Wstydź się Widzewie, wstydź się! [KOMENTARZ]

Daniel Kawczyński
Z Wisłą Kraków łódzki Widzew rozegrał bez dwóch zdań najgorsze spotkanie w tym sezonie. Jeśli ktoś powie, że to tylko 0:1, niech lepiej spojrzy na okoliczności. Zapewniam, że zmieni zdanie. Kompletny brak walki, ambicji, chęci, pomysłu. Tu wcale nie chodzi o umiejętności piłkarskie, tylko charakter. Charakter, którego zabrakło. Nijak się to miało do buńczucznych, przedmeczowych zapewnień.

Widzew nie wygrał w Krakowie już od 16 lat, bramki nie strzelił od czterech spotkań. Tym razem miało być inaczej. Przed meczem nad Wisłą ciążyła passa sześciu spotkań bez zwycięstwa. Widzew nie przegrał natomiast od trzech spotkań. Czy więc nie była to najlepsza okazja na przełamanie krakowskiej niemocy?

- Wisła nie pokazuje nic szczególnego. Odpadła z Pucharu Polski, raczej nie zagra w europejskich pucharach. Nawet my mamy więcej bramek strzelonych. Nie boję się Wisły, mamy szansę wygrać - zapowiadał z buńczucznością nastolatka, doświadczony Marcin Kaczmarek. Co jak co, ale komuś tak ogranemu nie wypada wypowiadać się w taki sposób.

Miał być wielki mecz, miało być wielkie przełamanie. Wyszedł jeden, wielki kicz. Widzew w zupełnie niczym nie przypominał drużyny z poprzednich pojedynków. Chaos, bezmyślne zagrania na wiwat, niedokładność, straty, błędy. Do tego kompletne pozbawienie dynamiki, koncepcji i - co najważniejsze - waleczności i charakteru.

Tego na pewno nie można było odmówić kibicom. Nie baczyli na decyzję wojewody, wiedzieli, że nie wejdą na stadion. Tymczasem i tak, w grupie półtora tysiąca dotarli pod obiekt, by móc duchowo wspierać ulubieńców. Ci zamiast odwdzięczyć się grą i wreszcie wygrać na wyjeździe, spisali się aby pierwszy raz przyszło im grać w piłkę. Gdyby Wisła nie była tak słaba, wynik byłby znacznie wyższy.

A przecież słabość przeciwnika szło doskonale wykorzystać. Po czerwonej kartce dla Chaveza do końca spotkania pozostawało aż trzydzieści minut. Pół godziny czasu na wzięcie się w garść, strzelenie bramki nie tylko wyrównującej, ale też zwycięskiej. Nie udało się. Widzew bardziej niż zespół przypominał piłkarskiego impotenta. Sporadycznie wchodził w pole karne Wisły. W zasadzie nawet sokole oko nie dostrzegłoby, że gra z jednym zawodnikiem więcej. Ba! Niekiedy można było pomyśleć, że to Widzew jest osłabiony!

Zawiedli właściwie wszyscy, z wyjątkiem jak zawsze solidnego Thomasa Phibela i Macieja Mielcarza, który przy stracie bramki nie mógł nic zaradzić. Bezpośrednim winnym pozostaje Dino Gavrić - transferowa pomyłka zimowego okienka. Samo sprowadzenie zawodnika od pół roku niemającego styczności z piłką przyprawiało o żal. Teraz przychodzi leczyć kaca. Gavrić chciał być jak Mats Hummels i mu się udało. Podobnie jak Niemiec podał piłkę pod nogi przeciwnika i sprezentował bramkę. W żadnym z dotychczasowych meczów w Widzewie nie zagrał przyzwoicie. Zawsze raził niedokładnością, powolnymi ruchami, słaba dynamiką i zwrotnością.

Winni porażki są jednak wszyscy. Pytanie kto najbardziej. Dla mnie na pewno nie Gavrić. Kto więc? Ciężko będzie Wam w to uwierzyć.

Radosław Mroczkowski.

Szkoleniowca Widzewa cenię bardzo mocno. Jest najgorzej opłacanym trenerem w lidze, a mimo to wykonuje świetną robotę, ma wizję i stara się ją realizować, nie zwracając uwagi na napotykane trudności. Niestety ostatnimi czasy trochę się wypalił, często podejmuje wielce błędne decyzje.

Z Wisłą zbyt długo zwlekał z wprowadzeniem niezbędnych zmian. Widzew przegrywał, potem grał w przewadze. Zamiast to wykorzystać i od razu wpuścić świeżą krew sprawił wrażenie poczynił, jakby chciał... bronić wyniku. W momentach, gdy myśli się o uniknięciu porażki, o strzeleniu bramki, koniecznie jest wzmocnienie ofensywnego potencjału.

