Wymęczone zwycięstwo z Węgrami! Pomogła bramka samobójcza

Daniel Kawczyński
Bramkę na 1:0 zdobył Paweł Brożek
Bramkę na 1:0 zdobył Paweł Brożek Paweł Łacheta
Dublerzy w kadrze Smudy zdali egzamin, pokonując Węgrów 2:1. Przy większej skuteczności można było ten mecz wygrać pewniej, jednak ostatecznie do zwycięstwa potrzebna była pomoc w postaci bramki samobójczej w końcówce spotkania.

Po ostatniej, przykrej porażce z Włochami, Polacy walczyli przede wszystkim o poprawę nastrojów. Trener Franciszek Smuda, tak jak zapowiadał, dał pograć rezerwowym, z których co niektórzy mieli okazję nawet na awans do wyjściowej jedenastki. Mowa tutaj o Marcinie Wasilewskim, który zagrał na pozycji stopera wraz z Arkadiuszem Głowackim, i wobec słabej i niepewnej postawy Damiena Perquisa ma szansę zadomowić w wyjściowym składzie na dłużej.

Jeśli chodzi o inne roszady - w bramce pojawił się Łukasz Fabiański, który zastąpił klubowego kolegę Wojciecha Szczęsnego, po bokach defensywy oglądaliśmy Grzegorza Wojtkowiaka i Marcina Komorowskiego, na defensywnej pomocy zagrali Dariusz Duka i Adam Matuszczyk, przed nimi Maciej Rybus, Adrian Mierzejewski, Jakub Błaszczykowski i w ataku Paweł Brożek. Dwójka ostatnich miała pełnić rolę motorów napędowych w ofensywie.

Polacy zaczęli bardzo odważnie, częściej bywali przy piłce i starali się znaleźć dogodne okazje, zwłaszcza po akcjach skrzydłami. 180 sekund po pierwszym gwizdku Grzegorz Wojtkowiak podał z prawej flanki do Pawła Brożka, ten co prawda został ograny, ale piłka trafiła na 16.metr do Jakuba Błaszczykowskiego, który strzelił po ziemi obok słupka. Chwilę później Adrian Mierzejewski trafił z pola karnego, tylko w boczną siatkę. Był zupełnie niepilnowany i miał prawo pluć sobie w brodę.

Węgrzy nie mieli na murawie za wiele do powiedzenia, a kiedy udało im się opuścić własną połowę i wyjść z akcją, natychmiast byli powstrzymywani przez uważnie i ofiarnie grającą defensywę. Zwłaszcza dobrze spisywali się Dariusz Dudka i Marcin Wasilewski, którzy nie tylko świetnie naciskali rywali i nie odpuszczali ich na krok, ale i potrafili wyprowadzić piłkę do przodu. Łukasz Fabiański nie mógł więc narzekać na pełne ręce roboty. Jedyny raz interweniował w 18. minucie, gdy musiał łapać futbolówkę po czytelnym uderzeniu Vladimira Komana.

Podopieczni Franciszka Smudy mieli zdecydowaną przewagę, lecz nie potrafili jej przełożyć na dogodne sytuacje strzeleckie. Przeszkadzała przede wszystkim położona przed kilkoma dniami murawa, mocno utrudniająca rozgrywanie akcji, oddanie dobrego podania, czy przyjęcie. Z czasem tempo gry spadło i kibice mieli prawo narzekać na nudę. Niedługo, bo "biało-czerwoni" przystąpili do częstych i coraz bardziej składnych ataków.

Zaczęło się w 25. minucie, a piekielną bombę Mierzejewskiego z rzutu wolnego, z największym trudem sparował przed siebie Adam Bogdan. 120 sekund później Błaszczykowski fantastycznie zagrał piętą do Brożka, który w polu karnym zwiódł obrońcę i przestrzelił, marnując doskonałą okazję. Za moment ten sam zawodnik szarżował po raz drugi, tym razem zbyt długo zwlekał z decyzją i dał się ograć rywalom. Widać było, że piłkarzowi Trabzonsporu zależy na bramce i daje z siebie wszystko. W 37. minucie w pole karne przedarł się, z prawej strony Błaszczykowski, ale zamiast kontynuować akcję wycofał do Mierzejewskiego. Po jego potężnym uderzeniu z szesnastu metrów, futbolówkę z olbrzymimi kłopotami wybił do przodu Bogdan. Tam gdzie trzeba czyhał jednak Brożek i z najbliższej odległości umieścił piłkę w siatce.

