Widzew ukarał Stępińskiego za własne partactwo [KOMENTARZ]

Daniel Kawczyński
Widzew Łódź na własne życzenie, przez własną bierność, nie potrafił zatrzymać u siebie Mariusza Stępińskiego. Teraz porażką usiłuje obarczyć młodego piłkarza, odsuwając go od drużyny. Takie rzeczy tylko w Polsce!

Stadion miejski w Łodzi powstanie na Widzewie. Dla ŁKS mały obiekt z jedną trybuną

Stępiński ma olbrzymi, niekwestionowany talent. Rozwija się w tempie błyskawicznym, wypada lepiej niż chociażby Arkadiusz Milik czy Rafał Wolski na identycznym etapie. Przyszłość przed nim. Jednak na przeprowadzkę jeszcze trochę za wcześnie. Co najmniej pół roku powinien jeszcze zostać w Polsce, dorosnąć piłkarsko, sprawdzić się jako etatowy napastnik w pełnym sezonie. Wtedy Stępiński nie pozostawiłby już żadnych możliwości. Z drugiej strony, szybki wyjazd na Zachód niesie plusy. Jeżeli do skutku dojdzie przeprowadzka do Nuernberg, będzie mógł liczyć na w miarę regularną grę. Biorąc pod uwagę, jak szybko uczy się nowych rzeczy, z powodzeniem nadrobi wszelkie braki.

Jak widać decyzję Stępińskiego można oceniać różnie. Jedno jest pewne - należy ją uszanować. Nie trafiają do mnie głosy zacietrzewieńców argumentujących, że Stępiński powinien zostać przy Piłsudskiego, bo... powinien się odwdzięczyć za promocję. Wyjdźmy wreszcie z ciemnej epoki naiwniactwa. Dzisiaj piłka nożna, to nic innego jak biznes, chęć poszerzania możliwości. Jak ktoś przeskoczył najwyższą poprzeczkę, wręcz musi odejść i to czym prędzej. W żadnym przypadku nie powinien stać w miejscu, nie hamować rozwoju. Potem może żałować, jak Tomasz Jodłowiec, który swojego czasu nie przeniósł się do Stambułu, bo... matka obawiała się wysokiego wskaźnika przestępczości.

Stępiński nie popełni podobnej pomyłki. Jest niebywale zdeterminowany do odejścia, gotów nawet zwrócić 150% dotychczasowych zarobków. O propozycji łodzian nie chce nawet słyszeć. Choć formalnie stał się wolnym zawodnikiem, nie jest związany z Widzewem żadną umową, to na mocy specjalnych przepisów może zostać na alei Piłsudskiego do 30 czerwca na pełnych prawach. Musi otrzymywać wynagrodzenie, nic nie stoi na przeszkodzie, by normalnie grał i trenował.

Niestety, włodarze Widzewa popełnili faux-pas! W poniedziałek Stępiński przyszedł jak co dzień na trening. Na miejscu spotkał się z władzami klubu i trenerem Radosławem Mroczkowskim. Pożyczyli mu powodzenia i oznajmili, że skoro nie ma nowej umowy z Widzewem, to nie chcą go widzieć ani na meczach, ani na nawet treningach, bo muszą pomyśleć o przyszłości i szukać nowych rozwiązań...

Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę mu łeb uciekli... Przecież Widzew ma tylko siedem punktów przewagi nad strefą spadkową, w najbliższym czasie niełatwy rozkład (Lechia, Legia, Podbeskidzie) i wcale jeszcze nie ma w stu procentach zapewnionego bytu. Ktoś powie, że przesadzam, że ta różnica powinna wystarczyć. Zapytam więc, kto spodziewał się, że GKS Bełchatów i Podbeskidzie zniwelują sięgająca ponad piętnaście oczek różnicę i do ostatnich kolejek będą walczyć o pozostanie w Ekstraklasie?

Nasza liga jest nieprzewidywalna. Wiele się może wydarzyć. By jak najszybciej rozwiać wątpliwości, Widzew musi strzelać bramki. Kto więc wobec braku Stępińskiego zagwarantuje siłę rażenia? Słabszy niż zwykle Mariusz Rybicki? Chimeryczny, chwiejny i leniwy Mehdi Ben Dhifallah? Przyzwyczajony już do lewej strony Bartłomiej Pawłowski? Kojarzony od dawna z pozycją defensywnego pomocnika Princewill Okachi? Obecność któregoś z tej czwórki na szpicy nie stanowi absolutnego zapewnienia bramek i skuteczności. A od przymiarek jest okres przygotowawczy.

