Zawisza zagrał na szóstkę! [KOMENTARZ]

Marek Stefańczyk
W ostatnim czasie w rozgrywkach polskiej Ekstraklasy coraz częściej padają wysokie wyniki. Dla kibica atrakcyjna sprawa. Ale co wtedy, kiedy mecze okraszone kilkoma bramkami oglądają puste trybuny? Wczoraj doczekaliśmy się takiego scenariusza w Bydgoszczy, gdzie Zawisza rozgromił gliwickiego Piasta aż 6:0.

Pozytywne zaskoczenie

Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałem się takiego obrotu spraw przy Gdańskiej. Wydawało mi się, że sąsiadujące wówczas ze sobą w tabeli zespoły stoczą zacięty bój i wynik będzie oscylował w okolicach remisu. Niezbyt pokaźna była też lista nieobecnych w obu drużynach. Jakimś handicapem dla gospodarzy mógł być jedynie swój stadion. Ale co im po stadionie, skoro był pusty? To, dlaczego był pusty, to temat na osobną dyskusję. Bardziej chciałbym zwrócić uwagę na grę Zawiszy i bądź co bądź tragiczną postawę Piasta w defensywie. O ile w ofensywie Podgórski z kolegami próbowali (oddali 12 strzałów na bramkę), to z tyłu gra wyglądała katastrofalnie.

Horvath i Matras do teraz pewnie zastanawiają się nad sensem gry w piłkę, a już na pewno w formacji obronnej. Chłopy jak dęby, a pozwolili sobie strzelić 3 bramki głową. I to jeszcze jednemu z najniższych zawodników drużyny przeciwnej. O ich bilardowych umiejętnościach już nie będę wspominał. Poziomem gry dostosował się do nich, dotychczas nieźle spisujący się golkiper, Dariusz Trela. Ktoś powie - nie miał szans przy pięciu bramkach. Zgodzę się. Ale to, co stało się w 85 minucie to jego osobista porażka. Na pewno fatalne to uczucie, jeśli puszczasz 6 bramek w jednym meczu, a ostatnia z nich wygląda tak jak ta, którą zdobył Petasz. Oddajmy Bogu, co boskie, strzał był mocny, piłka miała dziwną rotację i trajektorię lotu. Jak dla mnie jednak, nawet to nie usprawiedliwia gliwickiego bramkarza. Efekt znamy. Bagaż sześciu bramek w perspektywie długiej podróży na Śląsk.

Masłowski & Petasz Show

I byłbym zapomniał. Mecz - marzenie dla pomocnika Zawiszy, Michała Masłowskiego. Popularny "Masło" wzbogacił się po tej rywalizacji o meczową piłkę. A to za sprawą czterech bramek strzelonych Piastunkom. Michałowi w tym meczu wychodziło wszystko. Po tym spotkaniu pomocnik Zawiszy wysunął się na czoło klasyfikacji strzelców swojej drużyny. Skoro już wyróżniam, to nie mogę zapomnieć też o Piotrze Petaszu. I nie chodzi mi tylko i wyłącznie o tego gola z rzutu wolnego, bo to, że "Peti" umie uderzyć - wiedziałem. Bardziej chciałbym zwrócić uwagę na to, że ten zawodnik zagrał przeciwko gliwiczanom tylko dlatego, że za kartki musiał pauzować Sebastian Ziajka. Swoją szansę wykorzystał chyba najlepiej jak mógł. 3 asysty i jedna bramka to poważne argumenty dla Ryszarda Tarasiewicza, by w spotkaniu z Podbeskidziem postawił właśnie na niego. Brawa też dla Wojciecha Kaczmarka za czyste konto. Oszałamiająco pięknej gry nie było, ale wynik idzie w świat. Piast pozwolił sobie strzelić, to Zawisza skorzystał i wyszło 6:0.

Ale...

Żeby nie było jednak tak kolorowo, mały kamyczek do ogródka bydgoskiej drużyny. Czerwona kartka dla Herolda Goulona. Francuz do pewnego momentu bardzo dobrze operował w środku boiska, zabezpieczał tyły, odbierał piłkę, walczył, grał po prostu dobry mecz. Aż tu nadeszła druga połowa i pierwsza niepotrzebna, żeby nie powiedzieć głupia żółta kartka. Na drugą nie trzeba było długo czekać. Obie były jak najbardziej zasłużone. Spora nieodpowiedzialność ze strony tego sympatycznego pomocnika. W konsekwencji Goulon nie będzie mógł zagrać w Bielsku Białej przeciwko Podbeskidziu. Były to jego odpowiednio trzecia i czwarta żółta kartka w sezonie, tak więc czeka go kolejne, po czerwonej kartce w meczu z Ruchem zawieszenie. Tak czy siak, nie może to przyćmić całej reszty. Żal tylko, że taki mecz odbył się przy pustych trybunach i zamiast chóralnego dopingu dało się usłyszeć tylko pokrzykiwania trenerów i zawodników Piasta i Zawiszy: czas, plecy, zagraj, jestem, czy dużo mniej cenzuralne komendy.

Brosz na wylocie?

Mamy taką ligę, że każdy może wygrać z każdym. No chyba, że ktoś gra u siebie z Widzewem. Wtedy trzy punkty to obowiązek. Jedni mówią, że to oznaka słabości polskich boisk. Zero powtarzalności, schematu gry. Inni obstają przy tezie, że liga nieprzewidywalna, to liga dobra. Bądź, co bądź bydgoski rewanż za mecz o awans jeszcze na boiskach pierwszej ligi wzięty z trzybramkową nawiązką. Coraz cieńszy jest lód, po którym stąpa duet trenerski Marcin Brosz - Dariusz Dudek. A Zawisza po cichu pnie się w górę tabeli. Aktualnie zajmuje szóstą lokatę. Do pucharów niedaleko, a skoro Piast potrafił, to czemu nie Zawisza? Klasyk mówi: jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. W takim razie Podbeskidzie, Zawisza, Jagiellonia rozdają karty, a w strefie spadkowej są Legia, Wisła i Lech.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24