Warta wyeliminowana z Pucharu Polski przez Wisłę. W roli głównej wystąpił arbiter

Wojciech Maćczak
Wisła Kraków po wyrównanym spotkaniu pokonała w Poznaniu Wartę 1:0 i została pierwszym ćwierćfinalistą tegorocznego Pucharu Polski. Decydującą o awansie bramkę zdobył w 56. minucie Cwetan Genkow, dobijając uderzenie Maora Meliksona z rzutu karnego. Pierwszoplanową postacią spotkania był jednak sędzia Tomasz Wajda, którego decyzje wzbudziły sporo kontrowersji.

Nazwisko zobowiązuje. Andrzej Wajda to bądź co bądź jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów filmowych, moglibyśmy teraz wymieniać dziesiątki jego dzieł, ale w końcu mamy zająć się piłką.

Pierwsza bardzo wątpliwa decyzja arbitra miała miejsce dziesięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy spotkania. Daniel Sikorski padł na murawę w polu karnym Warty. Sędzia chwilowo zawahał się, po czym uznał, że za koszulkę pociągnął go Rafał Kosznik, więc wskazał na „wapno” i ukarał zawodnika gospodarzy żółtą kartką. Na nic zdały się głośne protesty poznaniaków – efektem było kolejne „żółtko”, tym razem dla Michała Jakóbowskiego. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze doszedł Melikson, uderzył od niechcenia w środek bramki, a jego strzał odbił Adrian Lis. Przy dobitce Genkowa golkiper Warty był już bezradny i goście objęli prowadzenie.

Wcześniej oglądaliśmy wyrównane spotkanie. Oba zespoły starały się grać piłką, co lepiej wychodziło Warcie, gracze z Krakowa natomiast mieli wyraźną przewagę fizyczną – byli po prostu silniejsi, lepiej zastawiali się, wygrywali większość pojedynków główkowych. Wyglądało to trochę tak, jakby Wisła celowo dała wyszumieć się rywalowi, by w odpowiednim momencie zaatakować. Oba zespoły stwarzały sytuacje bramkowe, dlatego na boisku było dość ciekawie. Wiślakom w większości okazji brakowało celnego ostatniego podania – zazwyczaj we właściwym momencie znajdował się obrońca, przecinający podanie do potencjalnego strzelca. Tak było chociażby w 23. minucie, gdy Kosznik uprzedził w ostatniej chwili Michała Szewczyka we własnym polu karnym. Z kolei Warta najlepszą sytuację miała w 34. minucie, gdy w ogromnym zamieszaniu pod bramką przeciwnika do siatki o mało co nie trafił Jakóbowski.

Po niezłej pierwszej połowie wynik meczu był otwarty i z ciekawością można było oczekiwać drugiej połowy. Czy Warcie starczy sił, by wciąż atakować, czy może Wisła ruszy do przodu? Odpowiedzi na te pytania niestety nie uzyskaliśmy, bo swój spektakl rozpoczął Wajda. Strzelona z rzutu karnego bramka ustawiła dalszy przebieg spotkania. Poznaniacy, nie mając nic do stracenia ruszyli zdecydowanie do przodu, a rywale groźnie kontratakowali. Chwilami gospodarze zamykali wiślaków na ich połowie, ale nie potrafili wykorzystać przewagi. W 63. minucie bliski zdobycia bramki był Jakóbowski, trzy minuty później próbował ponownie, po czym strzał oddał jeszcze Bartłomiej Pawłowski. Wszystko bez powodzenia.

W 77. minucie arbiter podyktował rzut karny dla gości. Podkreślmy, że to akurat była jedna z niewielu dobrych decyzji w tym meczu. Jedenastkę wykonał Rafał Boguski – trafił w słupek, a następnie dobił swój strzał i pokonał Lisa. Tyle że w międzyczasie piłki nie dotknął żaden inny zawodnik, przez co bramka nie została uznana.

Dobry reżyser trzyma widza w napięciu do ostatnich minut filmu. Tak też uczynił Wajda, który w doliczonym czasie gry nie zauważył nieczystego zagrania. Michał Czekaj ostro interweniował w polu karnym Wisły, próbując zgarnać piłkę z głowy Tomasza Magdziarza. Sędzia nakazał grać dalej. Kilka minut wcześniej warciarze domagali się rzutu karnego po rzekomym zagraniu ręką Kew Jaliensa.

Na trybunach „Ogródka” chyba dawno nie było tak głośno. Do końca spotkania i już po nim słychać było okrzyki „Złodzieje, złodzieje!” oraz inne, nieco mniej cenzuralne określenia arbitrów. Oberwało się również zawodnikom gości. Ostatecznie Wisła wygrała 1:0 i wywalczyła awans do ćwierćfinału.

Ciężko powiedzieć, czy Wisła zasłużyła na awans. Oba zespoły grały w piłkę, a o wyniku zadecydowały decyzje Tomasza Wajdy. Kibice Warty rzucali inwektywami w zawodników rywali, ale ciężko mieć do nich pretensje. Przypomnijmy, że nie tak dawno Wisła została ofiarą innego nieudacznika z gwizdkiem, Adama Lyczmańskiego, który wypaczył wynik meczu z Pogonią. Teraz akurat była beneficjentem błędów sędziowskich, ale kto wie, co będzie w następnym meczu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24