Trener Mroczkowski tłumaczy, że nie chce już widzieć Stępińskiego, bo ten jest już myślami za granicą, nie skupi się w pełni na grze, a on potrzebuje graczy gotowych dać z siebie sto procent. Tą wypowiedzią szkoleniowiec Widzewa całkowicie się skompromitował. Czy on siebie słyszał? Od początku rundy wiosennej wystawiał Stępińskiego w wyjściowej jedenastce. Ba, uczynił to nawet w piątkowym starciu z Lechem! Czy naprawdę myślał, że do zeszłej niedzieli Stępiński kompletnie nie myślał o tym, co będzie dalej? Czy nie zastanawiał się nad przyszłością? Nie wiedział, czy odchodzi czy zostaje? Naprawdę, o wszystkim miał zacząć myśleć i zadecydować w dniu osiemnastych urodzin? Absurd.

Jasne jest, że Stępiński od dawna zaplanował karierę. I jakoś dawał z siebie sto procent, strzelał bramki, szukał okazji, walczył. Niejednokrotnie przesądził o wyniku spotkania. Tymczasem, gdy oficjalnie ogłosił swoją decyzję, miałby spocząć na laurach? Bzdura! Stępiński to prawdziwy profesjonalista. Grałby tak, jakby nic się nie stało, czyli po swojemu. Ukułby dla Widzewa parę bramek, pomógł rozwiać wątpliwości utrzymania. Kto wie, czy nie dałby z siebie jeszcze więcej, aby zwrócić uwagę przyszłemu pracodawcy, że jest w naprawdę wysokiej formie i warto na niego postawić. Sam zresztą powiedział w wywiadzie, że nie chce słyszeć o plotkach, zapytaniach, tylko o konkretach, bo woli myśleć o piłce.

O co w całym sporze w ogóle chodzi? Tak naprawdę włodarze Widzewa mają żal, że nie przekonały Stępińskiego do pozostania i teraz w ramach zemsty, niepohamowanej chęci odegrania, pragną perfidnie skrzywdzić młodego zawodnika. Po prostu rzucić kłodę pod nogi, podciąć skrzydła i formę. Dla władz Widzewa nie liczy się przyszłość zawodnika, jego dalszy rozwój, a chęć zarobienia pieniędzy. Mają prawo się zdenerwować. Gdy Mariusz zwiąże się już kontraktem z nowym klubem, otrzymają zaledwie niewielki ekwiwalent za wyszkolenie. A mogliby zarobić miliony. Jednak pretensje powinni mieć tylko do siebie.

Jednak, to nie Stępiński zdradził Widzew. Widzew zdradzili jego szefowie, swoją własną niekompetencją, pasywnością i lenistwem. Nie zrobili zupełnie nic, nie poczynili żadnych, nawet najprostszych kroków, by chociaż spróbować zatrzymać go u siebie. Dopiero, kiedy zawodnik skończył 18 lat obudzili się jak niedźwiedź z zimowego snu, naprędce wymyślili kontrakt i chcieli go przedstawić. Tą sprawę należało się zająć kilka miesięcy wcześniej, a nie na ostatni gwizdek. Trzeba było porozmawiać na boku z samym zawodnikiem o zarobkach i długości porozumienia, z menedżerem na temat ewentualnej prowizji i klauzuli, z rodzicami. Negocjować, zmieniać, naciskać, zrobić szum wokół sprawy.

Zarząd wolał siedzieć cicho, jak mysz pod miotłą, do ostatniej chwili. Nawet jeżeli doszło do nieoficjalnych rozmów, o niczym czym nie poinformowano. Nie prowadzono kompletnie żadnego lobby w mediach. Słyszeliście, jak Radosław Mroczkowski otwarcie i zdecydowanie deklarował, że chciałby zatrzymać u siebie Stępińskiego? Słyszeliście jak osoba z zarządu informuje, że prowadzone są rozmowy? Zaproszono kogoś ze Stowarzyszenia Byłych Piłkarzy Widzewa do pomocy w negocjacjach i przekonania młodziana, że na przeprowadzkę jeszcze za wcześnie? Gdzie tam. Każdy tylko czekał.

Co w tej sytuacji mógł zrobić Stępiński? Został potraktowany kompletnie nieprofesjonalnie. Nikt w klubie nie wykonał żadnych działań, które dały do zrozumienia, że chce zatrzymać go u siebie. Co innego mógł zrobić, kiedy klub wyszedł z propozycją dopiero w ostatnim momencie? W ten oto sposób, Widzew stracił wielki talent i wielkie pieniądze, a teraz usiłuje zrzucić winę na zawodnika.

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24