W przerwie, trener Smuda wpuścił na boisko, Rafała Murawskiego zastępując Adama Matuszczyka. Do szatni "biało-czerwoni" prezentowali całkiem niezły futbol i tuż po wznowieniu gry mogli podwyższyć na 2:0. Prawą flanką pomknął Grzegorz Wojtkowiak i wypatrzył na 11.metrze zupełnie niepilnowanego Mierzejewskiego, lecz Bogdan wykorzystał swój refleks i nogą zatrzymał zmierzającą do bramki futbolówkę.

Od początku byli bardzo aktywni i wydawało się, że kolejne gole to tylko kwestia czasu. Gdzieś jednak zatracili swoją agresywność i pewność w obronie, co poderwało niewidocznych dotąd Węgrów do groźnych ataków. W 51. minucie piłkę po dośrodkowaniu do przodu Komana, wypluł Fabiański, na szczęście przytomnie wyszedł z bramki i zdołał zapobiec dobitce. W 54. minucie blisko wyrównania był Zoltan Gera, lecz piłka poleciała minimalnie obok słupka. 8 minut po tym rezerwowy bramkarz Arsenalu znów musiał interweniować, tym razem wyłapał uderzenie Tamasa Priskina, który wcześniej poradził sobie z dwójką stoperów.

Podopiecznym Franciszka Smudy wiodło się coraz gorzej, więc szkoleniowiec zdecydował się na niezbędne zmiany. Arkadiusza Głowackiego zastąpił Łukasz Piszczek, Dariusza Dudkę - Tomasz Jodłowiec, jednakże najbardziej istotne było wejście na murawę Roberta Lewandowskiego. Tuż po zameldowaniu się, napastnik Borussi Dortmund miał dwie wyśmienite okazje. W 70. minucie, po "kozłowanej" wrzutce Piszczka, posłał piłkę ze "szczupaka" minimalnie nad bramką. Następnie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, błąd popełnili węgierscy obrońcy i Lewandowski popędził na bramką, ale szybszy był Bogdan.

Polacy odzyskali swój blask, lecz nieoczekiwanie Madziarzy zaczęli coraz częściej dochodzić do głosu, wykorzystywali brak koncentracji w naszych szeregach i w 77. minucie wyrównali. Z prawej strony w pole karne dośrodkowywał, Akos Elek, a piłkę tuż przy słupku, skierował do bramki Priskin, przy bardzo biernej postawie Piszczka i Wasilewskiego. Podopieczni Sandora Egervariego postanowili pójść za ciosem i szukali szans na prowadzenie. Pierwszy, dobrą szansę miał Gera, ale powstrzymał go Fabiański. Potem, próba Dzudsaka powędrowała obok bramki.

Węgrzy strzelili w końcu gola, ale samobójczego. Ich antybohaterem okazał się Vilmos Vanczak, który naciskany tuż przy bramce, przez Lewandowskiego nie wytrzymał presji i skierował futbolówkę do bramki. Warto odnotować, że wcześniej świetną akcją prawą stroną popisał się Błaszczykowski. Podczas niej minął jak tyczki trzech obrońców przeciwnika. Była 85. minuta. Kilka minut po wznowieniu gry, Lewandowski mógł ukoronować swój dobry występ, gdyby z mocnym strzałem nie poradził sobie Bogdan.

Polska pokonała Węgry 2:1, zmiennicy zaprezentowali się całkiem przyzwoicie, ale wciąż obecne są dobrze nam znane problemy w defensywie, przede wszystkim na jej środku. Po dobrej, pierwszej połowie nie były zbyt widoczne, natomiast druga odsłona całkowicie odsłoniła wszystkie braki. Dużo do życzenia pozostawia także skuteczność.

Polska - Węgry 2:1 - czytaj zapis naszej relacji na żywo!

Gole: 37′ Paweł Brożek, 85′ Vilmos Vanczak (sam.) - 78′ Tamas Priskin

Żółte kartki: Tozser, Varga

Sędzia: Hannes Kaasik (Estonia)

Polska: Łukasz Fabiański - Grzegorz Wojtkowiak (84' Janusz Gol), Marcin Wasilewski, Arkadiusz Głowacki (59' Łukasz Piszczek), Marcin Komorowski - Jakub Błaszczykowski, Adam Matuszczyk (46' Rafał Murawski), Dariusz Dudka (65' Tomasz Jodłowiec), Adrian Mierzejewski (73' Ludovic Obraniak), Maciej Rybus - Paweł Brożek (66' Robert Lewandowski)

Węgry: Adam Bogdán - Jozsef Varga, Vilmos Vanczak, Roland Juhasz, Zsolt Laczko - Vladimir Koman Jr., Gyorgy Sandor (46' Tamas Hajnal), Daniel Tozser (46' Akos Elek), Zoltán Gera, Balazs Dzsudzsak - Tamas Priskin (81' Robert Feczesin)

Zobacz galerię zdjęć z meczu!

Wkrótce obszerna relacja ze spotkania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24