To logiczne i jasne jak słońce. Tymczasem Radosław Mroczkowski swoimi roszadami pozostawił status-quo! Zamiast wpuścić wcześniej Rybickiego, zdjął nienajgorszego Dudka, desygnując Batrovicia, który nie grzeszy warunkami fizycznymi i nie miał większych szans w starciu z drugą linią i defensywą wiślaków.

Nie w pełni wykorzystany też został potencjał Pawłowskiego. Faktem jest, iż zagrał najgorzej w tej rundzie. Stronił od odważnych wejść, gubił piłkę, czasami grał zbyt egoistycznie. Nie potrafił się odnaleźć na murawie, co bez wątpienia stanowiło skutek częstych zmian pozycji. Przesunięcie Pawłowskiego na prawą stronę, by Kaczmarek zagrał na nominalnej lewej? Toż to niewybaczalne pudło! Od starcia z GKS Bełchatów jasne jest, że Pawłowski na lewej, a Pawłowski na prawej to jak niebo i ziemia. A Kaczmarek na prawej i Kaczmarek na lewej to jak marazm i... mierność.

Strach przyznać, ale w niektórych poczynaniach Mroczkowski zaczyna przypominać... o zgrozo... Franciszka Smudę! Ciągle stawia na zawodników bez formy, tak jakby byli jego ulubieńcami.
Przykład? Wspomniany Kaczmarek. Doświadczenie ma olbrzymie, jesienią był najlepszym widzewiakiem, po jego rajdach i zagraniach ręce same składały się do oklasków. Wiosną zmienił się totalnie, nie do poznania. Niestety na gorsze. Gra na wiwat. Biega i traci, biega i traci. Na dwadzieścia zagrań, tylko parę ma udanych, reszty lepiej nie komentować. Gdy dośrodkowuje, zdarza mu się nawet przerzucić boisko. Mało podań trafia pod nogi adresatów. Na dodatek razi powolnością. Niestety dla trenera Mroczkowskiego kilka słabych spotkań nie stanowi argumentów, by wreszcie posadzić go na ławce rezerwowych. A powinien zrobić to już dawno, tym bardziej, że formę odbudowuje Alex Bruno. Jest jeszcze Rybicki. Jesienią pojawił się parę razy na prawym skrzydle. Efekt? Imponował szybkością, dokładnością i mobilnością. Co nie pozwala Mroczkowskiemu dać chłopakowi szansy?

Nie sposób zrozumieć jakim prawem następną otrzymał Krystian Nowak. Minięcie go w trakcie akcji to jak zabranie dziecku zabawki. Krzywdy żadnej nie wyrządzi, nawet porządnie nie będzie przeszkadzał. Jeszcze to przyjęcie piłki... na pięć metrów w stylu Paula Grischoka. Młody wiek nie jest w tym wypadku żadnym usprawiedliwieniem. On po prostu, albo jest słaby, albo znalazł się w regresie formy. A może to sprawa złej pozycji? W poprzednich meczach z niezłej strony zaprezentował się w ofensywnych aspektach. Może warto trochę przesunąć 18-latka do przodu?

Do wszystkiego dochodzi jeszcze atmosfera w szatni. Nie jest najgorsza, ale do ideału dużo brakuje. Po zejściu z murawy Sebastian Dudek jasno dał do zrozumienia, że nie rozumie, dlaczego został zdjęty na rzecz Batrovicia. Rację miał, lecz dla dobra chemii, nie powinien jej wyrażać publicznie. Pamiętajmy przy tym, że Dudek kłócił się już z niejednym trenerem. Na pieńku miał wcześniej z Orestem Lenczykiem, aż wióry się sypały. Oby historia nie powtórzyła się z Mroczkowskim.

Cały Widzew musi się wziąć w karby. Nad strefą spadkową ma raptem sześć punktów przewagi, a na rozkładzie ma: marzącą o pucharach Jagiellonię, walczących o mistrzostwo Legię i Lecha, nieobliczalną Koronę i toczące bój o utrzymanie Podbeskidzie. Trzeba się mieć na baczności, jak najszybciej skorygować szwankujące elementy, żeby nagle, tak niespodziewanie nie doszło do gigantycznej tragedii. Widzewie ogarnij się! Strzeż się!

Widzew ŁódŸ

WIDZEW ŁÓDŹ - serwis specjalny Ekstraklasa.net

Daniel Kawczyński Twitter

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24