Szczęście sprzyja mistrzom [KOMENTARZ]

Bartłomiej Krawczyk
Lechia pokonała Cracovię 4:2
Lechia pokonała Cracovię 4:2 Karolina Misztal / Polska Press
Nawet największym piłkarskim fajtłapom zdarzają się czasem przebłyski geniuszu. Bardzo rzadko jednak przytrafią się one wtedy, gdy są naprawdę potrzebne, w kluczowych momentach błyszczą bowiem tylko ci najlepsi.

"Przyjdź zobaczyć jak gra lider!" - takim hasłem swoich kibiców zapraszała na sobotni mecz Lechia Gdańsk. I choć przez prawie całą pierwszą połowę można było zastanawiać się, czy aby przypadkiem lider przedwcześnie nie wymienił się koszulkami z 13. zespołem ligowej stawki, gdańszczanie przypomnieli, co odróżnia klasę mistrzów od przebłysków geniuszu przeciętniaków – moment jej prezentacji. Szczęśliwe przypadki wprawdzie chodzą po ludziach, ale sprawić, by pojawiały się w chwili największej potrzeby - to prawdziwe wyzwanie.

Powiedzieć, że Lechia znajdowała się w tarapatach to tak, jakby stwierdzić, że sytuacja ekonomiczna Somalii mogłaby być ciut lepsza. Budziński, Dąbrowski, Mihalik, Piątek grali tak, jakby obrońców Lechii posadzili na karuzeli, a następnie zakręcili nią tak mocno, że dalszy chód w linii prostej łatwiejszy byłby po całonocnej, suto zakrapianej imprezie. Jak zauważył na pomeczowej konferencji prasowej trener Jacek Zieliński, stwarzając tyle doskonałych okazji na boisku lidera, nie mieli prawa tego przegrać. A zatem, skoro było tak dobrze, dlaczego skończyło się tak źle?

Najprostsza wydaje się taka odpowiedź - Lechia po prostu wykorzystała więcej swoich okazji niż Cracovia. I w gruncie rzeczy o to chodzi w piłce, a cała reszta jest tylko interpretacją tych, którzy na mecz patrzą z boku. Mimo wszystko, zamiast pastwić się nad skutecznością jednych i zachwalać w tym samym aspekcie drugich, warto zwrócić uwagę na nadzwyczajną, jak na naszą ligę, kreatywność, a przede wszystkim – precyzję. Nie kiksy, nie pomyłki sędziego i nie chaotyczne dośrodkowania „na aferę” wykreowały sytuacje bramkowe, ale określony zamysł, który został zrealizowany w niemal stu procentach. Gospodarzom tego zamysłu przez bardzo długi czas brakowało. W pierwszej połowie, aż do gola Ariela Borysiuka, nie potrafili oddać celnego strzału, a swoją grę opierali na indywidualnych zrywach lub długich piłkach za plecy obrońców. Oczywiście niedokładnych. Nie wychodziło nic.

Aż tu nagle zaczęło wychodzić wszystko. Nagle Sławczewowi wyszło zagranie piętą, a Borysiukowi wreszcie udało się trafić w bramkę. Nagle wszystkie piłki zaczęły dochodzić do Kuświka, który najpierw wywalczył karnego, a kilka minut później z zimną krwią zwieńczył akcję bułgarskiego kolegi i posłał piłkę obok bramkarza, co zbyt często nie udawało się zawodnikom Cracovii. Po stronie Lechii była tego dnia skuteczność, ale nie byłoby o czym mówić, gdyby jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, od piętki Sławczewa, piłki nie zaczęły dochodzić dokładnie tam, gdzie miały. A wszystko co dobre, ta seria szczęśliwych przypadków, zaczęła się w momencie, gdy gospodarze powinni przegrywać różnicą co najmniej trzech goli.

Nawet największej klasowej fajtłapie zdarzy się czasem założyć siatkę wymiataczowi z reprezentacji szkoły, ale rzadko kiedy uda się taką sztukę powtórzyć. Nie jest przypadkiem, że gola wolejem na wagę zwycięstwa w Lidze Mistrzów strzelił właśnie Zidane, że w lizbońskim finale Champions League wyrównał akurat Ramos, a gola z Grecją dającego Anglikom awans do azjatyckich mistrzostw świata strzelił w doliczonym czasie David Beckham. Choć trudno porównywać status Lechii do klasy wspomnianych legend, nie można powiedzieć, że jest z liderem z przypadku, w innym razie Piotr Nowak nie miałby szans, aby być pierwszym trenerem od czasów Tomasza Kafarskiego, który przepracuje w Gdańsku cały sezon. Jego zespół potrafi włączyć precyzję w najbardziej odpowiednim momencie.

I potrafi się z tego cieszyć, co pokazał Simeon Sławczew, który ze swojej drugiej asysty cieszył się co najmniej tak, jakby właśnie strzelił gola decydującego o mistrzostwie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24