Lechia rozpoczęła sezon od porażki z Polonia Warszawa. Nie takiego początku sezonu w starciu z klubem, który miał kłopoty z przygotowaniem się do rundy wiosennej, oczekiwali kibice. Nie wiem czemu, ale w Polsce istnieje tendencja do lekceważenia przeciwników, którzy mają problemy. A przecież nie od dziś wiadomo, że często trudności jednoczą, bardziej mobilizują zespół, co w zeszłym sezonie pokazał choćby ŁKS. Zresztą Polonia udowodniła w następnych meczach, że będzie drużyną groźną w tym sezonie dla każdego. Lechia z kolei, że własne boisko nie jest jej atutem. Wystarczy przyjechać do Gdańska z zamiarem obrony i mecz można przynajmniej zremisować. Drużyna grała wolno i niedokładnie, nie stwarzając sobie prawie w ogóle sytuacji podbramkowych. Obraz gry nie różnił się w ogóle od tego, co widzieliśmy w zeszłym sezonie.
Mecz ten pokazał również, że dużo do zrobienia jest w formacji obronnej. Wystarczy powiedzieć, że wyróżniającym się obrońcą w tym meczu był Pietrowski, nominalnie środkowy pomocnik, często krytykowany za swoją postawę w poprzednich sezonach. Wejście w kolejnych meczach do tej formacji Bieniuka wyraźnie poprawiło grę obronną. Gdański zespół nie stracił żadnego gola w dwóch następnych spotkaniach (w jednym grając przez prawie godzinę w osłabieniu).
Po meczu z Polonią stało się jednak coś, na co niewiele osób zwróciło uwagę i co bardzo rzadko zdarzało się w poprzednim sezonie. Otóż po porażce w takim stylu piłkarzy najczęściej spotykała spora porcja gwizdów i wyzwisk. Tym razem piłkarze, wywołani przez kibiców, wspólnie odśpiewali z nimi klubowe pieśni. Zawodnicy, co przyznał później na spotkaniu z kibicami drugi trener Lechii Krzysztof Brede, byli bardzo zaskoczeni taką reakcją fanów. Wiedzieli, że jest to swoisty kredyt zaufania na kolejne spotkania. A mecze nie zapowiadały się łatwo.
W drugiej kolejce mieli zmierzyć się w Szczecinie z beniaminkiem, który w pierwszym meczu rozbił Zagłębie Lubin 4:0, a w kolejnej w Kielcach z Koroną, z którą Lechia w ostatnich trzech sezonach wygrała tylko raz. Drużyna z Gdańska pokazała jednak charakter, a trener bardzo dobrze przygotował zespół do tych meczy. Oba były w zasadzie do siebie podobne. Gospodarze starali się atakować, natomiast goście przeprowadzali groźne kontry. Sposób, w jaki Lechia zdobyła drugą bramkę w Szczecinie, jakby określa styl gry drużyny w meczach wyjazdowych: aktywna obrona, przejęcie piłki i szybkie wyjście przynajmniej czwórką zawodników do kontry. Po podobnej akcji zespół strzelił gola także w Kielcach.
Oceniając ofensywne akcje zespołu z Gdańska, warto zauważyć również, że niestety jej gra opiera się głównie na jednym zawodniku: Abdou Razacku Traore. Widoczne było to w obu meczach. Brakuje Lechii większej liczby wariantów ofensywnych. Traore w dłuższej perspektywie może brakować pomysłów na skuteczne wykończenie akcji. Przebłyski dobrej gry miał w Kielcach Ricardinho i to on powinien w kolejnych meczach wspomóc w ataku Razacka. Inaczej gra Lechii będzie zbyt przewidywalna.
Przed nami czwarta kolejka, w której Lechia gra u siebie z Piastem i wydaje się być zdecydowanym faworytem. Jednak myślę, że bardziej wyniki dwóch kolejnych meczy - z Wisłą (wyjazd) i Lechem (dom) - dadzą odpowiedź, w którym miejscu ligowej tabeli będzie w tym sezonie Lechia.
LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?