heverlee Leuven.

Skrót meczu Mons – Standard Liege (1:1), gol Ibou od 3:11:

Tam spisywał się rewelacyjnie, a ubiegłoroczne rozgrywki były zdecydowanie najlepsze w jego karierze. Zdobył dziewiętnaście goli w 36 występach, co dało mu trzecie miejsce w klasyfikacji strzelców. Więcej goli zdobyli jedynie Carlos Bacca z Clubu Brugge oraz Ilombe Mbouo z Gent, tyle samo co były lechita miał Dieumerci Mbokani z Anderlechtu.

Poniżej trzy gole Ibou w meczu z Clubem Brugge:

Na początku obecnych rozgrywek Savaneh zagrał w czterech meczach, po czym został wypożyczony do katarskiego Muaither SC. Tam zaliczył 10 występów, strzelił dwa gole, a na wiosnę wrócił do Oud-Heverlee. Dotychczas zdążył zagrać w trzech meczach (dwa w podstawowym składzie), gola jeszcze nie strzelił.

Wypowiedź Ibou z poprzedniego sezonu:

Ebrahim w stolicy Wielkopolski praktycznie nie zaistniał, a jak pokazały jego późniejsze występy, był to ciekawy zawodnik z ogromnym potencjałem. Zawodnik zaliczył kilka niezłych sezonów w Belgii, co pozwala sądzić, że jakby Lech na niego postawił, to mógłby dać jego kibicom sporo radości. A może to właśnie odejście do Belgii wyzwoliło jego talent, a pozostając w Poznaniu stoczyłby się tylko w przeciętność? Dziś możemy już tylko gdybać.

Sam zawodnik podkreśla natomiast, że bardzo dobrze wspomina pobyt w Poznaniu, o czym świadczy przytoczona wcześniej wypowiedź. A także jej ciąg dalszy, na temat przejścia do Lecha jego rodaka Kebby Ceesaya. – O Lechu zawsze dobrze mówię, poleciłem nawet ten klub mojemu rodakowi. Zanim Keba Ceesay podpisał tam kontrakt, zapytał mnie o zdanie. Chwaliłem i klub, i miasto – mówił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24