Spotkanie GKS-u z Nidą odbyło się w Kielcach. Ze względu na gruntowny remont stadionu drużyna z Nowin wiosną rozgrywa swoje mecze na boisku ze sztuczną nawierzchnią na osiedlu Świętokrzyskie. Jest ono twarde i piłkarze – co przyznają sami gracze sobotniego przeciwnika pińczowian – dosyć mocno to odczuwają. Dlatego naszą ekipę czekał wyjątkowo ciężki pojedynek – także z tego względu, że wieńczył maraton pięciu gier w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
To chyba przełożyło się na styl gry prezentowany przez oba zespoły w pierwszej części gry. Można bowiem o niej w zasadzie napisać tylko tyle, że się odbyła. Strzałów ze strony GKS-u i Nidy policzyliśmy zaledwie kilka, bo dominowała walka w środkowej strefie boiska. Do najistotniejszych momentów trzeba zaliczyć jedynie silną, ale minimalnie niecelną główkę Łukasza Gągorowskiego z ekipy gospodarzy (28 minuta) i mocne uderzenie Łukasza Miki z drużyny gości, po którym piłka przeszła tuż obok słupka (42 minuta).
Dlatego ci, którzy w sobotnie popołudnie przyszli obejrzeć mecz – kilkudziesięciu widzów – stracili 45 minut z życiorysu. W tym czasie wszystko, nawet pielenie grządek w ogródku czy leżenie na kanapie i liczenie much na suficie, było zdecydowanie ciekawsze od tego, co (a raczej czego nie) robili piłkarze na boisku.
Druga połowa była zaś zupełnie inna. Działo się w niej zdecydowanie więcej, a to głównie za sprawą piłkarzy Nidy. Pińczowianie wzięli się do solidnej roboty, i to od razu po przerwie. Tak przycisnęli graczy Nowin, że ci już w 56 minucie kompletnie się pogubili. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego bramkarz Paweł Mech wypiąstkował piłkę wprost w Jakuba Hińczę i „zafundował” swojemu koledze samobója.
Wydawało się, że GKS rzuci się do odrabiania strat. Nic z tych rzeczy – gospodarze nadal grali ospale. W 68 minucie po raz drugi wykorzystała to Nida. Po ładnym dośrodkowaniu z prawej strony głową piłkę do siatki skierował Krystian Sornat.
Po podwyższeniu rezultatu piłkarze Nidy zaczęli grać spokojniej. Chcieli dowieźć ten wynik do końca, ale nie udało się. Gracze z Nowin nagle kwadrans przed końcem przypomnieli sobie, że w końcu na boisko wychodzi się po to, by strzelać gole i ruszyli do ataku. W 82 minucie po głupiej stracie piłki w środku pola przez pińczowian przeprowadzili szybką akcję, którą skutecznie sfinalizował Dominik Szewczyk. Kontaktowa bramka wreszcie zagwarantowała emocje, bo gracze GKS-u zaczęli dążyć do wyrównania i zepchnęli gości do obrony. Raz byli naprawdę blisko gola na 2:2 – w 86 minucie Szewczyk silnie strzelił zza pola karnego, ale Adrian Zyguła w pięknym stylu obronił. Tym samym uratował wygraną swojemu klubowi.
- Wreszcie byliśmy skuteczni. Co ważne, nie rozdawaliśmy prezentów jak w ostatnim spotkaniu z Kamienną Brody. Koncentracja też była wysoka i to wszystko przełożyło się na wygraną. Szkoda jedynie, że już w pierwszej połowie nie zagraliśmy tak, jak sobie zakładaliśmy, a więc zdecydowanie. Najważniejsze, że udało się mimo nerwowej końcówki nie stracić drugiej bramki – mówi Paweł Wijas, trener Nidy.
- Po fatalnej porażce z Kamienną mieliśmy poważną rozmowę z prezesem. Zmobilizowała nas na tyle, że z Nowinami nie popełniliśmy głupich błędów, a myślę, że zagraliśmy całkiem niezły mecz. Uważam, że przez znaczną większość czasu gry kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku – komentuje Łukasz Mika, kapitan Nidy.
W niedzielę, 22 kwietnia, piłkarze Nidy (24 punkty po 23 meczach i 13 miejsce w tabeli) zagrają w Pińczowie z Olimpią Pogonią Staszów. Mecz o godzinie 16.
TOP 15 miejsc w Świętokrzyskiem widzianych z kosmosu
POLECAMY RÓWNIEŻ:
ZOBACZ TAKŻE: INFO Z POLSKI: Tutaj zwierzęta zjadały się nawzajem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?